Posty: 139 Skąd: z jednego małego miejsca na ziemi...
Wysłany: Nie Sie 27, 2006 12:52 pm
Większość osób przychodzi do OSB, bo myśli, że taniec to nie jest nic trudnego. Takie osoby myślą, że po tygodniu będą tańczyć na scenie. Gdy nauczyciel zaczyna się ich "czepiać", nie chcą już chodzić do szkoły, a najlepszym rozwiązaniem staje się zostać w szkole jak ktoś jest w podstawówce, to do jej końca, by iść do innego gimnazjum...
_________________ Oglądam-
Spocenie
Łzy
Uśmiechy
Rozpalone marzenia
Wyzwolenie radości
Trud i zmęczenie...
Balet
Ostatnio zmieniony przez PavlovaAnna Sro Sie 30, 2006 10:06 am, w całości zmieniany 1 raz
Tak. Wszystkim się wyadje, że umie szpagat. I jest zdolny. Jeśli ktoś ma warunki to trzeba je "okiełznać" i pokierować ciałem we właściwym kierunku. Najgorzej jednak jest gdy nauczyciel raż krzyknie nie ze złości, ale żeby ucznia zmobilizować i np. żeby więcej zakręcił. Żeby się spiął. To wtedy naturalnie jest, że : Ależ ona wrzeszczy
Ja rozumiem takiego nauczyciela...
_________________ Klawisze pianina są czarne i białe, ale grają niczym milion kolorów w Twojej podświadomości.
Związek z tańcem: Tancerz,choreo,naucz
Wiek: 53 Posty: 538 Skąd: Gdańsk
Wysłany: Nie Sie 27, 2006 9:03 pm
ojojoj ,dopiero odkryłem ten temat - heh
- miałbym co pisac .Obiecuje ,że napisze ale za pare dni ,znam to ze swojego doswiadczenia ,ale nie chce mi sie pisac az tak długich wywodów ,ale mysle ,ze napisze niebawem ....Pozdrawiam
Uważam, ze jeśli ktoś ćwiczy przez załóżmy 10 lat w wszkole baletowej, włozył w taniec tyle czasu i wysiłku trudno jest mu z tego zrezygnować... To wtedy tak jakby zmarnowany czas. Poza tym jeżeli lekcji z normalnych przedmiotów jest mniej i nie zwraca sie na nie takiej uwagi jak w innych szkołach poziom moze byc rzeczywiscie duzo słabszy. A uczennicy ze słabszymi wynikami po prostu nie przyjma do lepszej szkoły, bo na jej miejsce czekaja osoby z dobrymi ocenami. Oczywiscie ze mozna uczyc sie we własnym zakresie, ale bez przesady - nie da sie nadrobic wszystkiego. gdyby się dało to pocóż byłaby szkoła
Związek z tańcem: uczennica
Wiek: 31 Posty: 1516 Skąd: Kraków
Wysłany: Wto Sie 29, 2006 9:40 pm
PavlovaAnna napisał/a:
Przeciętna uczennica ma tygodniowo 16 godzin tańca, jednak te najlepsze mają ich o wiele więcej. Są uczennice, które ćwiczą przez większość dnia, wstają wcześnie rano, by zdąrzyć do szkoły...
Całe szczęśliwe idą na pierwszą lekcje tńca tego dnia. Wytrwale ćwiczą przy drążku, nie pozwalają sobie nawet na chwile przerwy. Nieraz na lekcji mają ochotę wyjść z sali i trzasnąć drzwiami, mają dosyć pedagogów, którym nigdy nic nie pasuje, zawsze znajdują błędy i wciąż wmawiają ci, że markujesz. Zmęczone wychodzą z sali baletowej, a zaraz po zamknięciu drzwi od szatni wybuchają płaczem. Muszą się jednak uspokoić, bo za chwile będzie następna lekcja, niekoniecznie tańca...
Czasem nie mają nawet chwili czasu, by coś zjeść, bo zaraz po lekcjach (tych obowiązkowych, ustalonych przez dyrektora) biegną na repertuary, "prywatne" zajęcia dla najlepszych. Zazwyczaj nauczyciel prowadzący repertuar ma taką zasadę, że będzie on trwał tak długo, dopuki nie będzie "dość dobrze".
Z niechęcią ponownie wchodzą na salę baletową i zakładają te "przeklęte" pointy. Po kilkanaście razy wykonują te same pas, zawsze słysząc tą samą odpowiedź, źle. Rzadko zdarza się, że nauczyciel powie dość dobrze, a na jego twarzy zobaczy się choćby lekki uśmiech.
Po repertuarze zmęczone wpadają do szatni, by jak najprędzej uwolnić z point zakrwawione palce. Denerwują się, tracą wiarę w siebie, płaczą mówiąc, że już nigdy nie wrócą do tej przeklętej szkoły, a jednak... nie są w stanie zostawić za sobą czegoś, na co straciły tyle łez, sił, nerwów...
