|
www.balet.pl forum miłośników tańca |
 |
POGADALNIA - tancerz/tancerka - mąż/żona
Rotbart - Pią Wrz 09, 2005 10:03 pm
Ciekawe kogo za męża przeważnie wybierają baletnice?
Tanc... - Pią Wrz 09, 2005 11:32 pm
Nie ma reguły ,typu kogo wybierają baletnice za mężów i odwrotnie ,ale zdażaja sie w jakimś tam procencie małżeństwa tancerzy. .....
Paula - Sob Wrz 10, 2005 9:08 am
Nefretete napisał/a: | ja bym mogła mieć męża tancerza ;) |
Szczerze mówiąc ja też, ale wcale nie aż tak bardzo :) Po prstu jeśli zakochałabym się w tancerzu to nie miałabym problemu żeby za niego wyjśc. Ale to nic z rzeczy: "Ja Ciebie nie chcę bo ja musze mieć za męża tancerza"
Nefretete - Sob Wrz 10, 2005 12:59 pm
Paula napisał/a: | Ale to nic z rzeczy: "Ja Ciebie nie chcę bo ja musze mieć za męża tancerza" |
Oczywiscie to nie chodzi o kryterium: tancerz albo nikt!
Czajori - Sob Wrz 10, 2005 3:47 pm
Ciekawe, czy jest jakaś zasada, bo do tej pory wydawało mi się, że nie ma żadnej Wszystko zależy chyba od szczęścia - jesli tancerka pozna fajnego tancerza, którego pokocha, to się z nim zwiąże; na takiej samej zasadzie, jesli pozna np. fajnego kolesia, który jest, powiedzmy, dziennikarzem, i go pokocha... romantycznie nam się zrobiło na forum, a to wcale nie wiosna
Paula - Sob Wrz 10, 2005 3:56 pm
No bardzo romantycznie. I teraz tez widac że tancerki nie różnią się od zwykłych ludzi :) Co los da tak będzie :)
Kasia G - Sob Wrz 10, 2005 4:12 pm
tyle że w praktyce tancerz/tancerka ma dość mało okazji (czasu) na poznanie kogoś spoza branży, kto w dodatku zrozumie i zaakceptuje specyfike zawodu. Stad tyle małżeństw "zawodowych"
sisi - Sob Wrz 10, 2005 9:11 pm
oh mysle, ze tancerki nie szukają na siłę tancerzy, ale mimo wszystko bankowo kogoś, kto podziela entuzjazm do tańcowania (chociaż częściowo). no bo jak tu wytrzymać z kimś kto pyta za każdym razem gdy wychodzi się na próbę "a po co ci to? przecież nie musisz się tak męczyć"... itp
makova_panienka - Sob Wrz 10, 2005 9:14 pm
mężczyzna-tancerz, to zupełnie inna wrażliwość, niż mężczyzna nie tańczący... oczywiście tancerz wypada w tym pojedynku zdecydowanie lepiej, przynajmniej jak dla mnie
Paula - Sob Wrz 10, 2005 9:22 pm
Makowa nie martw się nie tylko dla Ciebie. Wśród tancerZy których zdążyłam poznać to rzeczywiście są oni bardziej wrażliwi :)
sisi - Sob Wrz 10, 2005 9:24 pm
makowa_panienka napisał/a: | mężczyzna-tancerz, to zupełnie inna wrażliwość, niż mężczyzna nie tańczący... oczywiście tancerz wypada w tym pojedynku zdecydowanie lepiej, przynajmniej jak dla mnie |
nie tylko dla ciebie... ale też nie tylko o wrazliwośc chodzi. oni są po prostu... niezwykli
Paula - Sob Wrz 10, 2005 9:28 pm
sisi napisał/a: | nie tylko dla ciebie... ale też nie tylko o wrazliwośc chodzi. oni są po prostu... niezwykli :) |
Wyjątkowi, oryginalni, jedyni w swoim rodzaju i wiele zalet można by tu jeszcze wymieniać :)
makova_panienka - Sob Wrz 10, 2005 9:29 pm
Paula napisał/a: | Makowa nie martw się nie tylko dla Ciebie. Wśród tancerZy których zdążyłam poznać to rzeczywiście są oni bardziej wrażliwi |
ależ ja się nie martwię.
i nie chodzi mi o wrażliwość w samej istocie znaczenia tego słowa, bo facet powinien być twardy i od tego żadnych ustępst nie przyjmuję. wrażliwy na piękno, na duszę drugiej osoby, na jej uczucia, wreszcie wrażliwy na taniec, ruch...
rozmarzyłam się trochę, ale wierzę że takich mężczyzn spotkać można.
nadzieja matką głupich, hehe
Wojtek4p - Sob Wrz 10, 2005 9:30 pm
Witam . I z tym poglądem , że tancerze są bardziej wraźliwi to się nie zgodzę , to nie jest regułą . Bo można być np. muzykiem lub chociażby malarzem , rzeźbiarzem i też można być wraźliwym .
Myślę , że to zależy też od charakteru człowieka i nie tylko . Pozdrawiam .
Paula - Sob Wrz 10, 2005 9:30 pm
makowa_panienka napisał/a: |
nadzieja matką głupich, hehe :wink: |
Ale głupi ma zawsze szczęście, więc wiesz... :)
makova_panienka - Sob Wrz 10, 2005 9:34 pm
jest to myśl
Paula - Sob Wrz 10, 2005 9:37 pm
No a jak :)
P.S. Nawet nie zauważyłam, a teraz patrzę bach :) I jestem koryfejem :)
makova_panienka - Sob Wrz 10, 2005 9:43 pm
no BACH - a tu makowa_panienka gratuluje Pauli :*
Paula - Sob Wrz 10, 2005 9:45 pm
no to jeszcze jeden BACH - Paula dziękuje makowej_panience :) (jak dobrze że jest pogadalnia przynajmniej można poprowadzić takie "bardzo sensowne" dysputy :)
Tanc... - Sob Wrz 10, 2005 11:54 pm
Ja jak tu widać ciągle jestem NOWICJUSZEM ( wysokie kryteria tu stawiają co do ilości postów) a tak wogóle to jestem tym szczęśliwym tancerzem ,który ma żonę tancerkę . Pozdrawiam
Nefretete - Nie Wrz 11, 2005 12:21 am
Tanc... napisał/a: | a tak wogóle to jestem tym szczęśliwym tancerzem ,który ma żonę tancerkę . |
Albo Twoja żona ma szczęście, że ma męża tancerza
Mnie by taki mąż tancerz odpowiedał i ze względu na wrażliwość, i na wspólne niejako zainteresowania, no i nie zapominajmy o pięknym ciele
Rotbart - Nie Wrz 11, 2005 12:11 pm
Ale w takim układzie, kto się zajmuje wychowaniem dzieci, jeśli złożymy, że obydwoje pracują bardzo dużo? Kto z dziećmi pójdzie do kina albo do ZOO?:)
Wojtek4p - Nie Wrz 11, 2005 12:14 pm
Witam. Hi hi dobre pytanko i nie głupie Rotbart rozbawiło mnie trochę .
Rotbart - Nie Wrz 11, 2005 12:18 pm
Miło mi A jaka jest Twa opinia?
Rotbart - Nie Wrz 11, 2005 12:19 pm
I chciałem zaznaczyć, że nie zakładałem tego wątku, tylko został on wyodrębniony z innego, więc po części jego zaistnienie zawdzięczamy elicie rządzącej forum
Tanc... - Nie Wrz 11, 2005 12:22 pm
I tu czasami bywa problem z dzieckiem, no cóż bywają dni wolne czasami ,w tygodniu jak nie ma próby wieczornej to wyskocze z synem do na basen np: o 20-tej wieczorem,niedziela też bywa wolna .Ale za to urlop mamy dość długi ,najczęsciej jest to lipiec i sierpień i to jest czas na spędzenie z dzieckiem uroczych wakacji ( pod warunkiem ,ze sie gdzieś ekstra nie pracuje )
Wojtek4p - Nie Wrz 11, 2005 12:23 pm
Odpowiem Tobie Rotbart tak osobiście dzieci nie mam , tancerzem zawodowym nie jestem , ale powiedzmy gdybym był i miał żonkę też tancerkę to jakoś trzeba by było to wszysko pogodzić .
I gdybym miał tylko jakiś wolny czas to z chęcią bym go poświęcił rodzinie czy to na jakieś wyjazdy lub chociazby jak piszesz na wyjścia do kina czy do Zoo. Pozdrawiam . .
Nefretete - Nie Wrz 11, 2005 12:28 pm
pewnie trzeba wowczas zaangazowac babcie, ciocie, nianie, sąsiadki itp
Rotbart - Nie Wrz 11, 2005 12:30 pm
Albo posłać dziecko do skzoły baletowej, wtedy będzie równie zapracowane jak rodzice i nie będzie problemu
Wojtek4p - Nie Wrz 11, 2005 12:39 pm
Hi hi rownierz dobry pomysł Rotbart z tą szkołą baletową i po prostu po kłopocie . .
Czajori - Nie Wrz 11, 2005 12:51 pm
Heh, właśnie, ciekawe, czy dzieci tancerzy często zostają tancerzami?
Gratulacje dla Pauli-koryfeja
@ Wojtek4p: wydaje mi sie, że wrażliwosc jest generalnie domeną ludzi zajmujących się sztuką, niezaleznie od tego, czy jest to taniec, rzeźba czy poezja.
Zgadzam się z sisi, że partner tancerza/tancerki musi podzielać entuzjazm swojej drugiej połówki do tańcowania Myślę, ze chyba tak samo jest z każdą pasją... Pewien bardzo mi bliski facet, oprócz tego, że lubił powtarzać, że rozciągnięte kobiety "strasznie kręcą facetów" (może Koledzy się wypowiedzą na ten temat? ), to przeżywał wraz ze mną, jak dostałam pointy z Opery i bardzo go rozbawiło to, że w ich czubkach jest gips. Opowiadał to potem jako anegdotę swoim znajomym ("a wiecie, kto ma gips w butach? Nie, nie na butach, tylko w butach"). Miło mi było
Gość - Nie Wrz 11, 2005 1:00 pm
Zawsze (przynajmniej ja nie spotkałm się z inną opinią) w wywiadzch tancerze mówią, że gdyby teraz mieli wybór, jeszcze raz wybraliby szkołę baletową, ale swoich dzici na pewno by tam nie posłali.
Ale do szkół baletowych chodzi sporo uczniów tancerzy =D.
Wojtek4p - Nie Wrz 11, 2005 1:19 pm
Witaj Czajori . Owszem zgodzę się z Tobą , że większość ludzi zajmujących się sztuką powiedzmy czy to jest taniec , muzyka , itp. itd. jest bardziej wraźliwa ale nie jest to na pewno regułą .
To wiem z żywego przykładu .
A jeżeli chodzi o kwestię , że rozciągnięte kobiety kręcą bardziej facetów .
To odpowiem tak : pewnie , że np . jak ktoś coś potrafi więcej od przeciętnego człowieka to potrafi tym innym zaimponować .
Ja osobiście jak patrzę na tancerkę to nie powiem , że nie zwracam na jej urodę jak mi się podoba , ale równierz zwracam uwagę na jej inne walory powiedzmy co przedstawia na scenie i jak dobrze to robi .
A jeżeli chodzi o gips w pointach to twoi koledzy użyli naprawdę zabawnego hasełka dobrze się uśmiałem . Ale śmiech to zdrowie i tak trzymać . . Pozdrawiam .
Kasia G - Nie Wrz 11, 2005 1:46 pm
a propos zagadnień poruszanych w tym wątku:
istnieją książki -
Zofia Konaszkiewicz Tancerze polscy - wybrane problemy kształcenia i zawodu. Warszawa 1987, AMFC.
Zofia Konaszkiewicz Tancerze polscy - praca zawodowa w ich życiu. Warszawa 1994, AMFC.
opracowane na podstawie prac magisterskich studentów Pedagogiki Baletu. Zawieraja przytoczone wypowiedzi tancerzy na temat ich decyzji zawodowych i w życiu prywatnym, stosunku do szkoły baletowej, pracy w zespole, pierwszej pracy, czasu wolnego, posiadania dzieci. Polecam - to unikatowy materiał, nie wiem tylko czy sa one dostępne gdzie indziej niz w czytelni AM im. Chopina (no i zapewne w Bibliotece Narodowej)
Wojtek4p - Nie Wrz 11, 2005 2:24 pm
Wielkie dzięki dla Kasi G. za tytuły książek z , których możemy skorzystać no i oczywiście podziwiam Kasię G. za szybką reakcję w temacie i WIEDZĘ . . Pozdrawiam .
Kasia G - Nie Wrz 11, 2005 3:08 pm
Wojtek4p napisał/a: | Wielkie dzięki dla Kasi G. za tytuły książek z , których możemy skorzystać no i oczywiście podziwiam Kasię G. za szybką reakcję w temacie i WIEDZĘ . . |
oj oj, naprawde nie ma za co - prof. Konaszkiewicz to moja promotorka, jakże mogłabym nie znac jej książek
Joanna - Nie Wrz 11, 2005 4:04 pm
Ktoś tu powiedział, że nie-tancerz może nie zrozumieć specyfiki zawodu, że tancerz jako mężczyzna jest ciekawszy od nie-tancerza... Nie zgadzam się z ani jednym z tych twierdzeń!
Po pierwsze - nie musi być tancerzem, ani nawet innego rodzaju artystą, a może być wyrozumiały i przynajmniej starać się zrozumieć. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale są przecież tacy, którzy nie interesują się ani tańcem, ani teatrem, ani sztuką w ogóle, ale nie robią żadnych wymówek w rodzaju 'po co Ci to', wręcz są w stanie zrozumieć, że pewne rzeczy wymagają poświęcenia i dyscypliny, i potrafią wspierać nawet jeśli sami nie uważaja tego za w najmniejszym stopniu ciekawe i użyteczne.
Po drugie, co to znaczy tancerz i -nie-tancerz? W czym niby ten pierwszy ma być lepszy od drugiego? Znam wielu ciekawych mężczyzn, którzy nie są tancerzami, a wiem, że mają zadatki na świtnych mężów
Oczywiście, jest wiele małżeństw 'zawodowych', ale dotyczą one chyba prawie każdej profesji. Znacznie łatwiej tancerzowi jest poznać tancerkę, bo przy takim trybie pracy, jaki prowadzą, i na pewno łatwiej jest im się dogadac jeśli chodzi o sprawy zawodowe, aspiracje, doświadczenia.
Ale jest i druga strona medalu - problem może pojawić się, kiedy np. jedno zaczyna odnosić znacznie większe sukcesy niż drugie. Poza tym wielokrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem, że 'dobrze, że mój mąż/żona nie jest tancerzem/aktorem/etc., bo nie wytrzymalibyśmy tego napięcia'. Bo każdy zawód artystyczny to przede wszystkim ogromne napięcie, frystracja, presja, czekanie, a wszystko to kumuluje się najczęściej przed premierą, lub w momencie jakiegoś kryzysu. Inna sprawa to taka, że takie małżeństwa mają najczęściej przyjaciół prawie wyłącznie ze 'środowiska', a wtedy to już zupełnie przechlapane
Lupus - Nie Wrz 11, 2005 4:19 pm
Z małżeństwami artystów reprezentujących tę samą "branżę" bywa różnie... Z jednej strony partnerzy lepiej rozumieją specyfikę swojego zawodu i własne potrzeby, z drugiej zaś istnieje niebezpieczeństwo mnożenia tych samych problemów i przenoszenia pracy do domu. Znam też przypadki (rzadkie co prawda) cichej rywalizacji między współmałżonkami!
Osobiście nie wyobrażam sobie życia z pianistką.
Za to z tancerką... ... to już zupełnie inna sprawa...
