www.balet.pl
forum miłośników tańca

Życie baletomana - SYN MARNOTRAWNY Balanchine'a w Warszawie - WRESZCIE!

Ali - Nie Mar 04, 2012 11:25 pm
Temat postu: SYN MARNOTRAWNY Balanchine'a w Warszawie - WRESZCIE!
Czy już czytaliście to na stronie PBN-u? Pracują nad "Synem marnotrawnym" Balanchine'a. Wreszcie go zobaczymy na własne oczy. Tańczył go Lifar, Robbins, Nurejew, Barysznikow, Ruzimatow i Acosta - wszyscy wielcy. Ciekawe kogo zobaczymy w tej roli w Warszawie?

A tymczasem - tyle ile ogłosił już PBN:

Po "Święcie wiosny" w niezwykłej choreografii Wacława Niżyńskiego z 1913 roku, Polski Balet Narodowy włączy do swojego repertuaru kolejne wielkie dzieło choreograficzne XX wieku. To "Syn marnotrawny" w choreografii George'a Balanchine'a z muzyką Siergieja Prokofiewa, stworzony w 1929 roku dla Baletów Rosyjskich i przywołany ponownie do życia przez samego Balanchine'a w 1950 roku dla New York City Ballet, a następnie rozpowszechniony w tej wersji przez najsłynniejsze zespoły świata. Balet Balanchine'a nie był niestety dotąd prezentowany Polsce, jedynie po samą partyturę Prokofiewa sięgnęła kiedyś Opera Bałtycka (1963), realizując ją w choreografii Janiny Jarzynówny-Sobczak.

Prace nad polską premierą "Syna marnotrawnego" Balanchine'a prowadzi z zespołem PBN amerykański artysta Paul Boos, wychowanek Szkoły Baletu Amerykańskiego i były tancerz New York City Ballet. Od 1992 roku jest on jednym z firmowych baletmistrzów nowojorskiej Fundacji George'a Balanchine'a, która posiada i chroni prawa do spuścizny po wielkim choreografie. Realizował już jego balety m.in. w Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu, Teatro alla Scala w Mediolanie, Holenderskim Balecie Narodowym, Joffrey Ballet, Operze Lipskiej, K-Ballet w Tokio i z kilkoma zespołami amerykańskimi.

Premiera w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej odbędzie się 14 kwietnia 2012 roku w ramach wieczoru baletowego "Opowieści biblijne". Dekoracje i kostiumy odtworzone zostaną jak wszędzie według projektów słynnego francuskiego malarza Georgesa Rouault, a Orkiestrę Opery Narodowej poprowadzi Jakub Chrenowicz.

Ali - Sro Kwi 11, 2012 11:20 pm

Milczycie w tej sprawie, a premiera tuż-tuż. I okazuje się, że w roli Syna Marnotrawnego - Maksim Wojtiul i Paweł Koncewoj, podobno dzień po dniu. Ich fankom i fanom radzę starać się o bilety. Ja już mam - na oba przedstawienia.
venus-in-furs - Sro Kwi 11, 2012 11:27 pm

Nie podają obsady na konkretne dni? Czy coś przeoczyłam?
Ali - Sro Kwi 11, 2012 11:54 pm

Nie podali jeszcze oficjalnie, ale tak słyszałem z tzw. ust dobrze poinformowanych: Woitiul w sobotę, a Twój Koncewoj w niedzielę.
Kasia G - Czw Kwi 12, 2012 9:54 am

a ja z innej beczki, ale tez na temat "olewania" widzów, bo nie informowanie na 2 dni przed premierą kto kiedy tańczy do "olewania" zaliczam. To samo z biletami: przez ostatni tydzień w ogóle nie mozna było kupic biletów na premiere - sprzedaż była zamknięta, w Internecie nie było znaczka "kup bilet" i żadnych wolnych biletów. Dziś: okazuje się, ze sprzedaz włączono, puste są boki parteru, sporo wolnych miejsc na balkonach, w tym prawie cały wolny 3 balkon! Więc jak ktoś ma jeszcze ochote wybrac się na premiere to jest taka możliwość
venus-in-furs - Czw Kwi 12, 2012 3:28 pm

Dzięki za informacje, tylko, że zależało mi bardziej na wtorku lub środzie, ze szczególnym naciskiem na wtorek. No ale to prawda, Kasia ma rację, przecież to nie powinien być żaden problem, wstukanie na stronę kilkunastu nazwisk. Zamkniętej sprzedaży już nie skomentuję o_o
Kasia G - Czw Kwi 12, 2012 7:06 pm

na wtorek - srode to już w ogóle leżąca miejsca są - na razie - przykre dość :(
venus-in-furs - Czw Kwi 12, 2012 8:22 pm

Patrząc na stronę, jakieś żółte punkciki jeszcze się świecą... miejsca z boku co prawda, ale może jakoś by to było. Ech!
Ali - Czw Kwi 12, 2012 10:52 pm

venus-in-furs napisał/a:
...Kasia ma rację, przecież to nie powinien być żaden problem, wstukanie na stronę kilkunastu nazwisk...