Po pewnym czasie nadchodzi dzień "debiutu", pare sekund, w których mogą pokazać taniec, dla którego codziennie miały zakrwawione palce. Podczas tych sekund nie liczysię to, jak to wszystkobolało, wtedy całe ciało ogarnia radość, szczęście. Przecież tak miło jest słuchać oklaski publiczności, zachwyt przyjaciół, rodziców...
Te pare sekund jednak szybko mija i wraca smętna rzeczywistość. Znów nastają ciężkie dni, prowadzące do kolejnego "debiutu", jednak zanim to się stanie, codziennie z ich (uczennic) ust słychać słowo "odchodzę", choć nigdy nie odchodzą. One poprostu to kochają...
Wiecie co... może to zabrzmi dziwnie, ale na prawde chcialabym żeby tak wygladalo moje życie... NA PRAWDE
A to co jest pogrubione to szczególnie mi sie podoba...
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 32 Posty: 293 Skąd: Grudziądz
Wysłany: Pon Sty 28, 2008 8:12 pm
Tak... krew z paluszków nie jest przyjemna... A co do kochania baletu... Dzieci zaczynają w wieku 10 lat, w zasadzie wybierają rodzice... Dzieci dorastają i kiedy zaczynają mieć własne zdanie zaczynają nienawidzić baletu i SB bo boli, bo chcę czegoś innego a więcej wiedzą o tańcu niż o matematyce... Ale jak ktoś już wcześniej pisał, ludzie po tygodniu myślą, że zatańczą w teatrze. A tu guzik. Poza tym nauczyciele krzyczą i wyżywają się na biednych uczniach, żeby zobaczyć kto jest słaby i kto odpadnie... Najsilniejsi i ci, którzy naprawdę chcą tańczyć zostaną.
znam ludzi po OSB ktorzy tam poszli przez rodzicow, male dziecko nie podejmie swiadomej decyzji o tym ze chce zawodowo tanczyc balet wiec impuls jest zawsze od rodzica, potem dziecko albo to lapie albo i nie, szansa ze w doroslym zyciu z taka sama pasja bedzie tanczylo jak na poczatku to 50%, trudno oczekiwac zeby kazdy stwierdzil potem:ja to kocham i tylko to w zyciu chce robic
Związek z tańcem: tancerz, choreograf
Wiek: 36 Posty: 808 Skąd: Koszęcin
Wysłany: Pon Sty 28, 2008 11:08 pm
nathaliye_r napisał/a:
male dziecko nie podejmie swiadomej decyzji o tym ze chce zawodowo tanczyc balet wiec impuls jest zawsze od rodzica
Ja bardzo przepraszam, ale to bzdura!!! Ja w wieku 3 lat podjęłam swiadomą decyzję o tym, ze będę tancerką baletową. I rodzice az do 8 roku zycia usilowali mi to wybic z glowy. Ale się nie dałam. I wbrew ich woli do OSB trafiłam.
Dziecko jest w stanie podjąć taką decyzje.
Owszem zdarza sie, ze to decyduja rodzice, ale nie zawsze...
_________________ Nikt nie zobaczy łez przez wnętrze płynących i nikt nie usłyszy skargi z warg zaciśniętych głucho.
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 32 Posty: 293 Skąd: Grudziądz
Wysłany: Wto Sty 29, 2008 10:37 am
Bardzo zdeterminowaną...:)
Ja mając 16 lat muszę podjąć decyzję co do rozszerzeń przedmiotów maturalnych a to zadecyduje o moich studiach, a one z kolei o pracy itd. i tego zrobić nie potrafię. Przypadki, w których dzieci same decydują są według mnie naprawdę rzadkie. Najczęściej wybierają rodzice a jak dziecko zaczyna mieć własne zdanie to się buntuje bo to nie to. Ale są i ludzie, którzy za to rodzicom dziękują, bo kochają balet... Jednak co racja to racja, czasem nawet ci, którzy sami decydują o pójściu do SB zaczynają jej nienawidzić po dwóch miesiącach.
Bez przesady, 11-latki już dużo rozumieją i według mnie potrafią podjąć jaką taką decyzję - zależy od poziomu samodzielności, rozsądku, swego rodzaju dojrzałości (wiem, 11 lat i dojrzałość - mam nadzieję, że rozumiecie co chcę przez to powiedzieć). To tak jakby powiedzieć, że jedenastoletnie dzieci nie potrafią kochać - bo to właśnie od miłości się powinno zaczynać. Jeśli rodzice niańczą dziecko do osiemnastki tak samo jak niańczyli w wieku niemowlęcym, to raczej decyzje takiego dziecka muszą być uzależnione od rodziców...
Związek z tańcem: tancerz, choreograf
Wiek: 36 Posty: 808 Skąd: Koszęcin
Wysłany: Wto Sty 29, 2008 2:26 pm
Fleuve napisał/a:
Bez przesady, 11-latki już dużo rozumieją i według mnie potrafią podjąć jaką taką decyzję - zależy od poziomu samodzielności, rozsądku, swego rodzaju dojrzałości (wiem, 11 lat i dojrzałość - mam nadzieję, że rozumiecie co chcę przez to powiedzieć). To tak jakby powiedzieć, że jedenastoletnie dzieci nie potrafią kochać - bo to właśnie od miłości się powinno zaczynać. Jeśli rodzice niańczą dziecko do osiemnastki tak samo jak niańczyli w wieku niemowlęcym, to raczej decyzje takiego dziecka muszą być uzależnione od rodziców...