Rotbart - Nie Wrz 11, 2005 7:05 pm
Joanna napisał/a: | Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale są przecież tacy, którzy nie interesują się ani tańcem, ani teatrem, ani sztuką w ogóle, ale nie robią żadnych wymówek w rodzaju 'po co Ci to', wręcz są w stanie zrozumieć, że pewne rzeczy wymagają poświęcenia i dyscypliny, i potrafią wspierać nawet jeśli sami nie uważaja tego za w najmniejszym stopniu ciekawe i użyteczne.
Po drugie, co to znaczy tancerz i -nie-tancerz? W czym niby ten pierwszy ma być lepszy od drugiego? Znam wielu ciekawych mężczyzn, którzy nie są tancerzami, a wiem, że mają zadatki na świtnych mężów |
Akceptacja i zrozumienie są najważniejsze - samo bycie tancerzem/tancerka nie oznacza szczęśliwszego małżeństwa czy związku. Przecież można uprawiać ten sam zawód, ale nie rozumieć drugiej osoby, zwłaszcza jeśli pojawia się rtwalizacja. Nie-tancerz może przecież tak samo dobrze rozumieć tancerkę i mieć zadatki na świetnego dla niej męża
Lupusie, jesteś pianistą?
Joanna - Nie Wrz 11, 2005 7:14 pm
Rotbart napisał/a: | Akceptacja i zrozumienie są najważniejsze - samo bycie tancerzem/tancerka nie oznacza szczęśliwszego małżeństwa czy związku. Przecież można uprawiać ten sam zawód, ale nie rozumieć drugiej osoby, zwłaszcza jeśli pojawia się rtwalizacja. Nie-tancerz może przecież tak samo dobrze rozumieć tancerkę i mieć zadatki na świetnego dla niej męża |
Miło mi, że się ze mną zgadzasz
Lupus - Nie Wrz 11, 2005 10:23 pm
Rotbart napisał/a: | Lupusie, jesteś pianistą? |
Zgadza się.
sisi - Nie Wrz 11, 2005 10:32 pm
Rotbart napisał/a: | Akceptacja i zrozumienie są najważniejsze - samo bycie tancerzem/tancerka nie oznacza szczęśliwszego małżeństwa czy związku. Przecież można uprawiać ten sam zawód, ale nie rozumieć drugiej osoby, zwłaszcza jeśli pojawia się rtwalizacja. Nie-tancerz może przecież tak samo dobrze rozumieć tancerkę i mieć zadatki na świetnego dla niej męża |
dokładnie tak. mimo wszystko chyba tak bywa ze wiele tancerek ciągnie do mężczyzn jakkolwiek zaangażowanych w sztukę... (np. mnie choć to nie reguła.
Rotbart - Nie Wrz 11, 2005 11:03 pm
Wiadomo - ta sama wrażliwość - oprócz zrozumienia - to prawdziwy skarb
Wojtek4p - Nie Wrz 11, 2005 11:09 pm
Witam . I zgadzam się z opiniami Joanny, Lupusa i Rotbarta bo wspólne zainteresowania zawodowe w zyciu człowieka to nie wszystko .
Wiadomo , że jak kobitka i facio dobrze się rozumieją i dogadują to nic im nie stanie na przeszkodzie ich związku .
Czajori - Nie Wrz 11, 2005 11:09 pm
Trudno powiedzieć - właściwie nie wiem, czy to w ogóle możliwe - czy mąż-tancerz jest lepszy od męża nie tańczącego zawodowo. Żadna zasada zdaje się nie istnieć i chyba nikt z nas nie podejmie się jednoznacznego sądu w tej kwestii. Tak samo nikt chyba nie stwierdził bezpośrednio, że tancerze są najciekawsi ze wszystkich facetów! O tym, czy facet jest fajny i ma zadatki na dobrego męża, decyduje tysiąc innych rzeczy, a nie tylko jego profesja...
O, właśnie, Wojtek świetnie to ujął
Tanc... - Pon Wrz 12, 2005 10:27 pm Temat postu: Recepty nie ma ..... Prawda to i nie ma recepty .Każdy człowiek jest inny i mąż pewnie też .Ja jestem mężem mojej żony też tancerki i mam ją przy sobie i w domu i w pracy a czasami to bardzo przy sobie w parze na scenie choć kiedyś nie lubiliśmy ze sobą tanczyć teraz już nie ma takiego problemu .Chyba dorośliśmy .Ale czytałem tu we wcześniejszych postach o jakiejś rywalizacji ? u nas tego nie ma, raczej partnerstwo i zrozumienie zawodowe i żadnych konfliktów i oby tak wszystkie małżeństwa i te tańczące i te mieszane i te nietańczące!!! Pozdrawiam.
Paula - Pon Wrz 12, 2005 10:35 pm Temat postu: Re: Recepty nie ma .....
Tanc... napisał/a: | choć kiedyś nie lubiliśmy ze sobą tanczyć :lol: teraz już nie ma takiego problemu .Chyba dorośliśmy |
A no własnie jak to jest z tańczeniem partnerskim, małżeńskim czy jakkolwiek to określić...
P.S. Tanc... fajnie że tu Pana/Ciebie mamy. Przynajmniej można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy od zawodowego tancerza :)
Magda - Wto Wrz 13, 2005 12:02 pm
Przez moment pojawił się tu wątek dzieci...no właśnie, czy ciąża i urodzenie dziecka są przeszkodą w karierze tancerek?
Bo rozumiem, że baletnica z brzuszkiem nie tańczy na scenie?
A tak w ogóle to do jakiego wieku baletnice występują na scenie?
Czy jeśli chodzi o barierę wiekową klasyka ma bardziej restrykcyjne ograniczenia, czy też nie ma to zupełnie znaczenia?
Nefretete - Wto Wrz 13, 2005 2:11 pm
Magda napisał/a: |
A tak w ogóle to do jakiego wieku baletnice występują na scenie?
|
chyba im starsza tancerka, tym rzadziej pojawia się na scenie, w tym wieku też gra się już inne partie. Znam tancerki, które po 40-tce jeszcze tańczą bądź tańczyły. Ale później to już raczej nie.
sfra - Wto Wrz 13, 2005 2:12 pm
Carla Fracci nadal tańczy! I to podobno Odettę !
Nefretete - Wto Wrz 13, 2005 2:14 pm
a ile ma dokładnie lat??
sfra - Wto Wrz 13, 2005 2:17 pm
69
Nefretete - Wto Wrz 13, 2005 2:19 pm
w takim razie chciałabym zobaczyć Odettę w jej wykonaniu.
Tyle że my tu mówimy jak sytuacja wygląda zazwyczaj, a to jest jeden z nielicznych wyjątków.
sfra - Wto Wrz 13, 2005 2:26 pm
Jak najbardziej.
Paula - Wto Wrz 13, 2005 2:44 pm
No ciekawa jestem jak to będzie wyglądało :| Mam pewne wątpliwości pomimo iż jest świetną tancerką, ale wiek tez odgrywa swoją rolę :)
sfra - Wto Wrz 13, 2005 2:47 pm
To ni e będzie wyglądało. To już wygląda od paru lat. Poodbno Carla mimo wieku jest rewelacyjna.
Kasia G - Wto Wrz 13, 2005 2:48 pm
Oczywiście że z "brzuszkiem" sie nie tanczy - choć z niewielkim, czasem jeszcze tak Potem przerwa, poród i różny powrót (bądź nie) do formy i tańczenia. Zwykle jednak w dzisiejszych czasach tancerki starają się dość wczesnie urodzić, aby w najlepszym dla siebie okresie móc wrócić do formy i odnosić sukcesy na scenie. Oczywiście jednak różnie to bywa - to sprawa indywidualna.
"Baletowa emerytura" dla tancerek do tej pory wynosiła ok. 40 lat - to znaczy w tym wieku można było przejśc na wcześniejsza emeryture artystyczną. Sa wyjątki - że z zawodu odchodziło się wcześniej - kontuzje, problemy zdrowotne, wyniszczenie etc, albo dużo później - dotyczy to wielkich gwiazd i... tancerek charakterystycznych. Ale znam i takie co po 40-tce tańczyły Klarę i to jak!
Paula - Wto Wrz 13, 2005 2:51 pm
Nasz balet operwoy składa się jeśli chodzui o facetów z większości po 40 :) I mimo to też ładnie (celowo nie użyłam określenia pięknie) tańczą...
Joanna - Wto Wrz 13, 2005 3:36 pm
No nie wiem, czy z brzuszkiem sie nie tańczy, Irina Dvorovenko tańczyła ... Z tego co pamiętam, to swojego czasu na forum link do takiego artykułu 'Belly dancing'.
Tanc... - Wto Wrz 13, 2005 10:35 pm
Witam Kobiety miłe.Tancerka ,jeżeli zachodzi w ciąże to urodzi następnego przyszłego tancerza/tancerkę lub nie tanc...Ale zazwyczaj wracają po 3 miesiącach ,choć znam ,że przedłużają sobie ten czas do roku .Ale znam przypadki tancerek ,które tańczyły jescze w 5 miesiącu ciąży nie zważając na bezbieczeństwo przyszłego tancerza/tancerki lub nowego obywatela ,który nie będzie tańczył .Pozdrawiam wszystkich narodzonych w różnym czasie i zawodach ,każdy ma swoją specyfikę i swój urok i swoje plusy i minusy.
Magda - Sro Wrz 14, 2005 11:21 am
Hmmm...przeczytałam artykuł na temat Iriny Dvorovenko - bardzo ciekawy.
Jednak z tego co wyczytałam "mamy" w zawodowych zespołach baletowych to rzadkość.
Coraz bardziej zmienia się moje spojrzenie na profesjonalnych tancerzy. Wiedziałam, że osiągnięcie takiej kondycji okupione jest dużym cierpieniem fizycznym, ale teraz widzę, że Oni poświęcają dla tańca prawie wszystko.
Tańczenie od najmłodszych lat często wiąże się z dużym ograniczeniem życia towarzyskiego, kobiety często by pozostać w formie rezygnują z roli matki a po czterdziestce idą w odstawkę.
Niesamowite.
A co robią wszystkie te osoby które w wieku 40 lat (to przecież nie tak dużo) tracą możlwość wykonywania pracy dla której tyle poświęcili?
Co się dzieje z tancerkami/tancerzami, którym w pewnym momencie kariery przydażyła się kontuzja?
Nefretete - Sro Wrz 14, 2005 12:05 pm
Kiedyś tancerze i tancerki mogły iśc na emeryturę po 40 roku życia, ale nasi politycy zmienili prawo, w zwiazku z czym tancerze i tancerki pracują teraz tak jak każdy inny człowiek (60/65 lat - nie jestem do konca pewna czy podałam prawidłowy wiek). Oczywiście nie tańczą tak długo, pisaliśmy już, że po 40-tce już się raczej nie tańczy. No i wtedy trzeba sie zająć czymś innym, wiele osób uczy tańca, pracują jako kierwnicy baletu, inspicjenci, choreografowie, ale wielu pewnie musi zupełnie zmienić zawód.
A co do kontuzji, to oczywiście zależy od jej stopnia. Dla wielu kontuzja niestety oznacza koniec kariery tanecznej.
czekoladka - Sob Paź 08, 2005 3:36 pm
apropo tych malzenstw-tancerzy to ja znam takie malzenstwo nawet sa moimi pedagogami i dyrektorami moze ktos kojarzy pania Elżbiete i
Grzegorza Pantakow
post edytowany przez Admina
sfra - Sob Paź 08, 2005 9:45 pm
Czekoladko, chociaż przy imionach mogłabyś uważać na ortografię
Tanc... - Nie Paź 09, 2005 12:09 am
czekoladka napisał/a: | apropo tych malrzenstw-tancerzy to ja znam takie malzenstwo nawet sa moimi pedagogami i dyrektorami moze ktos kojarzy pania Elżbiete i
Grzegorza Pantakow
post edytowany przez Admina | Tak kojarzę ,mają chyba córeczkę widziałem ją ostatnio w Kielcach .
czekoladka - Nie Paź 09, 2005 10:29 am
aj sfra czepiasz sie kazdy moze miec dyslekcje lub dysortografie jak ja i to wcale nie jest mile a tak wogole sfra powiedz mi przy ktorym imieniu zrobilam blad??
Cytat: | Tak kojarzę ,mają chyba córeczkę widziałem ją ostatnio w Kielcach . |
ma na imie Kalinka przeslodkie dziecko prawda?
post edytowany przez Administratora
Czajori - Nie Paź 09, 2005 7:15 pm
"ElŻbieta" i "małŻeństwo", skoro już jesteśmy przy ortografii, a ta choroba to dyslekSja.
Tanc... - Pon Paź 10, 2005 11:13 pm
czekoladka napisał/a: | aj sfra czepiasz sie kazdy moze miec dyslekcje lub dysortografie jak ja i to wcale nie jest mile a tak wogole sfra powiedz mi przy ktorym imieniu zrobilam blad??
Cytat: | Tak kojarzę ,mają chyba córeczkę widziałem ją ostatnio w Kielcach . |
ma na imie Kalinka przeslodkie dziecko prawda?
post edytowany przez Administratora | Z tego co pamiętam ( wzrokowo) to chyba cała mamusia - córeczka z oczu .
Justyna Ch-ipcio - Wto Paź 11, 2005 8:39 am
Czajori napisał/a: | "ElŻbieta" i "małŻeństwo", skoro już jesteśmy przy ortografii, a ta choroba to dyslekSja. |
O przepraszam dydleksja to nie jest choroba!! To pewna specyficzna cecha. Dość uciążliwa, ale nie choroba!
Czajori - Wto Paź 11, 2005 4:38 pm
No dobrze, "zaburzenia funkcji percepcyjnych".
makova_panienka - Wto Paź 11, 2005 4:40 pm
ani choroba, ani przypadłość
to sie nazywa poprostu niechciej tudzież leń pospolity
Bajaderka - Pon Maj 29, 2006 4:47 pm
tak sobie przeglądałam trzecią stronę pogadalni i wpadłam na ten post.
Wracając do tematu małżeństw tancerzy i tancerek, to ja mogłabym mieć jako męża tancerza. W sumie, to byłoby bardzo miłe, bo nie patrząc, tańczenie sprawiałoby nam przyjemność. Noi można je oczywiście wykorzystywać na różne sposoby
Kasia :)) - Pon Maj 29, 2006 7:01 pm
(...)
tancerz i tancerka mezem i zona? bardzo dobra sprawa te same zainteresowania i wspolne tematy...
moga byc tez jednak sprzecznosci..
jednak uwazam ze to bardzo dobry pomysl.
grunt to milosc, a ta jest slepa i nie zawsze zrozumiala
Kasiu, zostaw to moderatorom ok?
drCoppelius - Wto Maj 30, 2006 9:40 am
A ja bym nie chciała mieć męża tancerza, może nawet dlatego, że za dużo tego baletu było by w moim domu...W końcu trzeba czasem od niego odpocząć....
czekoladka - Wto Maj 30, 2006 12:31 pm
a ja sama jeszcze nie wiem to wszystko zależy od tego niesamowitego człowieka u góry, który sam mi kogoś podsunie nie ważne czy to będzie tancerz czy nie ważne żeby mnie kochał a ja jego to jest podtawą udanego małżeństwa i wslnego życia <3<3<3
Bajaderka - Wto Maj 30, 2006 10:04 pm
Chciałam jeszcze dodać, ze tak naprawde to nie ma za bardzo znaczenia czy to tancerz czy nie, wazne zeby między dwoma osobami była miłość,przyjaźn i zrozumienie. Mając za męża tancerza /za żonę tancerkę mamy więcej wspólnych pasji, więcej tematów do rozmów i dlatego mozemy się lepiej zrozumieć. Tak myślę.
czekoladka - Wto Maj 30, 2006 10:52 pm
tak tez sie z toba zgadzam Bajaderko bo bez zrozumienia nie da sie tak naprawde zyc a z ta miloscia ta juz jest roznie bo sa takie wyjatki ale to juz nie nazywa sie wspaniale malzenstwo
Bajaderka - Wto Maj 30, 2006 11:33 pm
no tak. Ale miłość powinna być zbudowana na przyjaźni, bo trudno jest inaczej ją utrzymać. Tak naprawde to małzonkowie powinni być dobrymi przyjaciółmi.