Chyba przesadzacie, albo naprawdę nie znacie specyfiki powstawania obsad przedstawień premierowych w zespołach prawdziwie artystycznych. Owszem, są takie, gdzie niektóre gwiazdy mogą gwarantować sobie pewne role - nawet kontraktem sezonowym. Są też takie, gdzie dyrektorzy kształtują repertuar pod określonych z góry solistów, ale także takie, które po prostu nie mają odpowiednich tancerzy na wymianę obsad. Ale w PBN-ie szczęśliwie nie zauważyłem jeszcze tego, by jakieś gwiazdy lub pseudogwiazdy decydowały o tym kiedy i co tańczą, a rozmaitych solistów pretendujących do głównych ról same znacie. Słowem, obsady ustala się pewnie po ostatnich próbach generalnych - dając do ostatniej chwili szansę na występ w premierze wszystkim wypróbowanym obsadom w zależności, które z nich są lepsze i najlepsze w oczach realizatorów. I mnie to się podoba, to chyba jedyny objaw demokracji, który można w balecie zaakceptować. Nie mam więc pretensji o brak obsad na dłuższy czas przed premierami. Wiem, że jak trafię na pierwsze, drugie lub trzecie przedstawienie zaoferują mi wszystko to, co mają najlepszego. Bo nie są chyba samobójcami, by pchać na afisz słabeuszy. Zresztą widzę już obsady pierwszych przedstawień "Opowieści biblijnych" na stronie internetowej TW-ON. Więc o co chodzi?

Sagittaire - Pią Kwi 13, 2012 8:56 am

No dla mnie pojawienie sie obsad wczoraj było przesadą. Przy dobrej organizacji pracy to mogło być trochę wcześniej.
W każdym razie jak zobaczyłam wczoraj obsady, to od razu oddałam bilet na premierę. Będę tylko drugiego dnia. Nie wiem doprawdy, jakie względy powodują, to co powodują, ale nie rozumiem posunięć obsadowych w tym sezonie.

Kasia G - Pią Kwi 13, 2012 9:31 am

Ali, doskonale to rozumiem, są tez wypadki osowe - czasem przed pemierą realizatorzy nastawiają się że ktoś coś zatańczy, na kims opiera się obsada, a potem choroba, kontuzja i po sprawie. Stąd 3 obsady, a 2 przynajmniej. Ale z drugiej strony w naszym teatrze tak na niektórych premierach operowych, jak i na baletowych nieujawnianie nazwisk kto kiedy posunięte jest do granic wytrzymałości widza - toż ja musze wiedziec ile kwiatków mam kupić, da kogo i skąd mam wziąć pieniądze :) nie mówiąc o tym, zeby się dostac na konkretny spektakl z konkretnym wykonawcą. Na szczęscie na Opowieściach nie bedzie tego probemu - ale to wiem dopiero teraz ;( Wreszcie: zakulisowo wiemy zwykle wczesniej kto kiedy tańczy, a zwłaszcza śpiewa - bo to mają aryści śpiewacy zagwarantowane od poczatku w konrakcie (wiem że to mały offtop), ale i tak do niedawna była to pinie chroniona tajemnica
venus-in-furs - Pią Kwi 13, 2012 2:42 pm

Ali napisał/a:

Chyba przesadzacie, albo naprawdę nie znacie specyfiki powstawania obsad przedstawień premierowych w zespołach prawdziwie artystycznych.


Jako widz nie muszę się na tym znać.
Gdy patrzyłam wczoraj, obsad nie było, ale już lecę obejrzeć.