Podpisuję sie pod tym rekami i nogami, w pointach
_________________ Nikt nie zobaczy łez przez wnętrze płynących i nikt nie usłyszy skargi z warg zaciśniętych głucho.
Ja bardzo przepraszam, ale to bzdura!!! Ja w wieku 3 lat podjęłam swiadomą decyzję o tym, ze będę tancerką baletową. I rodzice az do 8 roku zycia usilowali mi to wybic z glowy. Ale się nie dałam. I wbrew ich woli do OSB trafiłam.
Dziecko jest w stanie podjąć taką decyzje.
Owszem zdarza sie, ze to decyduja rodzice, ale nie zawsze...
to podziwiam ale nieliczne dzieci w wieku 3 lat podejmuja takie decyzje, udało Ci sie, przeciez w wieku 3 lat nie znałas dobrych i zlych stron tanca zawodowego, dzieci traktuja taniec inaczej niz dorosli profesjonalni tancerze, dla nich to głównie zabawa a potem to głownie ciezka praca, ja takze w wieku 4 lat stwierdzilam że chce tańczyć to sie nie zmienilo ale wtedy nie bylam swiadoma wszystkich aspektów zwiazanych z tancem tak jak inne kilkuletnie dzieci
Związek z tańcem: tancerz, choreograf
Wiek: 36 Posty: 808 Skąd: Koszęcin
Wysłany: Wto Sty 29, 2008 7:12 pm
Uwierz Zobaczylam wtedy w telewizji balet, to byla "Śpiąca królewna". Bylam absolutnie oczarowana. Mama w tym samym pokoju prasowala jakies szmatki, a ja smigalam Usilowalam tanczyc jak tancerka-Aurora. Postanowilam, ze ja tez tak bede tanczyc.
Potem tanczylam lambade i takie tam ale w tej malej 3letniej glowce bylo caly czas tamto przedstawienie.
Od tamtej pory zawsze i wszedzie mowilam, ze ja bede baletnicą. Tanczylam wszedzie gdzie tylko byl kawalek wolnej podlogi. I męczylam rodzicow az w koncu bylam w tym wieku, ze moglam isc na egzamin. Pomimo ich sprzeciwow. Oni caly czas mieli nadzieje, ze to dziecieca fanaberia.
Ale to nie byla dziecieca fanaberia
Ale zgodze sie z nathaliye_r, ze nie bylam swiadoma wszystkich aspektow tanca. Ja oczywiscie myslalam, ze przyjde do szkoly wsadzą mnie w taką piekna sterczaca spodniczke i nauczą tancow. A tu....drązek jakis...I codziennie powtarzanie tego samego Z poczatku mi sie to niezbyt widzialo, wolalam swoje wlasne improwizacje. Pozniej sie do tego przekonalam i pojelam, ze tak musi byc zebym mogla potem tanczyc tak jak ta pani w telewizji.
_________________ Nikt nie zobaczy łez przez wnętrze płynących i nikt nie usłyszy skargi z warg zaciśniętych głucho.
Ale zgodze sie z nathaliye_r, ze nie bylam swiadoma wszystkich aspektow tanca. Ja oczywiscie myslalam, ze przyjde do szkoly wsadzą mnie w taką piekna sterczaca spodniczke i nauczą tancow. A tu....drązek jakis...I codziennie powtarzanie tego samego
Pewnie Nadii chodziło o to, że poprzez pracę i ciągle 'źle' ma się dość tańca. Tyle, że zazwyczaj zaciska się zęby i mimo wszystko idzie dalej... Nawet jeśli 'nigdy tam nie wrócę!'.
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 32 Posty: 293 Skąd: Grudziądz
Wysłany: Sro Sty 30, 2008 12:48 pm
Fleuve napisał/a:
Pewnie Nadii chodziło o to, że poprzez pracę i ciągle 'źle' ma się dość tańca. Tyle, że zazwyczaj zaciska się zęby i mimo wszystko idzie dalej... Nawet jeśli 'nigdy tam nie wrócę!'.
Właśnie o to mi chodziło...
Uczeń, który kocha balet:
Nawet jeśli dziś jest "nigdy tam nie wrócę" to jutro jest "dziś będe 15 minut wcześniej w klasie".
Uczeń, który nie kocha baletu:
"Wcale mi się nie spieszy... Udam, że uciekł mi autobus, spóżnię się 15 minut"
Jak się kocha to się cierpi;) Zaciska zęby, nakleja plastry i... I ci uczniowie, którzy kochają balet dojdą gdzieś, nawet daleko:)
Ostatnio zmieniony przez GwiazdkaNadia Sro Sty 30, 2008 5:45 pm, w całości zmieniany 1 raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach