|
www.balet.pl forum miłośników tańca |
 |
Życie baletomana - szmaragdy, rubiny czy diamenty?
Sagittaire - Pon Sie 27, 2007 12:40 pm Temat postu: szmaragdy, rubiny czy diamenty? co najpiękniejsze: szmaragdy, rubiny czy diamenty?
W dwóch różnych aspektach tzn.
1) sensu stricto - trzech części baletu pt. "Klejnoty" chor. Balanchine oraz
2) sensu largo w aspekcie:balet francuski, amerykański czy rosyjski.
Ten drugi aspekt jest trudniejszy do ugryzienia ze względu na coraz większą różnorodność baletu w ramach każdego kraju ale jakieś cechy wspólne jeszcze myślę są
Torin - Pon Sie 27, 2007 12:56 pm Temat postu: Re: szmaragdy, rubiny czy diamenty?
ag111111 napisał/a: | co najpiękniejsze: szmaragdy, rubiny czy diamenty?
1) sensu scripto -baletu Balanchine
|
Ja sobie pozwolę odpowiedzieć tylko dość wąsko na punkt pierwszy.
Posługując sie słownictwem rodem z łyżwiarstwa figurowego - powiem iż wystawie swoja subiektywną ocenę za wrażenie artystyczne
Jak dla mnie największe wrażenie robią diamenty. I to głównie sceny zbiorowe, układ tańców, ruchów, kompozycja całości najbardziej oczarowuje. Skrzy sie niczym prawdziwy diament. Rubiny mimo że kocham ten kolor najmniej mnie porwały. Być może za dużo odwołań do lekkiej muzy za którą jakoś specjalnie nie przepadam (mimo ze partia Aurelie Dupont jest piękna i bardzo dobrze pasująca do jej (znaczy Aurelie) charakteru IMHO of kors A Szmaragdy ? Partia początkowa zawsze ma najgorzej Chwilę trwa zanim ludź (widz) wejdzie w atmosferę spektaklu i nim można całkowicie odebrać jego piękno/przesłanie czy co tam jeszcze. Ale jak dla mnie jednak za diamentami. Ale zrobię sobie dziś eksperyment i puszczę najpierw diamenty a później szmaragdy ciekawe jakie wtedy bedą moje wrażenia
Torin - a po za tym wszystkie te kamienie i tak są za drogie
Sagittaire - Wto Sie 28, 2007 2:35 pm
Mi tak jak Tobie najbardziej podobała się część diamentowa Klejnotów ale baaardzo mnie ujęła też część rubinowa ...
A co do baletu sensu largo: myślę że w klejnotach świetnie można wyczytać pewne różnice w tych 3 bakletach które trwają do dziś. Weźmy choćby b. amerykański (pomijam tu cały współczesny -choć tu możnaby dużo powiedzieć).
Amerykańska forma, amerykańska elastyczność, amerykańska plastyczność i wspaniała forma chociażby New York City Ballet- to mi się kojarzy z ameryk baletem klasycznym i to świetnie uchwycił Balanchine stwarzając finezyjną, przyjemną i lekką w odbiorze całość w wykonaniu świetnych technicznie tancerzy . Z tego wprost emanuje elastyczność -wychodzenie poza zamknięte schematy i powiew czegoś nowego.
Joanna Bednarczyk - Wto Sie 28, 2007 6:54 pm
jezeli chodzi o balet Balanchine'a to zdecydowanie najbardziej podobają mi sie Rubiny- bo własnie takie bardziej "gimnastyczne" i dynamiczne oblicze balanchinowskiej choreografii wole czyli takie jak w Agonie, 4 temperamentach. A relacja Balanchine - Strawiński zawsze sie sprawdza Poza tym Aurelie Dupont i Alessio Carbone sa rewelacyjni. Piekne sa równiez Diamenty choc te juz wpisuja sie w nurt "sentymentalny" balanchinowskiego hołdu dla rosyjskiej tradycji z której sam sie wywodzi.
odnosnie drugiej kwestii ja osobiscie nie naleze do osób które roztrzygają która ze szkół jest najlepsza na swiecie mam duża słabość do baletu francuskiego do tej tradycji (reprezentowanej dzis przez POB)) która dla mnie nie ogranicza sie do tylko do baletu romantycznego tak jak sportretował to Balanchine - choć oczywiscie rozumiem jego koncepcje odwołująca sie do pewnego symbolu ale w związku z tym Szmaragdy najmniej mi sie podobają bo dla mnie balet francuski to formalne korzenie baletu jak równiez powojenna awangarda (Petit, Bejart)
Scarpia - Czw Sie 30, 2007 10:39 pm
Ach to wszytko zależy kiedy i na co ma sie nastrój... Gdy jest mi błogo, przymilnie i potrzebuję baletowego "dopieszczenia" oglądam Szmaragdy, gdy czuje się wesoły i nieco rozentuzjazmowany lubię "Rubiny", a gdy mam ochotę być zimnym acz eleganckim draniem nastawionym na czystą estetykę jak w krystalicznej sieci zimnych acz pieknych kamieni - puszczam sobie Diamenty...
Z fragmentu noty... "Krytyk Clive Barnes powiedział o Szmaragdach: 'Ktoś mógłby prawie pomyśleć, że to był 19-wieczny balet, którego libretto kiedyś zaginęło. Przypominają jedną z Willid w Giselle i białe akty z Jeziora'. Balanchine sam widział 1 część Klejnotów jako hołd dla tańca francuskiego.
Robert Garis napisał o Rubinach: 'Balanchine miał niezłą zabawę parodiując przesadzone ruchy i koturnowe, nienaturalne pozy i obroty klasycznych pozycji w akrobatykę.' Balanchine uważał tę drugą część jako hołd dla swojej adpotowanej ojczyzny jaką była Ameryka.
Clement Crisp powiedział o Diamentach: 'Choreografia przekazuje nam syntezę sztuki Mariusa Petipy i Lwa Iwanova. Otwierający walc przywołuje wspomnienie zaklętych pannien z Jeziora; Scherzo z kolei przypomina kryształowe ewolucje płatków śniegu z "Dziadka do orzechów"; a wariacje solistów zapożyczają z Raymondy węgierskie gesty. Natomiast finałowy polonez z jego dekoracyjnymi girlandami rozwija splendor przynależny "Śpiącej królewnie".' Balanchine powiedział, że Diamnetami chciał przywołać czar przedstawień z Teartru Maryjskiego i klasyczne dzidzictwo sztuki Petipy. Oczywiście ktoś może zinterpretować ten zamierzony efekt dopatrując sie w 3 częsci hołdu złożonemu Petersburgowi i czasom przed-rewolucją."
Sagittaire - Pon Wrz 17, 2007 2:36 pm
Joanna Bednarczyk napisał/a: | mam duża słabość do baletu francuskiego do tej tradycji (reprezentowanej dzis przez POB)) która dla mnie nie ogranicza sie do tylko do baletu romantycznego tak jak sportretował to Balanchine - choć oczywiscie rozumiem jego koncepcje odwołująca sie do pewnego symbolu ale w związku z tym Szmaragdy najmniej mi sie podobają bo dla mnie balet francuski to formalne korzenie baletu jak równiez powojenna awangarda (Petit, Bejart) |
zwróciłaś uwagę na bardzo ciekawą rzecz...
Dla mnie Fracja jest:
1) z jednej strony miejscem urodzenia romantycznego tańca-romantycznego baletu
2) ale od XX po XXI w poprzez "otwarcie " się na nowoczesne, w innych częściach świata uznane za zbyt odważne formy Francja jest też dla mnie miejscem gdzie zaczęły formować się nowe kanony baletowego piękna (i tu mam na myśli Rosyjskie balety Diagiliewa, choreografie z lat dwudziestych XXw -których próbkę widzieliśmy na tegorocznych ŁSB i w końcu jak to wyraziłaś awangardę powojenną i inne rzeczy).
Moje serce lgnie do tego baletu romantycznego czyli Gizelle itd ale- tak jak zasygnalizowałaś J. -na balet francuski nie sposób dziś patrzeć tylko i wyłącznie przez pryzmat baletu dziewietnatowiecznego (duże uproszenie jest w tym słowie balet francuski jak na określenie czegoś tak niesamowicie różnorodnego...)
Myślę, że stwarzając dziś Klejnoty być może Balanchine zaakcentowałby coś innego ale może się mylę. Koniec końców- czy nie jest troche prawdą, że owe nowości o których napisałam (balety Diagiliewa, Formy Balanchina i rzeczy późniejsze), które są dla wielu utożsamiane z francuskimi wcale francuskimi nie są , ponieważ stwarzali je i "nadawali kształt" tańcem... nie-francuzi. A zatem czy te klejnoty byłyby francuskie???? Francja pozwoliła im zaistnieć przez swoją otwartość i tolerancyjność (choć też z tym różnie bywało...) , pozwoliła im zaistnieć i rozwijać się ale czy w nich tkwi francuski duch???
|
|