Kasia G - Pią Kwi 13, 2012 7:24 pm

obsady są, tylko wstawiono je nie w opisy poszczególnych dzieł a pod cały opis na dole, jak się nie przewinie strony na ekranie to obsad nie widać :(((
Kasul - Pią Kwi 13, 2012 8:40 pm

Z tego co wiem rzeczywiście były jakieś komplikacje z obsadami itd.Ja to im i tak zawsze wybaczam takie rzeczy ^^A tak w ogóle:
Widziałam już :o .Nie będę spoilerować- niesamowite.(na marginesie-jeśli chodzi o "Opowieści biblijne" jako całość, to zdecydowanie najlepszy "Kain i Abel" Emila Wesołowskiego)

venus-in-furs - Pią Kwi 13, 2012 10:37 pm

Spoileruj, opowiadaj wszystko :)
Ali - Pią Kwi 13, 2012 10:52 pm

Tak, tak, opowiadaj szczerze! Z przyjemnością będę Ci zaprzeczał, jeśli znajdę do tego powody po premierze.
Kasul - Sob Kwi 14, 2012 7:19 pm

Cóż.Tak jak powiedziałam "Kain i Abel" zrobili na mnie zdecydowanie najlepsze wrażenie.Nie tylko choreografia Emila Wesołowskiego świetnie współgrała z muzyką i treścią(dość czysto przedstawioną) to jeszcze Yaroshenko niezwykle mile mnie zaskoczył swoim Kainem, i technicznie i wyrazowo.Może tylko troszkę nazbyt konwencjonalny jak na mój gust taniec współczesny i wydaje mi się że dla niektórych tancerzy tańczenie w dżinsach było ...niewygodne co najmniej.(Myślę o S.Popovie, ale tak pięknie "Ablował" że nie rzucało się to tak w oczy.)Zdecydowanie ciekawy sposób wchodzenia na scenę-ześlizgiwanie się z dużych ramp rodem ze skatepark'u :smile:
Ostatnia część-"Sześć skrzydeł aniołów"była..powiedzmy ciężka.Choreografia -niesamowita,szczególnie forma "pozdrowienia"tanecznego.Inspirujące.Ale trochę za dużo wszystkiego na scenie, ciężko było skupić na czymś wzrok na dłużej.Zakończenie- niezakończenie pozostawia temat do namysłu i refleksji.Byłam osobiście zaskoczona, ale i zadowolona z wykorzystania elementów stricte klasycznych. (No i wspaniała rola główna-Vadim Kezik spisał się świetnie :wink: )
Balanchine'a zostawiam wraz z miłym wspomnieniem Maksa Woitiula

Ali - Nie Kwi 15, 2012 12:37 am

Właśnie wróciłem z przedstawienia Owieczko, więc tylko pokrótce odniosę się do poruszonych przez Ciebie wątków. Mnie powalił jednak "Syn marnotrawny", a Woitiul pozostawił mnie nie tyle z miłym, ale raczej z porażającym wrażeniem. Wielka rola, świetne wykonanie. Znakomite też całe jego męskie towarzystwo. Komplementowanie choreografii Balanchine'a byłoby banałem, jak każdego innego arcydzieła, więc tylko nisko pochylę głowę. "Kain i Abel" - OK, ale z lekka chaotyczny i niejasny ideowo. Nie bardzo rozumiem np. dlaczego Abel tak bezczelnie prowokuje Kaina przy stole i czegóż to matka chce od Abla, kiedy pozbyła się już Kaina z domu? Tańca współczesnego tam nie zauważyłem, raczej - charakterystyczny, pomieszany z neoklasyką, akrobacją i naturalizmem ruchu. Te góry obok i nie tylko one - jakby z "Harnasiów" Wesołowskiego. Yaroshenko też mnie miło zaskoczył, aż przecierałem oczy czy to on, widząc tę energię, ekspresję i zawziętość Kaina. Popova jako Abla ubrali po prostu w dżinsy z opuszczonym krokiem, sama spróbuj czy w takich spodniach tańczy się "wygodnie". A część ostatnia, że ciężka? Dla mnie wręcz przeciwnie: bardzo poetycka, subtelna i finezyjna - pod każdym względem. Ty widziałaś chyba jakąś próbę, ja przedstawienie premierowe. Może więc wybierz się raz jeszcze i obejrzyj gotowy produkt...
Kasul - Nie Kwi 15, 2012 10:15 am

Owszem widziałam próbę generalną,ale niestety nie mogę się wybrać ponownie.
Cytat:
Popova jako Abla ubrali po prostu w dżinsy z opuszczonym krokiem, sama spróbuj czy w takich spodniach tańczy się "wygodnie"

Naprawdę tańczyłam (o ile można to tak nazwać)i o tym właśnie mówię:to nie jest łatwe.Raczej z "ale" do kostiumu a nie do tancerza.Co do trzeciej części- o tym że ciężka miałam na myśli nie taniec, a całość jako taką.

Kasia G - Nie Kwi 15, 2012 10:31 pm

http://www.naczubkachpalc...iesci-biblijne/

mnie też najbardziej poetyckie wydało się "sześc skrzydeł aniołów" a co za tym idzie - również jakies takie - najbardziej przyjazne dla moich oczu :)

venus-in-furs - Nie Kwi 15, 2012 10:54 pm

Nie mogę polemizować z recenzją czy przyznawać racji, bo baletu nie widziałam, ale przyznam, że po jej przeczytaniu przeszłam ze stanu "bardzo bym chciała zobaczyć" na "muszę zobaczyć" - nie ukrywam, że powodem #1 jest "ciepła klucha" ;) Także jeśli zło nie stanie mi na drodze, wybiorę się we wtorek. Dziękuję za impuls :)
Ali - Nie Kwi 15, 2012 11:13 pm

Przeczytałem Kasiu G. Trochę się zgadzam, trochę nie zgadzam. To naturalne. O Kainie i Ablu warto by może pogaworzyć, na różnych zresztą płaszczyznach, ale nie mam nastroju. Może zbyt wiele oczekiwałem... Jedno jest pewne, nie zauważyłem tam ani żadnej "ciepłej kluchy", ani nic "eterycznego". Z pierwszego się cieszę, drugiego żałuję, bo mam wielką słabość do tancerek typu Marii Taglioni.
Ewa J. - Sro Kwi 18, 2012 2:22 pm

Ostatnia część była zdecydowanie najlepsza - prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że praca rodzimego twórcy wybije się na "przebój" wieczoru, ale wg mnie tak właśnie się stało. Estetyka ruchu i scenografii wpisuje się w nurt choreografii powstających obecnie we Francji, gdzie chętnie zaczęto sięgać i odkurzać utwory muzyki dawnej, tworzyć do niej bazujące na neoklasyce i współczesnym układy - co jakiś czas te spektakle można oglądać np. na mezzo.
Przybyłowicz zaskoczył mnie tym, że jego choreografia nie tylko nie wydała mi się gorsza, ale nawet lepsza od wielu z tych prac, które do tej pory widziałam. A więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że polski choreograf zaprezentował pracę na najwyższym poziomie - jak już ją tutaj nazywano - poetycką, eteryczną, bardzo wysmakowaną w formie, którą podkreślała wspaniała muzyka. Trudno było oderwać wzrok od sceny, zaraz po opadnięciu kurtyny całość mogłabym obejrzeć jeszcze raz.
Co do Kaina i Abla - wypadałoby pominąć milczeniem, sztampowa, przedziwna mieszanina neoklasyki, współczesnego, modern dance. Niektóre elementy mnie rozbawiły - np. Abel rozkładający ramiona na kształt krzyża (niczym Giselle) i broniący w ten sposób swojej wybranki przed Kainem, w scenie konfliktu wystarczyłoby dać obu stronom broń do ręki i mielibyśmy walki niczym w "Romeo i Julii", sam gest odtrącenia jaki wykonywała Noemi wobec Kaina kojarzył się z klasyczną pantomimą, czego w tym wypadku należało uniknąć, bo to "konserwowało" całą historię, zamiast ją odświeżać i ujawniało jakiś brak konsekwencji w formułowaniu przekazu przez warstwę ruchową. Niestety - przedstawienie rozwoju i przedmiotu konfliktu było banalne (zakładam, że przy takim wyborze modyfikacji biblijnego motywu trudno było tego uniknąć - bo jak niesztampowo pokazać w krótkim czasie tak oklepaną sekwencję zdarzeń jak relacje dwóch bratów antagonistów, zawiść i zazdrość jednego z nich i w końcu zabójstwo umotywowane zazdrością o kobietę).
"Klasyk" Balanchine'a do tej pory się nie zestarzał i robi dobre wrażenie, tak samo jak wspaniały Maksim Woitiul w roli głównej.

Kasia G - Sro Kwi 18, 2012 10:25 pm

recenzja z Rzeczpospolitej - więcej nie znalazłam (?)

http://www.rp.pl/artykul/...-oryginaly.html

Ali - Sro Kwi 18, 2012 11:53 pm

Ewa J. napisał/a:
Ostatnia część była zdecydowanie najlepsza (...) "Klasyk" Balanchine'a do tej pory się nie zestarzał i robi dobre wrażenie..