Joanna - Wto Maj 30, 2006 11:58 pm
Cytat: | a ja sama jeszcze nie wiem to wszystko zależy od tego niesamowitego człowieka u góry, który sam mi kogoś podsunie nie ważne czy to będzie tancerz czy nie ważne żeby mnie kochał a ja jego to jest podtawą udanego małżeństwa i wslnego życia |
Truizm.
Cytat: | Chciałam jeszcze dodać, ze tak naprawde to nie ma za bardzo znaczenia czy to tancerz czy nie, wazne zeby między dwoma osobami była miłość,przyjaźn i zrozumienie. Mając za męża tancerza /za żonę tancerkę mamy więcej wspólnych pasji, więcej tematów do rozmów i dlatego mozemy się lepiej zrozumieć. Tak myślę. |
Truizm.
Cytat: | tak tez sie z toba zgadzam Bajaderko bo bez zrozumienia nie da sie tak naprawde zyc a z ta miloscia ta juz jest roznie bo sa takie wyjatki ale to juz nie nazywa sie wspaniale malzenstwo |
Truizm.
Cytat: | no tak. Ale miłość powinna być zbudowana na przyjaźni, bo trudno jest inaczej ją utrzymać. Tak naprawde to małzonkowie powinni być dobrymi przyjaciółmi. |
Truizm.
___________
Wnioski wyciągnijcie drogie Panie same.
Bajaderka - Sro Maj 31, 2006 12:09 am
Oj, Joanno. Nie można nic napisać juz na tym forum?
Gość - Sro Maj 31, 2006 3:17 pm
truizm - niewątpliwa, oczywista prawda, zwłaszcz zbyt znana (albo zbyt błaha), aby warto ją było stwierdzać albo głosić.
http://www.slownik-online.pl/kopalinski/ACE27FD71C660DD0412565B0007789D6.php
pisać mozna wszystko, byle z sensem
Bajaderka - Sro Maj 31, 2006 3:52 pm
Gościu, ja wiem co to jest truizm.
Ach, ja już nic nie piszę w takim razie.
jeśli mam zostać skrytykowana....przeciez nie wszystkie rzeczy są dla niektórych oczywiste! na forum nie są zarejestrowane tylko osoby, które juz są dorosłe i wiedzą o takich rzeczach. A myśle,ze forum wychowuje. Noi skoro juz tak piszą niektórzy, to ja tez cos od siebie dodaje. Tyle chciałam powiedzieć.
Kasia :)) - Sro Maj 31, 2006 4:29 pm
mimo iz czasami dodajesz zbyt duzo nie na temat
ale to nie jest miejsce zeby rozgryzac takie rzeczy.
wrocmy do tematu!!
no bo sami zobaczcie gdzie stoczyla sie dyskusja o ocieplaczach...
tak to mam jakos dziwnie wrodzone. chcialam po prostu przystopowac troche naszych kochanych forumowiczow bo juz troche tu wychodzilismy za daleko od tematu i nikt tego nie zatrzymywal...ale przeciez nie pisze juz wszedzie. tylko tam gdzie mam cos do powiedzenia. sami zobaczcie jak mi ilosc postow dziennie spadla. czesto przegladam cale forum i wszystkie tematy z nowymi postami a sama zostawiam np 1 czy 2. mysle, ze teraz juz sie uspokoilam, za to jest pare innych nadaktywnych osob. niestety nie widze by ktokolwiek zwracal im uwage. ja sie poprawilam i nadal mnie upominacie(bdb) ale jest pare osob piszacych wiecej i nie na temat niz ja...
Roksanka13 - Pią Lis 24, 2006 11:10 pm
ja wybrałam skrzypka ):)
carewna - Nie Gru 10, 2006 11:22 pm
Ja mialam spiewaka ale nie wyszlo
a coreczke rano daje do przedszkola , a wieczorami najczesciej jest z opiekunka albo jest ze mna w teatrze bo kocha balet (niestety)
Pozdrawiam
gonia - Pon Gru 11, 2006 11:41 am
niestety?
carewna - Pon Gru 11, 2006 6:06 pm
Tak niestety, bo obecnie to zawod bez przyszlosci. A jak kazda mama martwie sie o moje dziecko i chce by mialo jak najlepiej , a nie biede klepalo
gonia - Pon Gru 11, 2006 6:35 pm
może zanim dorośnie balet w Polsce będzie zawodem z przyszłością...
carewna - Pon Gru 11, 2006 6:53 pm
Oby! Ale patrzac na obecna polityke kraju , to szczerze watpie
Nulka - Pon Sty 01, 2007 10:17 pm
Rotbart napisał/a: | Ale w takim układzie, kto się zajmuje wychowaniem dzieci, jeśli złożymy, że obydwoje pracują bardzo dużo? Kto z dziećmi pójdzie do kina albo do ZOO?:) |
Tak naprawdę to niewiele zawodów daje możliwość częstego przebywania dzieckiem, ale istnieje chyba możliwość pracy na pół etatu?
Nie wiem jak to jest z tancerzami...
carewna - Wto Sty 02, 2007 2:29 pm
Zgadzam sie!
A ja z moja coreczka mimo mojej zajetosci bywam w kinie regularnie co miesiac,gorzej z Zoo ale niech tylko przyjdzie wiosna i lato to i tam nas nie zabraknie
Tanc... - Sob Sty 06, 2007 8:42 pm
drCoppelius napisał/a: | A ja bym nie chciała mieć męża tancerza, może nawet dlatego, że za dużo tego baletu było by w moim domu...W końcu trzeba czasem od niego odpocząć.... |
Spokojnie - już mineły czasy - gdy mąż i żona ( w jednym zawodzie - tancerza - rki - i 1 i 2 -gi belfer - tańca ) gadają i podniecają się tańcem - powiem to w ten dobitny sposób - jest luz - możemy sobie ewentualnie pomóc wzajemnie zawodowo co do pewnych doświadczeń lub w ramach relaksu pośmiać się z pewnych sytuacji zawodowych ( oczywiscie nikogo nie obrażając ) lub dac sobie pewne wskazówki techniczne - co i jak lub poprostu ( często ) rozmawiac na zupełnie inny temat - nie mający nic wspólnego z tańcem ...!!!
Tanc... - Sob Sty 06, 2007 8:46 pm
Także - mam - żone tancerkę i jest to dla mnie super żona i jestem najszczesliwszym mężem na forum -
ktoś napisał - zawód bez przyszłosci - ...!!! ??? już chyba nie - mam nadzieję ze to sie zmieni ...więc bądzcie dobrej myśli
.:Odylia:. - Nie Sty 07, 2007 12:24 pm
moim zdaniem chodzi tu głównie o zrozumienie-ktos pracujacy w "normalnym" (nie tzw wolnym jak aktor,tancerz itd.)zawodzie moze zwyczajnie nie wytrzymac systemu pracy swojego wspolmalzonka-artysty,licznych prob i spektakli o absurdalnych czesto porach czy tez zwyczajnie prawie wiecznego zmęczenia...z drugiej zas strony przebywanie ze soba 24/7 (mowie tutaj o pracy w jednym zespole)moze skutkowac nuda i zniecierpliwieniem-dobrze jest miec za kim tesknic i do kogo wracac idealnie jest po prostu znalezc sobie kogos z branzy,komu nie obce beda uroki zycia artysty bo szczerze mowiac nie znam pary artysta-nieartysta ktora nie mialaby na tym tle problemow,natomias znam mnostwo artystycznych malzenstw ktore sztuka wlasnie umacnia...sama mam artystyczna rodzine i gdyby nie to ze wszyscy jedziemy na tym samym wozku juz dawno bysmy powariowali ...
Joanna - Nie Sty 07, 2007 1:32 pm
Cytat: | moim zdaniem chodzi tu głównie o zrozumienie-ktos pracujacy w "normalnym" (nie tzw wolnym jak aktor,tancerz itd.)zawodzie moze zwyczajnie nie wytrzymac systemu pracy swojego wspolmalzonka-artysty,licznych prob i spektakli o absurdalnych czesto porach czy tez zwyczajnie prawie wiecznego zmęczenia... |
...czy tez dziwnych humorow np. drazliwosc i nerwowosc zwiazana z premiera, przejmowanie sie rzeczami, na ktore inny-nie-zwiazani-z nie zwracaja w ogole uwage (ludzie tego nie rozumieja, i zamiast wesprzec kiedy trzeba, reaguja zupelnie odwrotnie)...
Scarpia - Sob Sty 20, 2007 10:27 am
A wszystkie te problemy wynikają z 1, jedynej śmiesznie trywialnej przyczyny! I może ja tu na tym forum tę przyczynę nazwę po imieniu. Choć dla mnie jako, osoby którą wg Joanny można opisowo nazwać „innej-nie-związanej-z” wydaje się kosmicznie dziwne, to że nie widzą jej właśnie tancerki i tancerze:
BRAK RÓWNOWAGI i SYMETRII.
Uczycie się znaczenia tej równowagi od dziecka a szczególnie na zajęciach z tańca klasycznego! No i popatrzmy do czego sprowadzaja się Wasze posty: ano mówicie w nich wszyscy jedno i to samo: tzn."oni MNIE nie rozumieją", "to JA nie mam czasu", "to JA potrzebuję wsparcia", "to JA jestem zmęczona", "to JA mam potrzeby" itp., itd…. Czyli tylko ja,ja,ja,ja...
Oj! Czy to nie brak w tym właśnie symetrii i równowagi! A gdzie miejsce na Jego czy Jej „Ja”???. A czy Ja próbuję zrozumieć tych „innych-nie-związanych-z”?
Moim zdaniem każdy udany związek miłosny czy przyjacielski wymaga tego, czego Was drogie tancerki i tancerze uczą od dziecka: pilnej pracy nad równowagą:
„On/Ona robi tyle ile może dla mnie, ale JA TEŻ robię tyle ile mogę dla Niej/dla Niego.”
Inaczej: „Chcę aby On/Ona zrozumiała mnie ALE JA TEŻ zrobię wszystko abym ja zrozumiała/zrozumiał Jego/Ją”.
Każde dłuższe złamanie tej zasady nieuchronnie doprowadzi do frustracji co najmniej jednej ze stron, a co za tym idzie do naturalnego rozpadu. To tak jakby tancerka wyciągnęła nogę bez zastosowania opozycji! I co? Wielkie BUM na podłogę!
Dla udanych związków nie ma znaczenia że jesteśmy z różnych „bajek”. Zgadzam sie z Bajderką. (choć osobny temat stanowi zagadnienie czy jest w ogóle możliwa tzw.przyjaźń damsko-męska ) To może być wręcz dodatkowy atut, jak w magnesie gdy przyciągają się dwa przeciwne bieguny. Przecież potrzebujemy się nawzajem! Widz tancerki, tancerka widza. Inaczej widowisko baletowe nie ma sensu. Tylko że „w tym cały ambaras aby dwoje chciało na raz”, A nie tylko 1 strona.
Symetria i równowaga. Trywialnie proste, a takie trudne. Któż o tym wie lepiej jak nie Wy drogie tancerki i tancerze?
Paweł - Sob Sty 20, 2007 11:31 am
^^Podpisuję się dwoma rękami!
Co ciekawe, na przypadłość "ja, ja" cierpią głównie kobiety. Zawsze "Nie chcę o tym rozmawiać", "nie podoba mi sie to" itp. Trochę się to kłóci z mityczną wprost wrażliwością kobiet. Bo jak można być wrażliwym nie mając za grosz empatii?
Joanna - Sob Sty 20, 2007 1:10 pm
Paweł, chyba w ogole nie rozumiesz kobiet
Scarpia ja sie niedokladnie z Toba zgodze. Bo dlaczego z gory zakladasz, ze kazdy np. tancerz mysli w zwiazku tylko o sobie? Tutaj jest tak, jak z wszystkimi ludzmi - jedno sa bardziej nastawieni na siebie, inni posrodku, jeszcze inni na zewnatrz - jest to zwiazane z osobowoscia.
Natomiast chodzi troche o inna sprawe - mianowicie o to, ze czasem naprawde trudno sie dogadac takim osobom z dwoch roznych 'swiatow' - przy czym nie chodzi mi tutaj absolutnie o bycie np. zawodowcem, tylko o to hmm 'zycie ideami'. Wiele osob nie jest w stanie po prostu zrozumiec, jak mozna sie tak poswiecac jakiejs sztuce (bez znaczenia czy jest to taniec, aktorstwo, czy malarstwo, itd.) otrzymujac w zamian zwykle duzo mniej, niz sie daje. To jest zreszta stara prawda, ze w zyciu artystycznym takie naprawde szczesliwe sa tylko krotkie, poszczegolne momenty, cala reszta to ciezka praca, codzienna rutyna, bol, niesamowite zmeczenie i obciazenie psychiczne. Mam na przyklad znajomego, ktory zupelnie nie jest w stanie zrozumiec, jak nie jestem w stanie chodzic z powodu bolu po jakiejs kontuzji, a jestem w stanie z tym tanczyc (przy czym dodam, ze nie jestem zawodowa tancerka, wiec odchodzi mi tutaj zarabianie tancem).
Wiesz, ja mam wrazenie, ze po prostu niektorzy ludzie zyja jakby w tym samym swiecie, ale w troche innym wymiarze
Nie mowie, ze jeden jest gorszy czy lepszy od drugiego, roznia sie tylko i wylacznie kwestia postawionych priorytetow (co notabene tez mozna podciagnac jako zwiazane z osobowoscia).
Poza tym wielu osobom - mowie to na swoim przykladzie - jest bardzo ciezko zrozumiec, ze np. przed wystepem czy przed egzaminem (ktory jest jakby premiera) jest sie ogromnie zestresowanym, to jest inny stres niz np. przy egzaminie z jakiejs tam wiedzy, bo tutaj sie wychodzi z samym soba do ludzi, to jest innego rodzaju presja. Podobnie te kilka dni przed premiera - to jest juz w ogole koszmar, bliscy w ogole nie daja zadnego wsparcia, a przeciez czasem bywa jest taki stres (w zaleznosci od tego, jak spektakl idzie ), ze bez wsparcia przygniata psychicznie czlowieka.
Jesli buduje sie z kims glebsza relacje, to oczywiste jest, ze stara sie te druga osobe zrozumiec, ja sobie nie wyobrazam inaczej, przeciez to sama zwykla ciekawosc drugiej osoby. Wiec nie rozumiem tych zarzutow o brak brok zrozumienia.
To jest wlasnie tak, ze my to rozumiemy i nie-rozumiemy. Tzn wiemy ze tak jest, ze tak ludzie zyja, ale niezmiernie ciezko jest objac rozumowo takie zycie. To tak, jakby np. Tobie ktos kazal nagle poruszac sie w swiecie nie o 3 wymiarach ale o 2.
Zreszta zwroc uwage, ze podobnie (pod wzgledem spolecznym) jest z osobami b. gleboko religijnymi - tez patrza na zycie przez pewien pryzmat, i wszyscy oceniaja z tego punktu widzenia, zwlaszcza jesli obdarzeni sa np. charyzmatami.
Inna sprawa jest taka, ze osobie ktora np. pasonuje sie teatrem tylko z perspektywy widza, jest duuuzo blizej do takiego np. tancerza czy aktora (wlasciwie roznice tutaj wynikaja juz tylko z trybu pracy, bo pasja jest jedna), niz kogos, kto zyje rytmem "jakas praca - dom - sen".
Po prostu, to jest wtedy zaqwsze tak, ze jesli jest milosc dwoch takich osob, gdzie przynajmniej jedna jest np. tancerzem, to zawszse bedzie tez 'ten trzeci' - w tym wypadku taniec. I glownie o to chodzi.
Bo sa np. zwiazki, gdzie ludzie nie przywiazuja az tak duzej wagi do swojej pracy, a w realizuja sie glownie w rodzinie, a tutaj tak nie jest.
Jesli wiec sa to dwie osoby zajmujace sie sztuke, to - bez zadnych wyjasnien, itd. - juz na wstepie rozumieja rytm zycia drugiej osoby. Nie musza nawet rozmawiac duzo o tancu (bo pewnie po ilus tam latach ten temat zdecydowanie im sie nudzi), ale to dlatego, ze oboje w nim caly czas zyja.
Wydaje mi sie, ze podobnie jest tez np. w przypadku wyczynowych sportowcow, ktorzy tez swoje zycie poswiecaja temu, co robia, nie od godziny 8 - 15, a 24/h. I tez maja rodziny, ktorym na pewno nie jest latwo zniesc ten tryb zycia drugiej osoby.
Paweł - Sob Sty 20, 2007 2:03 pm
Kobiet oczywiście mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć... gdybym rozumiał kobiety to poważnie zacząłbym się martwić stanem swojego zdrowia psychicznego
No dobra, mój post był trochę OT, dotyczący generalnie kobiet, nie tylko tancerek, ale praktycznie każdej grupy zawodowej.
A co do związku... moje zdanie jest takie, że potencjał tancerza/tancerki jest zupełnie zmarnowany jeśli dochodzi do związku z osobą nie tyle nie znającą tematyki (bo to zawsze można nadrobić), ale będące tą tematyką zupełnie niezainteresowana. Nie trzeba być super znawcą i absolutnym fanatykiem baletu, ale nie ma nic bardziej de[rymującego niż szybka zmiana tematu przez drugą osobę gdy ty zaczynasz się "zwierzać" ze swoich pasji. np jedna osoba opowiada z oczami wielkimi jak 5 zł. o malarstwie którym się pasjonuje, a na to druga: "a właśnie, oglądałam ostatnio film o jakimś malarzu... a może pójdziemy do kina? Chodzmy do kina! Grają władcę pierścieni!"
Z mojego punktu widzenia, czyli osoby zakochanej w tańcu, aczkolwiek nie tańczącej, związek z tancerką to w zasadzie marzenie, bo wiążesz się z osobą, zajmującą się czymś co cię nieopisanie fascynuje.
Pozdrawiam
a.k. - Sob Sty 20, 2007 2:24 pm
wydawało mi się że gdzies to już pisałąm.
Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem............
Ciekawe, czy zgadnę...: Paweł S. ?
Joanna - Sob Sty 20, 2007 2:41 pm
Cytat: | A co do związku... moje zdanie jest takie, że potencjał tancerza/tancerki jest zupełnie zmarnowany jeśli dochodzi do związku z osobą nie tyle nie znającą tematyki (bo to zawsze można nadrobić), ale będące tą tematyką zupełnie niezainteresowana. Nie trzeba być super znawcą i absolutnym fanatykiem baletu, ale nie ma nic bardziej de[rymującego niż szybka zmiana tematu przez drugą osobę gdy ty zaczynasz się "zwierzać" ze swoich pasji. np jedna osoba opowiada z oczami wielkimi jak 5 zł. o malarstwie którym się pasjonuje, a na to druga: "a właśnie, oglądałam ostatnio film o jakimś malarzu... a może pójdziemy do kina? Chodzmy do kina! Grają władcę pierścieni!"
Z mojego punktu widzenia, czyli osoby zakochanej w tańcu, aczkolwiek nie tańczącej, związek z tancerką to w zasadzie marzenie, bo wiążesz się z osobą, zajmującą się czymś co cię nieopisanie fascynuje. |
Ja sie z tym czesciowo zgadzam. Tzn z ostatnia czescia na pewno - bo to tak naprawde nie chodzi o zawod, a o pasje, no i wzajemne zrozumienie.
Co do pierwszego punktu czesciowo sie zgadzam. Czesciowo dlatego, ze nie chcialabym generalizowac, bo jesli sie kocha te druga osobe, to czasem kocha sie tez jej pasje - nie dla sztuki jako takiej, ale ze wzgledu na druga osobe, bo jest to jakby czesc jej, i sie z nia kojarzy. Ale to bywa roznie, bo i ludzie sa rozni...
Naprawde trudna wydaje mi sie sytuacja, kiedy druga osoba - tak jak Ty to pisales - zupelnie ignoruje te pasje. Tzn wie o niej, zdaje sobie z niej sprawe, ale zupelnie nie wykazuje nawet zwyklego, grzecznosciowego zainteresowania. I w ogole nie rozumie, nie to ze tej pasji, ale zainteresowania nia, i sila rzeczy traktuje to jako fanatyzm. To jest wtedy przykre, bo tak naprawde wtedy dwie osoby, nawet jesli na poczatku cos je laczy, to predzej czy pozniej zaczna sie ze soba rozmijac, czy pojawiaja sie pretensje o 'te trzecia' (bo w koncu to jest pasja, milosc...).
Scarpia - Sob Sty 20, 2007 8:03 pm
Dziękuję Joanno i Pawle za Wasze obszerne wypowiedzi. Z wielkim zainteresowaniem to czytam bo pomaga mi to zrozumieć pewne epizody z mojego życia.
Pasja to pasja. Pasji nie można okiełznać i ja to rozumiem. Jeśli pasja nie jest zła, a pasja tańca i baletu na pewno nie jest zła-to należy ją uszanować, zaakceptować a nawet pokochać, choć można jej do końca nie rozumieć. To nawet sprzyja umacnianiu więzi tancerki/tancerza z kimś spoza środowiska, bo spełnia takie fajne powiedzenie:
„Trzeba być trochę podobnym – aby się rozumieć; i trzeba być trochę innym – aby się pokochać”
Tylko martwi mnie "ten trzeci", Joanno. I to nie jest zazdrość, tylko ustalenie pewnej proporcji. To jest to co nazwałem symetrią i równowagą. Co byś powiedziała gdyby Twój partner powiedział Ci: „Nie jesteś w życiu najważniejsza”? Co byś powiedziała i poczuła gdybyś któregoś dnia chciała ukochana osobę spotkać, choć na chwile przytulić, zamienić choć 2 słowa – a ta druga osoba wiecznie nie ma czasu dla Ciebie, ale wiesz że ma zawsze ten czas dla "tego trzeciego"? Umiałabyś taką dysproporcję zaakceptować? Oj! Zaręczam Ci, że nikt tego nie zniesie na dłuższą metę: ani mężczyzna ani kobieta!
----------------------------
A żeby nieco ująć ciężaru tej ciężkiej gatunkowo dyskusji, zapewnić moja ukochaną symetrie i równowagę między tragedia a komedią tego tematu, a jednocześnie rozładować moje negatywne emocje napiszę tak:
Po tej dyskusji napiszę petycję do Sejmu RP z wnioskiem o ustawowe wprowadzenie obowiązkowego celibatu dla tancerek i tancerzy. Zapewni to Wam święty ze strony tych okropnych, niepojętnych osób z zewnątrz, i 100% oddanie tej cholernie pięknej acz piekielnie zaborczej i zazdrosnej sztuce jaką jest taniec! Niech orchestron jak Rubikon dzieli na zawsze tancerzy i widzów. Kto go przekroczy – niechaj cierpi piekielne męki!
Kto za petycją – niech się wpisuje za Scarpią, a uniknie mąk wieczystych! Oby Was nigdy nie spotkała miłość do tancerki i tancerza, ta najgorsza plaga duszy widza! O!
Joanna - Sob Sty 20, 2007 11:54 pm
Jesli chodzi o'ten trzeci element'. Jesli druga osoba rozumie te pasje, a nawet ja podziela, wtedy nie ma tego problemu. POjawia sie on w przypadku przytoczonym przez Pawla - kiedy druga osoba jest zupelnie niezainteresowana nawet proba zrozumiena tego, czemu partner/ partnerka sie az tak poswieca. I on wtedy traktuje to wlasnie jako 'ten trzeci element'. Bo nie rozumie, ze mozna kochac cos jeszcze tak mocno, bo dla niego milosc - nie chce uzyc tu tego slowa, ale musze z braku innego - ogranicza sie tylko do kochania drugiej osoby. (mowiac o'tym trzecim' mam na mysli oczywiscie taniec, badz innego rodzaju sztuke, albo np. sport wyczynowy, bo z tego co sie orientuje to tez bywa to problemem w rodzinach sportowcow).
To, o czym mowisz, jest wlasnie tak trudne dla wielu osob. Coz, nikt nigdy nie powiedzial, ze jesli ktos ma wielka pasje, to mu to pomaga w zyciu spolecznym. Jesli trafi sie na kogos, kto to rozumie, nie ma problemu. Ale jesli nie... Oczywiscie, to jest tylko jednen z mozliwych modeli, bo osobowosci sa rozne, podejscia do tworczosci, w tym wlasnej, rowniez.
Scarpia - Nie Sty 21, 2007 1:26 am
Cóż... przyjmuję Twoje wyjaśnienia. Jakoś nikt inny nie potrafił mi tego lepiej wytłumaczyć. Dziękuję Joanno. Wiem teraz nieco więcej. Tylko to boli... bardzo boli... bo odbiera wszelką nadzieję Z tego co napisałaś i co sam obserwuję wynika bowiem, że prawdziwy tancerz/tancerka jest pod tak silnym magnetyzmem sztuki jaką uprawia, że nie jest w stanie osiagnąć zdrowego kompromisu w stosunkach miedzyludzkich z kimś "spoza układu". Jest jak wciągnięta/wciągnięty w czarną dziurę w kosmosie, z której nic się nie wydostanie, nawet światło.
Są takie słowa pewnej piosenki "Miłość przychodzi razem z zazdrością, zazdrość odchodzi razem z miłością"
I z Twoich słów wynika, że nawet jeśli by wspiąć się na wyżyny idealnej miłości, która nie zazdrości i nie chce konkurować z pasją tancerki/tancerza to i tak jest się przegranym, bo w decydujacym momencie tancerka/tancerz odda nawet zdrowie za taniec. Na środkach przeciwbólowych wstanie w środku nocy i pojedzie na przedstawienie nocnym pociagiem na drugi koniec Polski czy świata, aby zatańczyć przez 10minut dla bandy ignorantów; ale nie znajdzie czasu i sił by w zmęczeniu spotkać drugą osobę. Przykra prawda i jaka rażąca dysproporcja! Potworne! Nieludzkie wręcz! Ale sama to napisałaś między wierszami tego zdania:
Joanna napisał/a: | (...)Mam na przyklad znajomego, ktory zupelnie nie jest w stanie zrozumiec, jak nie jestem w stanie chodzic z powodu bolu po jakiejs kontuzji, a jestem w stanie z tym tanczyc (...) |
Paweł - Pon Sty 22, 2007 12:19 pm
a.k. napisał/a: | wydawało mi się że gdzies to już pisałąm.
Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem............
Ciekawe, czy zgadnę...: Paweł S. ? |
Oj nie, nie Paweł S. (z kontekstu wnioskuję, że "niestety" nie Paweł S. )
No i nasunął mi się pewien wniosek, portret psychologiczny kandydata na męża dla tancerki:
1. Powinien podzielać jej pasję do tańca, nawet jeśli nie dosłownie będąc tancerzem, to np. malarzem, fotografem, muzykiem, który tworząc swoje dzieła czerpałby natchnienie od swojej żony, która grałaby wówczas rolę: muzy, inspiracji, modelki.
2. Jeśli niefartownie jest jakimś informatykiem, czy kimkolwiek spoza tzw. "świata sztuki", to mimo wszystko powinien okazywać zainteresowanie i zrozumienie dla pasji swojej wybranki.
3. Musi lubić trójkąty. Nie tyle fizyczne, co psychologiczne, bo tancerki nawet gadając z babcią przez telefon zachowują się jakby stały przy drążku na lekcji baletu, albo nawet robiąc kolację kładą nogi na blatach i ladówkach. Chyba można przywyknąć, osobiście uważam że to urocze
4. Musi wbić sobie do głowy, że jej zawód jest specyficzny. Zwykła zazdrość... Nie chodzi mi o kwestię zajęć do późnych godzin czy wyjazdów na przedstawienia, ale o takie "drobiazgi" jak to, że często jest "obmacywana" przez partnera. Uda, talia, nawet obejmowanie twarzy/żuchwy (mam nadzieję że każdy wie o co mi chodzi? :S), zazwyczaj zarezerwowane dla sytuacji mniej lub bardziej intymnych, w przedstawieniach baletowych (a zatem i na próbach) jest bardzo powszechne. Trzeba się nauczyć z tym żyć, bo inaczej taki związek nie ma prawa się udać.
5. Jeśli nie ma ciała tancerza musi pogodzić się z tym, że żona nie raz wprowadzi go w kompleksy
6. No i najważniejsze! MUSI MIEĆ DŁUGIE WŁOSY I TATUAŻ! W zasadzie jeśli ma to, to punkty od 1 do 5 nie mają już takiego znaczenia
Pozdrawiam
makova_panienka - Pon Sty 22, 2007 12:27 pm
Paweł napisał/a: | 4. Musi wbić sobie do głowy, że jej zawód jest specyficzny. Zwykła zazdrość... Nie chodzi mi o kwestię zajęć do późnych godzin czy wyjazdów na przedstawienia, ale o takie "drobiazgi" jak to, że często jest "obmacywana" przez partnera. Uda, talia, nawet obejmowanie twarzy/żuchwy (mam nadzieję że każdy wie o co mi chodzi? :S), zazwyczaj zarezerwowane dla sytuacji mniej lub bardziej intymnych, w przedstawieniach baletowych (a zatem i na próbach) jest bardzo powszechne. Trzeba się nauczyć z tym żyć, bo inaczej taki związek nie ma prawa się udać.
5. Jeśli nie ma ciała tancerza musi pogodzić się z tym, że żona nie raz wprowadzi go w kompleksy
6. No i najważniejsze! MUSI MIEĆ DŁUGIE WŁOSY I TATUAŻ! W zasadzie jeśli ma to, to punkty od 1 do 5 nie mają już takiego znaczenia
Pozdrawiam |
brawo dla pana
Joanna - Pon Sty 22, 2007 1:04 pm
Scarpia, przyznaję, że w tym miejscu przestaję Cię całkowicie rozumieć. Jaka dysproporcja? To chyba normalne, jak ktoś kocha taniec. Dlaczego uważasz, że na taniec poświęca się więcej czasu niż drugiej osobie? Inaczej na pewno się to okazuje, bo jest to żywy człowiek, ale nie powiedziałabym, że 'kradnie' się czas tej osoby.
To, że się tańczy nierzadko kosztem zdrowia wie każdy tancerz już od początku.
Ale większość osób nie jest w stanie tego zrozumieć, jak wymieniony wcześniej kolega. Bo dla niego ważniejsze jest, żeby w życiu było wygodniej, to znaczy trochę zarobić, jak najmniej się przy tym męcząc oczywiście, kiedyś założyć jakąś rodzinę, itd.
Nie wiem, dla mnie to co Ty podajesz, te przykłady jak to nazywasz 'dysproporcji', itd. to te Twoje posty to jest właśnie przykład osoby, która nie jest w stanie zrozumieć, że można się poświęcić czemuś, jakiejś sztuce w takim stopniu, jak drugiemu człowiekowi. Jeśli dla Ciebie najwyższą formą miłości jest ta wobec drugiej osoby (abstrahując od Boga, bo nie wiem, czy jesteś wierzący, w tej dyskusji to zresztą nieistotne) to ok, ale pamiętaj że są na świecie ludzie, którzy będą kochać na równi np. sztukę, nie możesz im tego odebrać.
Chciałbyś chyba, żeby tancerz (tancerka) najlepiej kochał swoją pracę w pracy, ideałem przez ustawowe 8 godzin dziennie, a potem odkładał ją na drugi tor i zajmował się rodziną. Tak jak robi większość normalnych ludzi w normalnych zawodach. Ale tak nie jest, i tak się nie da zrobić. Nie da się tańca czy teatru odłożyć na bok. Pamiętam swoją nauczycielkę, która mówiąc co prawda o aktorstwie, mówiła że w tym zawodzie piękne jest to, że myśli się o nim myjąc zęby, jadąc autobusem, ale to też czasem przeraża - kiedy gdzieś na plaży zgubiła z oczu swojego małego synka to owszem, zaczęła się bać o niego i go szukać, wiadomo jak to matkas, ale jednocześnie - i z pełną świadomością tego - zaczęła analizować te swoje emocje z punktu widzenia aktorki!!
Ja z tego co piszesz nie widzę tej 'dysproporcji', 'braku równowagi'. Widzę normalne poświęcenie dla sztuki, z którym na pewno każdy co jakiś czas ma do czynienia. Przecież nikt nigdy nie ustalił gdzie przebiega ta granica 'normalności', z której zresztą artyści nigdy nic sobie nie robili, i śmiało żyli tak jak czuli, a że czasem jest to inaczej od przeciętnego wzorca społecznego? Cóż tak też bywa.
Kto niby ma ustalać ten 'zdrowy kompromis'? Nie obraź się, ale z to wymysł czysto filisterski, bo obiektywnie rzecz biorąc czegoś takiego nie ma - może niby jeszcze miałby o tym decydować człowiek, albo np. prawo? Nonsens.
Widzisz, jeśli zbierze się dwóch z takich wolnych, artystycznych zawodów, to u nich tego tematu, o którym rozmawiamy, właściwie w ogóle nie ma, bo dla nich pewne sytuacje, zachowania, wybory, są oczywiste. Nie jest to dla nich jak mówisz żadna 'dysproporcja', bo przecież to normalne.
A, jeszcze jedno. Jeśli uważasz, że jest to tak rażąca dysproporcja, to chyba nie rozumiesz, ile tancerzowi może dać taniec, tu nie chodzi o czysto estetyczną przyjemność widza, tylko o coś dużo więcej.
Przypomniała mi się jeszcze pewna anegdota, opowiadał ją znajomy reżyser teatralny. Otóż dotyczy ona pewnej śpiewaczki operowej, która wspominając swoje życie w którymś momencie stwierdziła, że najwięcej przyjemności to dla niej było stanie na scenie i śpiewanie, że to, co ona czuła, tę koncentrację setki czy tysiący słuchaczy, i ten jej wibrujący głos, i to było tak niesamowite, że z tym żaden orgazm nie mógł się nawet w połowie równać (to jej słowa, nawiasem mówiąc, ciekawe co na to jej mąż ).
Kasia G - Pon Sty 22, 2007 1:23 pm
no i jak zwykle i jednak "strona" i druga ma rację
Tematem nie jest tu bowiem czy i na ile tancerz/tancerka powinien kochac swoją pracę, ale na ile bedzie kochany/rozumiany przez swojego partnera. Jesli kogoś kochasz to razem z jego pracą, pasją, poswięceniem dla niej, znajdujesz w tym zyciu swoje miejsce. Jesli nie mozesz zaakceptowac, ze dla kogoś powiedzmy balet (ale moze coś innego) jest az tak wielka pasją i miłoscią to nie decydujesz sie na zwiazek z tą osobą, bo chcesz być na pierwszym miejscu, bo będziesz zawsze zazdrosny o pasję. To tak jak z kochaniem zalet, ale i wad partnera, bo ich suma składa się na takiego a nie innego człowieka.
Z drugiej strony od dorosłych ludzi wymagało by się szczerego wyłuszczenia a przede wszystkim uświadomienia swoich potrzeb i dojścia do porozumienia (owego enigmatycznego "zdrowego kompromisu"). Na zasadzie : chce być z Tobą, mimo ze mozesz mi poswięcić tylko 3 godziny dziennie i w ich trakcie będziesz gadać tylko o balecie. Albo: chce byc z Tobą, ale musisz wiedziec ze nie potrafię dłużej niż pół godziny nie myślec o balecie (oczywiscie żartuję, ale zasada pozostaje ta sama). Nie mówię, ze to jest proste, ale u podstaw każdej międzyludzkiej realcji powinna leżeć szczerość i akceptacja.
No a jesli ktoś nie ma zamiaru, nie czuje potrzeby bycia z kimś na stałe, zakładania rodziny itd to jest zupełnie inny przypadek i nic tu sie poradzić nie da. Jak to zawsze powtarzam "każdy ma swoje priorytety" i sam decyduje co stawia na pierwszym miejscu podporządkowując temu zycie. Zawsze artyści decydowali się "poświęcić sztuce", "zaślubić muzę" etc i taki wybór tez jest zrozumiały - byle swiadomy
baletnica86 - Pon Sty 22, 2007 8:01 pm
jedno wam powiem z kobietą jest ciężko a z kobietą tancerką jeszcze gorzej ale wszystko to kwestia kompromisu czego sobie i innym życzę
Lupus - Pon Sty 22, 2007 11:16 pm
a.k. napisał/a: | Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem...... |
Powiadasz? Interesujące.
baletnica86 napisał/a: | jedno wam powiem z kobietą jest ciężko a z kobietą tancerką jeszcze gorzej |
Znalazłbym kilka "cięższych" (dla mężczyzny) damskich zawodów
Kasia G - Pon Sty 22, 2007 11:59 pm
Lupus napisał/a: | a.k. napisał/a: | Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem...... |
Powiadasz? Interesujące: |
no, na to akurat jest kilka przykładów - spiewak z tancerką, muzyk z tancerka, dyrygent z tancerką....(ale pozwole sobie bez nazwisk )
Paweł - Wto Sty 23, 2007 5:20 pm
Trochę zmartwił mnie ten topic, bo znalazło potwierdzenie to co mówiłem.
"Ja, ja, ja"
Zauważyłyście/iliście, że w wypowiedziach pojawiają się wymagania stawiane partnerowi życia? "jestem tancerką więc musisz to, musisz tamto, powinieneś to, powinienieś tamto". Nie dopatrzyłem się natomiast nic w rodzaju "w zamian ja się odwdzięczę w ten sposób, że", albo "ja mogę iść na takie ustępstwa:". Trochę to załamujące, bo (nikogo nie obrażając, taka myśl mi się po prostu nasunęła!) wygląda na to że małżeństwo z tancerką samo w sobie jest synonimem złapania Boga za nogi.
W małżeństwie kompromisy to chleb powszedni, z tematu wnioskuję natomiast że małżeństwo to ciągłe ustępstwa osoby nietańczącej. To chyba nie do końca przemyślany przepis na udane małżeństwo?
Mam szczerą nadzieję że się mylę sromotnie
Pozdrawiam
Scarpia - Wto Sty 23, 2007 6:18 pm
Joanna napisał/a: |
Scarpia, przyznaję, że w tym miejscu przestaję Cię całkowicie rozumieć.
|
A ja wręcz przeciwnie – rozumiem coraz bardziej Twoje wypowiedzi. Są klarowne. Ale pamiętaj proszę, że jest wielka różnica pomiędzy ‘rozumieć’ a ‘zaakceptować’.
Joanna napisał/a: |
dla mnie to co Ty podajesz, te przykłady jak to nazywasz 'dysproporcji', itd. to te Twoje posty to jest właśnie przykład osoby, która nie jest w stanie zrozumieć, że można się poświęcić czemuś, jakiejś sztuce w takim stopniu, jak drugiemu człowiekowi
|
Te przykłady "dysproporcji" wymieniłem aby z uznaniem pokazać do jak wielkiego poświęcenia i uczucia zdolna/-y jest prawdziwa/-y tancerka/tancerz . I to czyni sprawę właśnie gorszą! Wiecie jak to jest: na przykład jak wiecie, że tancerz jest mierny – to nie wymaga się od niego zabójczego tour-de-force. Ale jak wiecie że tancerz jest wysokiej klasy i zdolny do ekstremalnych popisów – to nikt nie zadowoli się już przeciętnym występem - każdy oczekuje "fajerwerków" (a już nie daj Boże słabego występu). I tu jest tak samo: Skoro np. wie się do jak wielkiego oddania i poświęcenia zdolna/-y jest tancerka/tancerz dla ukochanej przez nią/niego sztuki, to jak bardzo niemożliwym do zaakceptowania wydawać się musi dla jej/jego partnera/partnerki jakieś mierne i w porównaniu z tymi pierwszymi zdawkowe wyrazy uczucia.
Ja nie jestem tancerzem, więc nigdy nie poczuję tego, co prawdziwa tancerka/tancerz w objęciach Terpsychory. Fakt. Ale i vice versa- tancerka/tancerz nigdy nie poczuje tego, co będzie czuł widz w momencie gdy będzie patrzył na jej/jego występ. Formułowanie z tego zarzutu jest więc niepoprawne, bo to tak samo jakby zarzucić że słoń myśli jak słoń a nie jak mrówka. Słoń nigdy nie będzie mrówką, choć... jedno może być zafascynowane drugim. To był tylko przykład.
Joanna napisał/a: |
Kto niby ma ustalać ten 'zdrowy kompromis'? Nie obraź się, ale z to wymysł czysto filisterski, bo obiektywnie rzecz biorąc czegoś takiego nie ma - może niby jeszcze miałby o tym decydować człowiek, albo np. prawo? Nonsens.
|
A to już moim zdaniem ikonoklastyka+bluźnierstwo. ‘zdrowy kompromis’ obiektywnie i subiektywnie istnieje, jest w każdym układzie różny i ustalany wspólnie poprzez obie strony. Przez ‘zdrowy kompromis’ rozumiem stan, którym obie strony ze względu na siebie nawzajem z czegoś rezygnują, aby uczynić przestrzeń koło siebie dla drugiego, zachowując przy tym swoją osobowość i indywidualność. Gdyby jak piszesz ‘zdrowy kompromis’ nie istniał to ograniczając się tylko do tematu tego forum wszystkie pary małżeńskie musiałyby się pozabijać nawzajem, bo każdy żądałby tyle przestrzeni dla siebie, że na potrzeby i bliskość drugiego nie byłoby miejsca. Tak jak na scenie! Tancerze i tancerki muszą osiągnąć ‘zdrowy kompromis’ na ograniczonej przestrzeni sceny zbiorowej aby tańczyć mogli i soliści i koryfeje i corps-de-ballet. Pewnie, każdy by chciał mieć jak najwięcej miejsca do tańca. I jakie można by wtedy wykonywać nie-filisterskie górnolotne fantazje! Ach! Cuda-nie-widy! Ale… co wtedy z kolegami i koleżankami? Gdzie ich potrzeba tańca? A więc zapatrzeni w ten szlachetny odruch każdy na tej scenie ogranicza się choć trochę, aby obok mógł stanąć drugi, nieraz kompletnie inny człowiek i tez się zrealizować. I o to mi chodzi.
Kasia G napisał/a: |
Z drugiej strony od dorosłych ludzi wymagało by się szczerego wyłuszczenia a przede wszystkim uświadomienia swoich potrzeb i dojścia do porozumienia (owego enigmatycznego "zdrowego kompromisu"). Na zasadzie : chce być z Tobą, mimo ze mozesz mi poswięcić tylko 3 godziny dziennie i w ich trakcie będziesz gadać tylko o balecie.
|
O tak, tak! Yes, yes! Ja, ja! Si, si! Da,da! O to mi właśnie chodzi! (Dziękuję za przetłumaczenie moich słów z dialektu marsjańskiego na wenusjański)
Paweł napisał/a: |
bo tancerki nawet gadając z babcią przez telefon zachowują się jakby stały przy drążku na lekcji baletu, albo nawet robiąc kolację kładą nogi na blatach i lodówkach. Chyba można przywyknąć, osobiście uważam że to urocze
|
hehehe.. ja tam wręcz uwielbiam takie widoki! Mogę się gapić i gapić….
baletnica86 napisał/a: |
jedno wam powiem z kobietą jest ciężko a z kobietą tancerką jeszcze gorzej ale wszystko to kwestia kompromisu czego sobie i innym życzę
|
Znakomita kwintesencja! AMEN!
Sagittaire - Pią Lip 06, 2007 11:51 am
myślę, że żeby wytrwać długo w każdym związku czy z tancerzem czy nie liczy się przede wszystkim jedno- trzeba się oswoić ze sztuką kompromisu.
Można się zachwycać , że jest tancerką, ma grację i jest b ładna itd ale jeżeli nie umie chodzić na kompromisy to jak minie zafascynowanie -zostanie uraz.
Choćby bowiem udało się przeczesać cały świat nigdy nie spotka się człowieka z którym nie trzeba się dotrzeć i w którym nic nie denerwuje.
Myślę, że nie powinno się wnikać, analizować każdej głupoty i słowa, za to należy nauczyć się szybko przebaczać rzeczy małe i większe i trzeba umieć ustępować nawet wbrew sobie.
Taka jest moja recepta.
Pozdrawiam
Father - Czw Lip 12, 2007 10:03 am
Tak,tak Ag111111111111! To jest truizm obowiązujacy w każdym związku.
Nie tylko tancerki i tancerze sa wyjatkowi.Kazdy człowiek ogarniety jakąs pasja jest wyjątkowy i związek z takim czlowiekiem jest wyjatkowo trudny a na dłuzszą metę bardzo często niemożliwy. Historia daje wiele przykladow takich ludzi nie mieszczacych się mentalnie w pojeciach przeciętnych ludzi.Bardzo często spotykam się z opinią,że to egoiści.Zgoda-egoiści.Ale jaki swiat bez nich byłby nieciekawy?A czy w ogóle by był?
Joanna - Czw Lip 12, 2007 1:34 pm
Poza tym mnie bez sensu wydaje się podejście, że kogoś ktoś fascynuje jako osoba w relacji damsko - męskiej tylko z faktu, że jest tancerzem/ tancerką. Przecież to jest taki sam człowiek jak inni, i naprawdę nie powinno się liczyć to, jak giętkie ktoś ma ciało i ile wdzięku w ruchach, jeśli jest to główny powód fascynacji, bo to jest po prostu część pracy. A liczą się przecież de facto te wszystkie cechy, co przypadku osoby o każdej innej profesji - czyli wzajemne dopasowanie, charakter, itp.
A związek generalnie z artystą, na pewno nie należy do łatwych, ale to chyba oczywiste. Tzn chodzi o to, że przeciętni ludzie nie mają aż tak silnych pasji zazwyczaj, albo na co dzień nie pracują w sposób, który co chwilę dotyka ich emocjonalności, ciągłej pracy nad sobą, nad swoją osobowością, charakterem, itd. - a taki rodzaj pracy nie zostaje bez echa, i nie jest to praca od 8 do 16, tylko wymagająca znacznie więcej zaangażowania. No i zwykle jest to też ogromna pasja (chociaż bywa, że nie zawsze...). I to dla wielu nie związanych ze sztuką osób jest trudne do zrozumienia. Inna sprawa to inne priorytety - większość ludzi jednak na pierwszym miejscu stawia ustabilizowanie się, rodzinę, zdobywa sobie spokojnie wykształcenie, idzie do racy, itd.; w przypadku zajmowania się jakąś dziedziną sztuki po pierwsze brak tej stabilizowacji (w zależności od profesji jest ona mniejsza club większa, wiadomo np. etat daje większe poczucie bezpieczeństwa, ale też nigdy nie wiadomo jak się trafi np. kontuzja), poza tym wiele osób tam ma po prostu inne priorytety.
Widza może fascynować tancerka, czy aktor, itd., tyle że tryb życia i priorytety życiowe wielu widzów często nie pokrywają się z trybem życia artystów.
Są ludzie, którzy dla rodziny dopasowywują się, swój czas, swoją pracę, itd., a są też tacy, którzy swoją rodzinę dopasowywują do swojej pracy (nie mówię, że świadomie; po prostu niektóre zawody angażują na maxa, nie tylko fizycznie ale również psychicznie i emocjonalnie).
Ja np. mam wielu znajomych, którzy pracę traktują tylko jako środek do zdobycia pieniędzy, a nawet traktują ją jako 'zło konieczne' (mam na myśli sytuację kiedy chodzi o pracę dającą niezłą kasę, i wymagającą wykształcenia, przygotowania; a nie typu kasjerka, bo to wiadomo że to nie jest dla nikogo wymarzone), a ważniejsze dla nich jest np. pojechanie na fajne wakacje, oraz bardziej doraźnie np. kupienie modnej kiecki (tzn mam na myśli sytuacje, kiedy to jedyne poza związkiem zainteresowania tych ludzi). Ja osobiście tego nie rozumiem, ale widać 80% społeczeństwa jakoś sobie tak radzi i im to wystarcza
Chociaż to oczywiście nie zawsze jest dobre, bo np. wiele aktorek na starość mówi, że teraz żałują, że nie zdecydowały się nigdy na rodzinę czy dziecko, kosztem kilku ról (które wtedy wydawały się niezmiernie ważne, a z perspektywy czasu...). Podobnie jest z tancerkami. Chociaż dzisiaj i tak częściej mają rodziny i dzieci, niż kiedyś, i to w młodym wieku.
Father - Czw Lip 12, 2007 2:47 pm
Tak żle i tak niedobrze.Ja znam wielu ludzi którzy żałują ,że przestali kultywować swoje pasje z młodości.Maja dzieci a nawet wnuki i czują niespelnieni i niepotrzebni.
Ta aktorka żałuje,że nie załozyła rodziny ale dała ludziom wspaniałe role, poprostu dała siebie. Nie da sie wszystkich srok złapać za ogon.
W tym momencie przypomina mi się piosenka Eddit Piaf-"Niczego nie żałuję"
Torin - Czw Lip 12, 2007 3:15 pm
Father napisał/a: | Tak żle i tak niedobrze.Ja znam wielu ludzi którzy żałują ,że przestali kultywować swoje pasje z młodości.Maja dzieci a nawet wnuki i czują niespelnieni i niepotrzebni.
Ta aktorka żałuje,że nie załozyła rodziny ale dała ludziom wspaniałe role, poprostu dała siebie. Nie da sie wszystkich srok złapać za ogon.
W tym momencie przypomina mi się piosenka Eddit Piaf-"Niczego nie żałuję" |
Oj to nie jest takie proste, tu nie ma NIGDY prostych recept.
Zawsze jest to wybór którego w przyszłości można żałować.
Jak juz jedziemy przysłowiami to myślę że równie adekwatne jest "wszędzie dobrze gdzie nas niema" i ono czasem jest kluczem do żałowania minionego czasu. Takie rozważania to IMHO ślepy zaułek.
Kolejny truizm - czasu nie cofniemy - trzeba tylko umieć zapamiętać to co było piękne a nie to co mogło by być piękne (czy by było nie dowiemy sie przecież nigdy !!! ...)
Pozdrawiam
Torin
vel "zagoniony jak ...."
Father - Czw Lip 12, 2007 8:41 pm
Dobrze! Nie licytujmy się truizmami bo i tak bedziemy żałować.
Joanna - Nie Lip 22, 2007 11:47 pm
Father napisał/a: | Tak żle i tak niedobrze.Ja znam wielu ludzi którzy żałują ,że przestali kultywować swoje pasje z młodości.Maja dzieci a nawet wnuki i czują niespelnieni i niepotrzebni.
Ta aktorka żałuje,że nie załozyła rodziny ale dała ludziom wspaniałe role, poprostu dała siebie. Nie da sie wszystkich srok złapać za ogon.
W tym momencie przypomina mi się piosenka Eddit Piaf-"Niczego nie żałuję" |
Ale sprobuj spojrz4ec na to z drugiej strony. Zwykle jest tak, ze jak sie cos ma, to to wydaje sie oczywiste, i zaczyna nam brakowac to, czego nie mamy. Nie patrzy sie na to, ile rol dalo sie ludziom, tylko ze nie ma kto na starosc herbaty zrobic. Zreszta, z ta scena to jest taka troche pulapka, bo daje sie tak naprawde duzo wiecej, niz sie otrzymuje.
I nie pisalam o jednej, konkretnej aktorce, ale o problemie ktory dotyczy wielu artystow, 'wolnych zawodow'. Teraz jest troche inaczej niz kiedys, tzn latwiej, wiecej artystow zaklada rodziny, albo ma dzieci, itd., nie ma juz tak sztywnych wzorow instytucji spolecznych (jaka np. jest rodzina) jak kiedys.
Sagittaire - Pon Lip 23, 2007 12:25 pm
tak, to prawda, że nie ma łatwych recept na życie.
I też fakt, że jeżeli na starość nie ma kto zrobić herbaty to nie myśli się -nie mam siły iść do kuchni- ale dobrze mi bo zagrałam rolę taką i taką.
ja myślę, że w życiu trzeba byłoby w pewnym momencie "wejść w siebie" i porządnie się poznać: swoje prawdziwe pragnienia, cele, marzenia.
A odpowiedż można znaleźć -trzeba tylko uważnie słuchać siebie, i podpowiedzi jakie się znajduje a które wynikają z okoliczności itd.
Jeżeli tak się podejmuje decyzje a nie na oślep to się nie żałuje - mówię to z siebie z mojego doświadczenia.
Pozdrawiam . Agnieszka
Father - Pon Lip 23, 2007 6:03 pm
Ag111111111111111! Nie bardzo sie z Tobą zgadzam. Wybitni ludzie są tak pochłonięci tworzeniem,że nie mają ani chwili czasu ani chęci na wsłuchiwanie sie w siebie.Całe ich jestestwo to przedmiot tworzenia. Dotyczy to zarówno wybitnego inżyniera jak i tancerza. Temu pierwszemu łatwiej bo jego dzieło chcąc niechcąc łaczy się z otrzymywaniem sporych pieniędzy(ale obciążone jest ryzykiem innych osób).Prawdziwym ich celem jest doskonałość tworzonego dzieła.Gdy przychodzi starość jednym sie poprostu udaje a drugim nie ale zarowno jedni jak i drudzy podjęli to samo ryzyko.
w historii mamy mnóstwo takich przypadków. Np:Norwidowi starość się nie udała natomiast Słowacki umarł w dobrobycie.
Kasia G - Pon Lip 23, 2007 6:14 pm
a ja się nie zgodze - to nie kwestia wybitnosci czy talentu ale pewnego rodzaju inteligencji i osobowosci która decyduje czy człowiek "wsłuchuje sie w siebie" czy jest refleksyjny. Myślę też ze troche innym artysta jest twórca, a innym (bez urazy) odtwórca tak jak tancerz czy aktor. Oczywiscie on tez daje wiele z siebie i jest "twórcą: ale taki Słowacki czy Bejart to twórca dzieła od poczatku, od samych podstaw, od koncepcji - zapewne bardziej refleksyjny. Co nie znaczy że wartosciuję siłę i wagę tworzenia jednych i drugich - bo jedni bez drugich nie mogli by istnieć. Wracając do tematu mąż/zona to myślę ze jednak to po prostu kwestia "tak sie zycie ułożyło" oraz kwestia priorytetów. A ze dla kogos refleksja nad samotnoscią moze przyjsc zbyt późno... doskonale mozgę sobie wyobrazić zadowolonego z zycia i otoczonego ludzmi, przyjaciółmi i znajomymi tancerza, który dopiero na emeryturze, kiedy juz nic "nie znaczy", nie bywa i nie kreuje staje sie samotny i wtedy to zauważa.... takie sceniariusze pisze życie a trudno na "zimno" myśleć - no, tak, teraz mam wielu przyjaciół, ale musze sobie poszukac zony bo jak będe stary to kto mi poda szklankę wody... (żartuję oczywosćie)
carewna - Pon Lip 23, 2007 8:43 pm
Brawo Kasiu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Juz od dluzszego czasu zerkam na ten watek i szczerze odrzucal mnie jakos.
Mysle ze na bycie z kims kazdy ma swoj czas i nie o to tu chodzi by chciec miec kogos, juz tu/teraz/natychmiast, bo chce , tylko to trzeba poczuc!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No to chyba na tyle
a reszta aluzji czy ktos ma czy nie ma czasu to bzdura, jak juz to nie czuje takowej potrzeby!
A to wszytko do czasu.
Trzeba poczuc ze to cos(mowie o zwiazku) ma dalej,glebiej,szerzej,wyzej...
Joanna - Pon Lip 23, 2007 9:44 pm
Kasia G napisał/a: | a ja się nie zgodze - to nie kwestia wybitnosci czy talentu ale pewnego rodzaju inteligencji i osobowosci która decyduje czy człowiek "wsłuchuje sie w siebie" czy jest refleksyjny. Myślę też ze troche innym artysta jest twórca, a innym (bez urazy) odtwórca tak jak tancerz czy aktor. Oczywiscie on tez daje wiele z siebie i jest "twórcą: ale taki Słowacki czy Bejart to twórca dzieła od poczatku, od samych podstaw, od koncepcji - zapewne bardziej refleksyjny. Co nie znaczy że wartosciuję siłę i wagę tworzenia jednych i drugich - bo jedni bez drugich nie mogli by istnieć. Wracając do tematu mąż/zona to myślę ze jednak to po prostu kwestia "tak sie zycie ułożyło" oraz kwestia priorytetów. A ze dla kogos refleksja nad samotnoscią moze przyjsc zbyt późno... doskonale mozgę sobie wyobrazić zadowolonego z zycia i otoczonego ludzmi, przyjaciółmi i znajomymi tancerza, który dopiero na emeryturze, kiedy juz nic "nie znaczy", nie bywa i nie kreuje staje sie samotny i wtedy to zauważa.... takie sceniariusze pisze życie a trudno na "zimno" myśleć - no, tak, teraz mam wielu przyjaciół, ale musze sobie poszukac zony bo jak będe stary to kto mi poda szklankę wody... (żartuję oczywosćie) |
Ja sie troche nie zgodze z tym 'odtworca' w przypadku tancerza, przynajmniej jesli chodzi o np. kategorie tanca wspolczesnego, gdzie wlasnie liczy sie dojrzalosc, wsluchanie sie w siebie, znajmosc siebie i swiata, osobowosc, no i kreatywnosc - bez tego nie ma tancerza wspolczesnego.
A zarowno taki rezyser czy choreograf moze byc bardzo odtworczy, kiedy np. niby sklada jakies wyrazy z alfabetu, ale na zasadzie kalek, wykorzystywania czyichs wczesniejszych rzeczy na zasadzie 'ladnie wyglada' (mimo iz to nie jest jego wlasny, 'organiczny' jezyk, itd.).
Wiec raczej do takiego podzialu bym sie przyczepila.
I odwrotnie niz Ag1111 - mysle, ze wlasnie na starosc sie mysli "nie mam sily dojsc do kuchni", a nie "och, jak to zagralam 40 lat temu!" - po prostu to, co juz osiagnelismy n ie wydaje nam sie az takie fascynujace, a doskwiera nam to, czego nam brakuje. Zwlaszcza ze sztuka bywa troche zwodnicza. Ale tez nie kazdy na to zwroci uwage, wiec tez bylanbym daleka od generalizowania. Po prostu nie ma jednego idealnego rozwiazania w przypadku osob, ktore w jakis sposob wylamuja sie z tradycyjnego (kulturowego) modelu zycia, pracy, rodziny, itd.
PS. Chyba nam sie w tym temacie zrobil offtop, ale dosc ciekawy imho. Postaram sie go wydzielic, jak bede miala chwile czasu.
Father - Wto Lip 24, 2007 12:22 am
Tak sobie to wszystko czytam i dochodzę do następujących wniosków:
-szukanie partnera życia tylko dlatego aby nie zostać na stare lata samotnym ma może sens ale jest czegoś pozbawione i mało kto tak robi zwłaszcza gdy jest młody.
- ci co tak czynią są z reguły ludżmi nieciekawymi i małokreatywnymi.
-o starości należy myślec z umiarem ponieważ życie jest wielką niewiadomą i wcale nie mamy pewności, że do niej dotrwamy.
Joanna - Wto Lip 24, 2007 12:35 am
Father, ale czmeu tak to interpretujesz? Nikt nie szuka partnera zyciowego mytslac tylko o starych latach, przynajmniej nikt tu z nas o tak nie pisze?? Ja np. sobie tutaj rozwazam rozne modele zycia itd., a nie wymyslam jakies zwiazki przyczynowo-skutowe, czy nie wiadomo co jeszcze, ze np. ktos z premedytacja mysli tylko o starosci itd., przeciez nie o to chodzi!
Father - Wto Lip 24, 2007 5:06 am
Twoje modele są dosyć trafne i chyba opierają się na życiu. Ja nie interpretuję tylko Twoich i innych rozważań ale staram sie obserwować życie. Nie widzę sprzeczności między Twoimi rozważaniami a moimi wnioskami które są trochę może uproszczone.
Zgadzam się z Tobą,że nie można twierdzić o odtwórczej roli tańca ponieważ o tym stanowi jego interpretacja.Ty i niektóre inne Dziewczyny zamieszczacie takie obszerne i wnikliwe rozważania,że ja się w tym czasem gubię i poprostu za Wami nie nadążam.No ale to już offtop a mi sie oczy kleją.
Kasia G - Wto Lip 24, 2007 10:25 am
jasne, zostafmy na boku offtop o twórczo - odtworczej roli TANCERZA (nie tańca) bo pamietam zę był kiedyś taki watek a poza tym w moim poście pisałam raczej o jakimś większym lub mniejszym procencie tworzenia w pracy (tańcu) tancerza. - to temat na zupełnie osobną dyskusję.
Mysle ze Father trafnie podsumował to co wynikło z naszej tu dyskusji, słusnzie też zabrała głos carewna. Nie chodzi o to czy ktoś widzi swoją drogę zyciową w małzenstwie lub nie bo jest tancerzem/tancerką, albo ze ktos wybiera przedstawiciela tego zawodu. To mozę być pierwszy impuls, ale to tylko początek drogi której celem jest zwiazek. Zależy od dobrej woli, osobowości i po prostu... miłości. Jak się chce z kimś być i druga osoba też - to wiele problemów wynikajacych np. ze specyfiki zawodu mozna pokonac o ile jak już tu stwoerdziliśmy sie je rozumie (wiem, jestem niepoprawną optymistką)
carewna - Wto Lip 24, 2007 10:53 am
Kasiu nie o to chodzi ze jestes niepoprawna optymistka, a moze (bo ja tez taka jestem i dla tego tak Cie rozumiem), nie chodzi tez o to ze poki tancerz/tancerka udziela sie czynnie na scenie to nie ma czasu na zwiazek. Ma!-Ma, czas zawsze mozna znalezc/zorganizowac (jezeli sie chce). Tylko zwiazek, to cos takiego gdzie nie mozna/nie ma sensu robic cos na sile. Mozna swietnie laczyc taniec i bycie w zwiazku pod jednym malym warunkiem-jezeli trafi sie osoba odpowiednia, w ten czas mozna nawet gory przewracac i nie tylko
Tak naprawde to chyba wszytko zalezy od tego kto ma jakie wymagania/oczekiwania i na ile sa realne, wtedy napewno predzej czy pozniej znajdzie sie i swa druga polowe.
Znam takie pary gdzie widuja sie rzadko (z racji tego co czynia zawodowo) i tak sa szczesliwi nawet jezeli maja dla siebie tylko pare dni w miesiacu. I znam tez takich co zyja ze soba lecz calkiem obok...
Zapedzilam sie cos w swych wywodach ufff..............
staace - Nie Paź 21, 2007 6:06 pm
Tancerz i tancerka mogą być tak samo swietnie dobrana para jak nauczyciel i nauczycielka czy inni. Chyba nie am to jakiegoś większego znaczenia jeżeli się kochaja i wiedzą, że to ten/ta. Oboje bardzo dobrze sie rozumieja i wspieraja bo sami wiedzą jak to jest być tancerzem. Myślę, że takie związki jak najbardziej ciągle będą się tworzyć.
Pozdrawiam
Lady_Miśka - Pon Gru 29, 2008 5:24 pm
Ja i mój Misiek
Zawsze wspólne przedstawienia, role grane razem, ta sama szkoła, ta sama klasa,
moja największa miłość. Co prawda mamy ze sobą dobry kontakt ale wyjechaliśmy za granicę tańczyć i nie wiem jakim cudem rodzice się zgodzili abyśmy mieli wspólne mieszkanie- niby mamy swoje pokoje ale mieszkanie wspólne, kuchnia też. Wszystko razem i kiedyś sie to odbiło na przedstawieniu. Ale to tylko raz
Nie wiem czy będziemy małżeństwem ale chciała bym... Dorastaliśmy razem i jest jedyną osobą która potrafiła ze mną rozmawiać kiedy było naprawdę źle.
Dla niego zrobię wszystko co nie raz udowodniłam.
jaromir - Sob Sty 10, 2009 1:26 am
Lady_Miśka napisał/a: | Ja i mój Misiek
Nie wiem czy będziemy małżeństwem ale chciała bym... Dorastaliśmy razem i jest jedyną osobą która potrafiła ze mną rozmawiać kiedy było naprawdę źle.
Dla niego zrobię wszystko co nie raz udowodniłam. |
Jestescie wspaniałą parą, ludzmi dojrzalymi psychicznie, emocjonalnie.
To tak milo sie czyta tren post.
Nie wiem co rodzice, wazne jak wy, juz , a moze nie dlugo bedizecie samodzielni i decydujecie, czy to formalizowac, czy nie i co z tego wyniknie.
Ja sadze, ze problem pojawia sie wowczas, gdy jedna osoba w zwiazku jest tancerzem, tancerka i chyba o to chodzilo w tym watku.
pozdro
Lady_Miśka - Pią Sty 23, 2009 11:29 pm
Ale mi to pochlebia Miło mi się to czyta więc powiem `Dziękuje`.
Znam pary ` Zwykły człowiek i tancerka`, no i różnie sie sprawdza. Kwestia wieku i zaangażowania.
M. - Sob Sty 24, 2009 1:40 am
wow, jaromir - to teraz Ty mnie nieźle zdziwiłeś tym co napisałeś...
niby nic takiego - normalna sprawa, że różni ludzie mogą mieć różne poglądy na niektóre sprawy, czy różnie "odbierać" niektóre rzeczy - a jednak czasem ta różnica wydaje się tak trudna do zrozumienia, że hej...
jaromir - Sro Paź 28, 2009 1:03 am
Dopiero teraz zauważyłem powyższy komentarz, cóż mój post był przecukrzony?
Trochę optymizmu, nic więcej, jeżeli niewiele można podpowiedzieć, bo za mało wiadomo o układzie, inaczej mogą być konsekwencje jak w filmie „Przypadkowy mąż”.
A na poważnie odnosząc się do poprzednich postów, pary tancerz-tancerka tworzą się głownie z pewnej hermetyczności w jakiej tancerze się znajdują, natomiast przykład o którym pisano, ze jak jedno robi Karierę to psuje związek, znaczy tyle, ze był on słaby, moim zdaniem, własnie wtedy, osoba nie robiąca Kariery, może wesprzeć partnera/ę jak nikt inny. Niestety egoizm i egocentryzm zdarza się często, ale o osobowości, temperamencie itd. i o 100 innych rzeczach nie będą wspominał.
Zwrócę uwagę natomiast na to, że ograniczeniem w „wyborze, znalezieniu partnera” jest także to, ze jednak dla znacznej części mężczyzn, ładnie poruszająca się i lekko umięśniona tancerka nie jest atrakcyjna, może budzić nawet obawę – wiem jak wielu ma gust sprzeczny z moim. A atrakcyjność fizyczna jest ważna do zaistnienia fascynacji, nawiązania szczególnego kontaktu.
Na szczęście dla tancerek podobno wg. pewnych badań ustalono, że na zgrabne nogi, a nie duże biusty zwracają uwagę faceci o wyższym IQ, lepiej wykształceni, mniej nadużywający alkoholu i innych używek – z wyższej półki po prostu.
Jeśli chodzi o mężczyzn, to mogę sobie wyobrazić jak wielu przyszłych teściów i teściowych podchodzi do faktu, ze zięc zawodowo będzie „fikał nogami”, pomimo, że nawet doceniają balet – nie ma lekko.
Dla mnie imponującym jest np. taki konkretny związek „muzyk/stomatolog – tancerka” ( info tylko z róznych źrodeł publicznie dostępnych );
On jako młody człowiek, muzyk producent muzyczny, robi nagrania, a także studiuje stomatologię.
Ona po OSB wygrywa nagrody na konkursach dostaje angaż w TW, równocześnie studiuje w AMuzycznej.
On wyjeżdza na Zachod i dalej zajmuje się muzyką jako producent nagrań.
Ona kilka lat później wiąże się w tej miejscowości z uznaną sceną na kilkanaście lat, tańczy jako solistka, mają 2 dzieci, teść w wywiadzie mówi jak bardzo jest szczesliwy, ze ma 2 wnuków, i synową tancerkę - solistkę.
On wspólprodukuje oscarowy film na podstawie pamiętników zmarłego ojca. W międzyczasie uaktywnia się w zawodzie stomatologa, własny gabinet-klinika.
Ona gdy przestaje tańczyć, dokańcza studia magisterskie, współpracuje z wielu scenami baletowymi.
Oboje przenoszą się do krainy jezior i gór, także zapewne ze względu na łagodniejszy system podatkowy mając na uwadze napływające pieniądze (film ) – moje domniemanie.
On – człowiek orkiestra.
Ona utalentowana, ambitna, spełniona zawodowo ( tak myślę ) tancerka i mama.
Na podstawie tego ich „micro CV” , mogę sądzić, ze cały sukces i trwałość związku nie byłaby możliwa, bez udanych relacji w sferze prywatnej, intymnej, życia na co dzień.
Nie podaję nazwisk, ale łatwo odgadnąć kto mi zaimponował.
Czajori - Sro Lis 04, 2009 8:55 am
Jaromir, myślę, że nie chodziło o przecukrzenie tylko o zbyt poważne potraktowanie posta...
Koniec offtopu
przyjaciolka - Pon Sty 18, 2010 2:07 pm
A czy jest Waszym zdaniem możliwy związek faceta-nietańczącego z tancerką,gdy on tańczyć nie lubi,ale lubi ją oglądać?
Znacie jakieś pary tancerzy?
Na ile takie małżeństwo tancerzy na ogół się razem wspiera i rozwija tanecznie a na ile po kilku latach dochodzi do pęknięć i kłótni,ponieważ wkrada się rywalizacja?
Wreszcie..może być tak,że będą szczęśliwym małżeństwem do momentu,gdy tancerka spotka w życiu zawodowym tancerza,który okaże się świetny nie tylko na parkiecie,ale też w rozmowie itd. i ona zechce być właśnie z kimś takim,kto podzieli jej pasję i będzie zarazem towarzyszem życiowym...
Sagittaire - Pon Sty 18, 2010 3:34 pm
w zyciu jest jedna podstawowa zasada: że nie ma zasad. Wszystko zalezy od tego kto komu pisany: czasem z tej samej branzy, czasem z zupełnie innej
Father - Pon Sty 18, 2010 5:21 pm
przyjaciolka napisał/a: | w rozmowie itd |
przyjaciolka - Pon Sty 18, 2010 10:49 pm
oj, dopiero teraz widzę jak to zabrzmiało...Father...ekhm
Kasia :)) - Pon Sty 18, 2010 11:59 pm
Nie przejmuj się, przyjaciółko, nikt inny tak nie skojarzył
Sagittaire - Wto Sty 19, 2010 8:25 am
o ja też tego wcale nie zobaczylam, a nawet teraz nie uważam, zeby w tym co napisalas byla jakas niezgrabnosc. No bo oprócz rozmowy jest w koncu jeszcze 100 innych rzeczy jak wspieranie sie, przyjazń, opiekowanie sie itd.
A swoja droga to tak sobie mysle wlasnie, ze najlepsze pary, jakie znam tworza ludzie z calkowicie innych zawodow. Bo to tez ciezko tak z kims trenowac , potem wystepowac na scenie a potem wracac do domu: toż to musi skutkowac nieraz jednak wkurzaniem sie na siebie. Jak sie kogos caly dzien nie widzi to czlowiek sobie odpocznie, stęski sie i jest ok. (Choc czasem sa tez kobiety, ktore otaczaja faceta jak bluszcz, pracuja razem z nim, kontroluja kazdy krok i tez jest dobrze, ale to wtedy przy zalozeniu, ze osobnik meski lubi byc zdominowany calkowicie).
Z drugiej strony jakby zalozyc ze oboje zostali by tancerzami i tanczyli w innych zespolach to tez zle, bo to znając zycie by znaczylo, ze jedno sie wyprowadzi do drugiego miasta (nie myslac juz panstwa). A na odleglosc to jakos ciezko. Z tej strony patrzac latwiej podążyć za dziewczyną do innego miasta np informatykowi niż tancerzowi.
Z drugiej jednak strony , to bycie tancerzem niesie duzo konsekwencji w zyciu prywatnym, oddzileic sie tego nijak nie da. Bo a to wieczne zmeczenie, a to kontuzja i cos boli i nie chce sie czlowiekowi byc slodkim, a to stres, a to caly styl zycia rodzinnego dostowany do pracy, planowanie all itd. to by oznaczalo, ze jednak tancerz dobry , a conajmniej ktos kto naprawdę docenia to co dziewczyna robi i to jest dla niego conajmniej tak wazne jak dla niej.
Ale kochani: rozwazania rozwazaniami a życie życiem. Przekonalam sie ze ilekroc sobie cos przemyslalam, przeanalizowalam i wymyslilam, to okolicznosci sie potem tak ulozyly, ze bylam pewna ze musze zrobic inaczej. Trzeba sie nauczyc czytac to co zycie nam proponuje...
A co do tego ze jest 2 fajnych facetow i nie wiadomo ktorego wybrac, to z mojego doswiadczenia wynika, ze czas zawsze pokaże, ze do wybrania byl tylko i wylacznie 1 albo zaden z nich.
Upraszaczajac milosc w psychologii ma 3 fazy: 1) okres miodowy (zafascynowanie, nie zauwazanie wad), 2) okres prawdy - dostrzezenie wad i wkurzanie sie na nie 3) przyzwyczajanie sie , ktore moze sie skonczyc na 3 sposoby a) starciem sie i zaakceptowaniem b) rozstaniem c) nienawiscia najwiekszego kalibru właczajac smierc , wrabianie w przestepstwa , szkalowaniem u pracodawcy - jednym slowem niszczenie zycia.
Tak juz jest ze w zyciu spotykamy kilkadziesiąt osob z ktorymi moglibysmy przezyc rewelacyjnie faze pierwszą ale tylko jednego z ktorym daloby sie pomyslnie przejsc faze 2 konczac ja na zgraniu sie i partnerstwie doskonalym.
A jak to sprawdzic, że x jest tym jednym: czas jest jedynym testerem . Jest przy tym 1 wskazówka: świadomosc ze ktos chce byc z nami nie dla sukcesu jaki akurat osiagnelismy, ale tak ogolnie trwac przy nas jako przyjaciel na dobre i zle.
Z tym ze to tez nie jest takie znow proste, bo czesto my dziwczyny mamy tak, ze jak juz wiemy, ze ktos chce byc z nami na zle, to nas jego zapatrzenie w nas zaczyna doprowadzac do szewskiej pasji. Wiec musi byc tez jakies obustronne , spowodowane różnymi czynnikami dążenie, zeby za wszelka cene byc razem
Czyli wniosek: jest jedna zasada, ze nie ma zasad. życie samo pokaże .
Father - Wto Sty 19, 2010 9:31 am
Cytat: | Czyli wniosek: jest jedna zasada, ze nie ma zasad. życie samo pokaże .
|
Tak nie ma zasad! Twoje trzy fazy nie zawsze się sprawdzają. Czasami zaczyna sie od fazy trzeciej chociaż bardzo rzadko.
przyjaciolka napisał/a: | oj, dopiero teraz widzę jak to zabrzmiało...Father...ekhm |
Kasia napisał/a: | Nie przejmuj się, przyjaciółko, nikt inny tak nie skojarzył |
A nawet gdyby to co w tym złego?
Wszyscy unikacie tego jak ognia w Waszych teoretycznych rozważaniach( bo jesteście tylko teoretykami ).
W zasadzie większość związków tworzy sie dzieki atrakcyjności seksualnej a tancerki sa pod tym wzgledem szczególnie atrakcyjne
Ja faktycznie to zrozumiałem dwuznacznie i oprócz seksu miałem na myśli gadatliwość kobiet ktore często rozmowę przekształcają w nieznośny dla faceta monolog.
Joanna - Wto Sty 19, 2010 10:37 am
A moim zdaniem bycie w jednym zespole jest jeszcze o tyle znośne, w porównaniu do sytuacji, gdzie trzeba wybierać między karierą partnerem - znam tancerki, które np. są w jednym mniejscu i nie przeprowadzą się np. na rezydencję, czy nie próbują nawet dostać się do zespołów w róznych krajach - a by mogły! - bo ich narzeczony/ mąż/ partner, itp., się w życiu nie przeprowadzi ze swojego miasta... W stronę odwrotną być może też to działa, ale 'przypadków' nie znam, może to faktycznie jednak kobiety częściej się poświęcają.
Albo gdy oboje tańczą, to oboje chcą się rozwijać, a to znaczy probówać sił w różnych projektach i zespołach w różnych miastach/ krajach + jeździć ze spektaklami również, i tu się siłą rzeczy albo poświęca w jakiś sposób związek (bo widujemy się rzadko), albo karierę (bo nie jeździmy szukać szczęścia - kariery czyli;) - po świecie).
Sagittaire - Wto Sty 19, 2010 10:50 am
witaj Joanno , dawno nic Twojego nie czytałam
Joanna napisał/a: | , może to faktycznie jednak kobiety częściej się poświęcają.
). |
a to akurat chyba typowe dla naszej plci. Choc powiem szczerze, ze -moze nie powinnam sie do tego przyznawac, bo przypuszczam ze malo kto sie ze mna zgodzi -ale nie rozumiem tego.
No ale każdy sobie zyje jak chce i ma prawo do innych priorytetów niz moje. Tylko czasem smutno jak widze obrazki z zycia, ze kobieta postawila swoją swietnie zapowiadajaca sie kariere pod zastaw milosci, a po kilkudziesieciu latach facet odchodzi z inna, bo "dusi sie w zwiazku" - najczesciej - o ironio ta inna to ta, ktora zrobila dużą kariere.... I wtedy zostaje bez partnera, bez kariery i tylko - o ile byli formalnie malzenstwem - moze sie od bylego meza domagac alimentow na siebie, co jest marnym pocieszeniem. No ale przynajmniej z glodu nie umrze
ps Co nie oznacza, że nie nie wierze w szczęśliwe życie rodzinne, bo wierze i stanowi ono dla mnie ogromna wartosc, Zwłaszcza ogromnie szanuje ciezka prace kobiet, ktore sa znakomitymi mamami
Joanna - Wto Sty 19, 2010 10:56 am
ag111111, ja się całkowicie z Tobą zgadzam, też nie rozumiem tego poświęcania się kobiet, a mężczyzn prawie zupełnie nie, w dodatku takiego oczekiwania, że jeśli ktoś ma się poświęcić (np. swoją karierę), to właśnie kobieta. jestem na NIE;)
Bajaderka - Wto Sty 19, 2010 11:53 am
Joanna napisał/a: | w dodatku takiego oczekiwania, że jeśli ktoś ma się poświęcić (np. swoją karierę), to właśnie kobieta. jestem na NIE;) |
Dlatego związek, gdzie któraś ze stron za bardzo sie poświęca nie ma szans- najlepiej starać się to wypośrodkować. Nikt nie ma ani poświęcać swojej kariery ani zainteresowań- tylko rozwijać to w takim stopniu, aby można było też przy tym dbać o związek i mieć na to czas.
Nie jestem zdania ,że żeby związek mógł istnieć trzeba być dwóch innych zawodów- skąd taki wniosek? W końcu dla wielu z nas (szczególnie tancerzy, nawet amatorów) lepiej jest, jak druga osoba potrafi zrozumieć, że kolano jednak bardzo nas boli, a nie, że wydziwiamy....potrafi zrozumieć dlaczego nas boli, dlaczego jesteśmy zmęczeni i rozdrażnieni.
Sagittaire - Wto Sty 19, 2010 12:34 pm
nie napisalam, ze aby zwiazek byl udany to trzeba 2 roznych zawodow tylko ze akurat wsrod moich znajomych najbardziej udane zwiazki sa w takiej korelacji . A to przeiez zupelnie co innego znaczy .
A swoja droga to Nietzsche w Wiedzy radosnej napisal cos swietnego, z czym zawsze sie podswiadomie zgadzalam, jaka powinna byc kobieta, aby zwiazek byl udany. ale to za dlugie rozwazania i nie wiem czy ktos z Was chce wchodzic w takie filozoficzne rozprawy . jesli tak to odsylam do wiedzy radosnej - bo warto
Joanna - Wto Sty 19, 2010 12:36 pm
ja po proszę wersję skrótową, ag, bo jakoś ciężko mi zawsze było przebrnąć przez język Nietzschego;)
Sagittaire - Wto Sty 19, 2010 1:07 pm
oj trudno, trudno, kazda kartka musi sie trawic we wnętrznościach kilka dni, zeby ja pojac do głęgi i do cna..
Teraz jak kartkuję, to diabel ogonem przykryl i nie moge doszukac sie tego fragmentu, o ktory mi chodzilo: bylo tam o idealnej kobiecie, ktora winna byc lekka jak piórko - w znaczeniu lekka, bo nie odciążająca czlowieka sobą w zadnym sensie: swoimi niepokojami, smutkami, wewnetrznym chaosem, nie moze tez obciazac przekonaniem faceta, ze jest przyczepiona do niego jak rzep do psiego ogona (rzecz jasna co do tej rzepy to moje przetransponowanie słów filozofa ).
Ale jak juz otworzylam Wiedzę, to zacytuje inny fragment, równie fantastyczny, a dotyczący przepisu na chm jakby to nazwać - "podryw idealny" (dodam przepisu, który jest najlepszy na świecie )
"Gdy mężczyna pośród swojego zgielku stoi, gdy oblewają go wzburzone fale jego czynow i zaczynów: wtedy widzi tez przesuwajace sie obok niego istoty, do ktorych szczescia i zacisza teskni - sa to kobiety. Sądzi on nieledwo, ze tam u kobiet mieszka jego lepsze ja: ze w cichych tych miejscach nawet najglosniejsze wzburzenie martwą staje się ciszą, a życie samo snem o życiu. A jednak! Jednak! Szlachetny mój marzycielu, nawet na najpięknięszym żaglowcu jest wiele chałasu i zgiełku, i to niestety tak wiele marnego, małego zgiełku! Czarem i najpotężniejszym działaniem kobiet jest, by rzec językiem filozofów, działanie na odległość - actio in distans: na to jednak trzeba, naprzód i przede wszystkim - odległości!!!!" - Friedrich Nietzsche , Wiedza radosna, tł. L. Staff, W-wa 1906-1907, s. 98.
Father - Wto Sty 19, 2010 1:26 pm
Kobiety! Obudżcie się i nie szukajcie szczęścia w dalekich "podróżach" bo ono jest blisko jeno starczy opuścić głowę by je dostrzec.
Sagittaire - Wto Sty 19, 2010 1:48 pm
moj drogi, w tym momencie zdaje sie ze nie zcalasz w jedno 2 rowne rzeczy.
Co innego to jest przezywanie rzeczywistosci w sposob realny dzien za dniem i co innego mowienie o rzeczywistości nie wprost ale w sposob naokrągly. Czytanie filozofii to nie jest sen na jawie ale odżywianie sie od czasu do czasu mądrością. Tyle jest glupoty na codzien, ze w starozytnosci odkryto, ze sa tacy ludzie jak filozofowie, ktorych celem jest szukanie mądrosci, co wyrazili na swoj sposob (od szukania madrosci nazwa filozofia). Zostawili oni jakąs tam spuściznę i od czasu do czasu można sobie czytając ją ubarwić życie tak samo jak sobie je mozna ubarwic idąc na balet.
Co nie zmienia w żaden sposób tego, ze na codzien jestem do bólu realna i to ze jestem szczesliwa (bo jestem) to wynik realnego patrzenia na zycie. Bo jesli sie na zycie nie patrzy jakim jest realnie to nie ma mowy o tym zeby byc z zycia zadowolonym. Rozsadek i widzenie rzeczy jakimi są to podstawa.
jurecq - Wto Sty 19, 2010 2:01 pm
x x x
Sagittaire - Wto Sty 19, 2010 2:36 pm
jurecq napisał/a: | , tylko nie wiem czy w wypadku proby zrozumienia kobiet przez mezczyzn (i odwrotnie) filozofia moze pomoc... . |
Znow piszesz cos w poblizu tego co mysle.
A czy filozofia moze pomóc? : ja bym powiedziala nawet więcej tzn, ze nie moze. Zrozumiec mezczyzn, tak jak zycie ogolnie trzeba samemu a to co moze filozofia :to najwyzej uspokoic sie jak slyszy sie glupstwa (jak to w zyciu - nikt z nas nie przezyje zeby sie glupstw nie nasluchac...) , . Ale zrozumiec trzeba świat samemu, żadne cudze mysli tu nie pomoga, a powiedzialabym ze nawet błędem jest branie cudzych mysli jako wlasnych.
Co innego gdy ma sie juz jakies przekonaie i czyta sie ze ktos 1000 lat temu myslal tak samo: to jakos czlowiekowi poprawia samopoczucie - zwlaszcza jak to byl ktos w stylu Platon czy cos takiego.
A co zrozumienia w zyciu to kazdy z nas by chcial , ale jak sie nie ma co sie lubi to sie lubi co sie ma. A życie pokazuje, ze nawet jak ktos nie zajmuje sie zawodowo tym co Ty, to jakos moze nadawac na tych samych falach, a innym razem ktos z tej samej beczki zawodowej -a zupelnie sie mozna z nim rozmijac w rozmowach na kazdy temat.
jurecq - Wto Sty 19, 2010 5:49 pm
x x x
Father - Wto Sty 19, 2010 9:31 pm
ag111111 napisał/a: | A czy filozofia moze pomóc? : ja bym powiedziala nawet więcej tzn, ze nie moze. |
I słusznie. W udanym zwiazku filozofia tylko przeszkadza. Tu sie liczy tylko intuicja i dobra wola a i zwykła uczciwość też. Wspólny cel jest dodatkowym bonusem.
Sagittaire - Sro Sty 20, 2010 8:21 am
czyli po dwoch dniach pisania wyglada na to, że dochodzimy do wspolnego wniosku, ze zasada jest taka ze zasad nie ma
A co do bledow to powiem tak ze kazdy blad i porazka moga byc pozyteczne czasem nawet bardziej niz sukces. Mnie np najbardziej motywuja porazki. Jak idzie all za dobrze to popadam w marazm ale jak poniose porazke, to wchodza we mnie jakies siły silne i w konsekwencji wychodzi mi to na lepsze niz zycie uslane samymi rozami.
Father - Sro Sty 20, 2010 1:21 pm
ag111111 napisał/a: | Jak idzie all za dobrze to popadam w marazm ale jak poniose porazke, to wchodza we mnie jakies siły silne |
A to dobre Czyli najpierw musi byc gorzej aby było lepiej. To juz było przerabiane dawno,dawno temu. Po siedmu latach chudych przychodza lata tłuste
Czy to nie jest jakas odmiana masochizmu?
Gdy przychodzą chwile szczęścia to nie należy sie cieszyć bo to oznacza, że nieszczęście już blisko
Wnioskuję, że najlepiej być stoikiem.
Sagittaire - Sro Sty 20, 2010 1:34 pm
chyba nie
odmiana masochizmu to by byla raczej jakby cos szlo zle a czlowiekowi by z tym bylo dobrze
Ale chyba troche odchodzimy od tematu (chociaz w sumie caly ten temat z nazwy samej jestr jakos nie na temat baletu)
jurecq - Sro Sty 20, 2010 1:43 pm
x
Kasia G - Sro Sty 20, 2010 3:15 pm
tak, bardzo proszę o powrót do tematu - tzn. wszelkie rozważania na temat partnerstwa w zwiazku, relacji z małonkiem i doboru w pary są dopuszczalne ale... podbudowane baletowo
Sagittaire - Sro Sty 20, 2010 5:34 pm
z podbudowa baletowa to też jakoś tak ciezko, bo np jakbym chciala pisac o baletowym malzenstwie łodzkim, to tez nie można, bo to w prywatnosc sie wkracza...
jaromir - Czw Sty 21, 2010 12:20 am
Ag ! Ale można pewne sprawy uogólnić, zakamuflować, a istote tego co chcesz i tak mozesz przekazac.
A wracając do tematu, to nie ma co poruszać tego co jest wazne w każdym zwiazku, ludzi kazdego zawodu.
Raczej warto zastanawiac sie jak i kto moze pogodzic sie szczegolnie gdy jeden z partnerow tanczy, a drugi co robi ...
- moze prowadzic dom
- moze uprawiac zawod artystyczny w godzinach nieregularnych
- moze pracowac od 7-17 lub w innych stalych godzinach, lub na zmiany
Jaki ten drugi powinien miec cechy osobowosci, charakter, cechy nabyte
- przychodzi z pracy i czeka na podanie obiadu
-wychodzi do pracy i czeka na podane sniadanie, uprasowane ubranie itd
- ma zawod artystyczny ( muzyk, plastyk, literat ) ale jest gwiazda sam dla siebie i oczekuje pelnego serwisu j.w.
- czyja kariera jet priorytetem ( wszyscy artysci wyzej wymienieni moga tworzyc w dowolnym miejscu) , a tancerz, tancerka musi tanczyć w konkretnym miejscu - co z dostosowaniem - z wczesnejszych postow widzialem, ze trudno udaje sie pogodzić te sprawy
Kimkolwiek jest, jezeli jest egocentrykiem, egoista, bez empatii to w szczególniści taki PARTNER dla tancerza, tancerki sie nie nadaje.
I nie chodzi tylko o ten "serwis" - bo nawet, gdy jest obsluga, dom milionera, to pewne cechy sa wazne absolutnie, aby byc szczesliwym - tylko dotycza innej pllaszczyzny - sposobu spedzania wolnego czasu, rozrywki, tematu rozmów itd
Sagittaire - Sob Sty 23, 2010 10:00 am
jest! znalazłam!
Znalazłam jednego faceta, który zrezygnowal ze swojej kariery, dla dobra związku .(to tak apropo poruszonego przez Joanne tematu, ze takowych mężczyzn strasznie malo ).
Zasłyszało mi się, że chłopak Poliny Semionowej , który był tancerzem, przeniósł sie do Berlina żeby byc blisko niej i teraz chyba- o ile sie nie myle -prowadzi jakis sklep.
Ale dla tak uwielbianej i -trzeba to zaznaczyc- pięknej kobiety, to to poświęcenie jest chyba uzasadnine
Father - Sob Sty 23, 2010 10:14 am
ag111111 napisał/a: | jest! znalazłam! |
Przepraszam ale nie bardzo zrozumialem: czy znalazłaś dla siebie czy tez chodzi o faceta Poli Siemionownej?
Sagittaire - Sob Sty 23, 2010 10:52 am
dobre
Joanna - Sob Sty 23, 2010 3:27 pm
No tak, ale w przypadku takiej Poliny to chyba oczywiste... Chyba że jej partner miałby zadatki na drugiego Malachowa.
A co z sytuacja, kiedy oboje mają równe szanse (zrobić podobną 'rangę' kariery), czy ewentualnie jedno z nich nieznacznie wieksze, i któres by miało się poświęcić (czyli np. przeprowadzić się za kompanią partnera/ki) to kto jest to częściej...?
Sagittaire - Sob Sty 23, 2010 3:59 pm
no wtedy to rzecz jasna, ze statystycznie jest to kobieta (tą która sie poświęci). No chyba ze sie rozstana i kazde sobie pojdzie w swoja strone, albo oboje zostana tam gdzie moga tanczyc razem.
A co do chlopaka Poliny Semionowej to jednak bym go Joanno troszkę doceniła , bo jeśli jest sie tancerzem, nawet nie Malakhovem, to i tak ciężko rzucic swój zespół (bodajze w Stutgarcie) i zacząć robic coś innego. Tym bardziej, ze chyba nie byl taki strasznie zły. no i zakladajac ze to o nich to prawda, bo moze to plotka a moze cos sie zmienilo.
A tak na marginesie, to ja sie bardzo ucieszyłam, jak się dowiedziałam, że naszych łódzkich dwóch pierwszych solistów łódzkich zostało małżeństwem, bo jestem spokojniejsza, ze sie jedna z tych osób nie przeprowadzi tanczyc poza Łodzią A to świetny tancerz i zawsze sie balam, ze gdzies sie przeniesie. Wiem, wiem to co napisałam jest egoistyczne ale w sumie ja jestem zadowolona, moi ulubiency sa zadowoleni: czego chcieć więcej?
Nataszaa - Wto Lut 16, 2010 4:09 pm
Mąż tancerz - marzenie !
Ja natomiast przyłapałam się, że od pewnego czasu muszę z kimś zatańczyć, żeby go bliżej poznać. ;p
Na moim obozie tanecznym, w pierwszym dniu mieliśmy 'zapoznawczą' dyskotekę. ;p
Niestety, mało osób tańczyło, ale ja owszem. W każdym razie, zamiast pytać kogoś co lubi, itp, proponowałam po prostu: 'zatańczymy?'
Ale często zdarza się, że partnerzy taneczni stają się partnerami w życiu, więc... ;p
meegson - Sob Maj 15, 2010 5:40 pm
owszem, często.
Bambyno - Sob Maj 15, 2010 10:13 pm
Fajnie jest widzieć parę taneczną nie tylko na scenie ale również w życiu prywatnym. Zapewne dużo wspólnego czasu poświęcanego razem na scenie mogłoby wzmocnić związek, ale i także wpłynąć niekorzystnie na relacje między partnerami. Przebywanie i robienie tego samego non stop jest na dłuższą metę monotonne. Trochę luzu nie zaszkodziłoby właśnie ze względu na tą monotonność i wspólne przebywanie w domu jak i na scenie nie chciałabym mieć męża tancerza.
|
|