Ostatnia część przedstawienia – urocza, to prawda. Na mnie też zrobiła wrażenie. Ale, że „zdecydowanie najlepsza” - tego bym nie zaryzykował. Nie można jednak mierzyć tą samą miarą arcydzieła sprzed lat z piękną współczesną formą teatru baletowego. To dwa różne światy – nieporównywalne. Musimy uczyć się patrzeć na balet - choreografię, jak na dzieło sztuki swojej epoki: klasycyzmu, romantyzmu, neoromantyzmu, neoklasycyzmu, modernizmu... aż po wielobarwną współczesność. Może nie przemawiać do nas jakiś obraz Rembrandta czy Picassa, ale nikt rozsądny wychodząc z galerii pod wrażeniem dzieła jakiegoś współczesnego malarza nie powie jednak, że to jego obraz jest „zdecydowanie najlepszy”. Dla mnie „Syn marnotrawny” Balanchine'a jest takim właśnie arcydziełem swojej epoki – mnie zachwyca i chyba nie ma nic odkrywczego w stwierdzeniu, że „się nie zestarzał”. Co w niczym nie ujmuje pięknemu baletowi Jacka Przybyłowicza.

Sagittaire - Czw Kwi 19, 2012 9:04 am

No to znalazłam Ali jedną osobę, której też I część się podobała bardziej niż III.
Z tym, że pragnę podkreślić, że wszystkie moje autorytety z dziedziny tańca zachwycały się pw częścią III, więc to trzeba uszanować.

Jak dla mnie w III części było za dużo czegoś, co jest jakąś domeną np PTT, czyli eklektyzmu. Sam ruch piękny, ale przez zakorzenienie w Forsythe, czy w innych twórcach, idących w tym kierunku zby mało innowacyjny. W ciągu roku widziałam kilka podobnych spektakli. Czyli sam ruch piękny ale mało innowacyjny. Już bardzie podobała mi się zwyciężczyni listopadowego Konkursu Choreograficznego w Łodzi, która konstruowała ruch podobnie, ale w sposób bardziej uporządkowany tj Kylian czy Forsythe (u nich właśnie jest porządek, poukładnie, brak eklektyzmu). Do tego w obu spektaklach (Przybyowicza i zwyciężczyni Konkursu) były bardzo podobne niebieskie kostiumy. Skoro wówczas zarzuciłam tej Macedonce zbyt małą innowacyjność, to teraz ciężko o tym nie mówić, mimo, że samego J. Przybyłowicza ogromnie cenię i uważam, że on i K. Pastor to bodajże najbardziej zasłużone dla tańca osoby w Polsce. To jest z całą pewnością wybitny twórca i go ogromnie szanuję, ale w tym wieczorze jakoś mi jego III część nie odpowiadała (a scenografia w środku wprost mnie rozbawiła). Natomiast z całą pewnością fajnie, ze taki rodzaj ruchu można było zobaczyć w wykonaniu najlepszych polskich tancerzy, którzy byli w tym wybitni.

I część zadziwia innowacyjnością jak na swoje czasy i nie tylko. Niektóre rozwiązania wprawiają w osłupienie. Syn marnotrawny, sam w sobie, nie jest moją ulubioną choreografią Balanchine, ale każdy niemal spektakl tego twórcy, udowadnia jakim był geniuszem i jest choreograficzną perełką. Natomiast mimo, ze trafiłam na b daobrą obsadę z wybitną M. Żuk i P. Koncewojem, to wykonanie mnie zabolało... Za każdym razem jak widzę wykonanie Balanchine w PBN, to cierpię, bo ogromnie to odstaje od NYCB czy PON. Szkoda tylko, że nie widziałam Maksima... Za to Gabdullin świetny.

Co do II części, to trafiłam na genialną obsadę w drugim dniu - Maksim jako Kain, Yaroshenko jako Abel + Fiedler. Musze powiedzieć, ze jakkolwiek w pełni się zgadzam z Ewą, ze konstrukcyjnie są niedostatki i dodam, ze ruch jest taki trochę starodawny, nie zaskakujący, figury wyjęte z Romeo itd, to jednak podobał mi się ogromnie ten spektakl z uwagi na 3 rzeczy: 1. genialne wykonania tancerzy (widać, że robił to choreograf, który zna ich na wylot i idealnie posługuje się ich możliwościami); 2. ładne sceny zbiorowe w męskim balecie (a ja w balecie pw kocham dynamiczny, męski balet); 3. ładna muzyka.
Maksim Wojtiul jako Kain zachwycający (dawno nie miałam w PBN takiej przyjemności jak oglądając to wykonanie; cudowne; brak słów). To druga rola Maksima, po przywódcy powstania w I przejdą deszcze, w której ten tancerz ujawnia, że niesamowicie umie przekazać wewnętrzne targania się, niepokój, bardzo silne emocje. POwyższe pokazuje, ze Maksim to nie tylko klasyk. M. Fiedler i Yaroshenko - to była przyjemność w ogladaniu ich wykonań . Wg mnie to były ich najlepsze kreacje, jakie widizałam kiedykolwiek. Włądymir Yaroshenko idealny.


Ogólnie byłam bardzo zadowolona, bo ostatnio coraz rzadziej zdarza mi się popaść w zachwyt, a tuaj kilkakrotnie mi się to zdarzyło.

Ali - Czw Kwi 19, 2012 11:53 pm

Cytat:
znalazłam jedną osobę, której też I część się podobała bardziej niż III (...) moje autorytety z dziedziny tańca zachwycały się częścią III, więc to trzeba uszanować.

Odnoście I części jestem więc drugi spośród tych, których znalazłaś. Ja spotkałem ich więcej. A Twoje autorytety też szanuję za ich opinię, bo i część III pozostawiła mnie pod wielkim wrażeniem. Ja tylko sprzeciwiam się stanowisku: Przybyłowicz lepszy od Balanchine'a. Sama przyznasz, że to głupawe.

Cytat:
Co do II części, to trafiłam na genialną obsadę w drugim dniu - Maksim jako Kain, Yaroshenko jako Abel + Fiedler.

Zgadzam się, to także "moja" obsada. Świetna w całości, a i sam balet na niej bardzo zyskuje.

Cytat:
Vladimir Yaroshenko idealny.

Lubię to, tak mi rób Sagittaire! A on - niech Ci daje ku temu jak najwięcej powodów.

Sagittaire - Pią Kwi 20, 2012 9:11 am

Ali napisał/a:
Odnoście I części jestem więc drugi spośród tych, których znalazłaś.


Pierwszy - pisałam właśnie o Tobie.

Ali napisał/a:
Ja tylko sprzeciwiam się stanowisku: Przybyłowicz lepszy od Balanchine'a.


Z tym, że nie sądzę, żeby o to chodziło rozmówczyni Ewie, która jest znawczynią Balanchine i przypuszczam, że bardzo go ceni. Raczej to odczytałam jako skrót myślowy, że - przy założeniu iż Balanchine jest twórcą wybitnym - nie zestarzał się, zaś Przybyłowicz, jak na Polaka, robi rzeczy światowe. Jedno drugiego nie wyklucza.

venus-in-furs - Pią Kwi 20, 2012 12:41 pm

Cytat:
Co do II części, to trafiłam na genialną obsadę w drugim dniu - Maksim jako Kain, Yaroshenko jako Abel + Fiedler.


Ja bym polemizowała z jej genialnością, ale byłaby to dość nieelegancka wypowiedź, której na dodatek nie da się uzasadnić konkretami, więc moje zastrzeżenie pozostawiam do nietrudnego domysłu ;]

Ewa J. - Pią Kwi 20, 2012 3:18 pm

Ali napisał/a:
A Twoje autorytety też szanuję za ich opinię, bo i część III pozostawiła mnie pod wielkim wrażeniem. Ja tylko sprzeciwiam się stanowisku: Przybyłowicz lepszy od Balanchine'a. Sama przyznasz, że to głupawe.

Miałam wczoraj odpisać, ale było już późno więc odłożyłam to na dziś, a tutaj pojawiają się nowe meandry dyskusji. Widzę, że Sagittaire lepiej mnie zrozumiała, ale może specjalnie zaogniasz sprawę, żeby sprowokować dyskusję - cóż, niech będzie i tak, bo jednak nie sądzę, że piszesz to na poważnie.
Ale może po kolei.

Ali napisał/a:
Dla mnie „Syn marnotrawny” Balanchine'a jest takim właśnie arcydziełem swojej epoki – mnie zachwyca i chyba nie ma nic odkrywczego w stwierdzeniu, że „się nie zestarzał”. Co w niczym nie ujmuje pięknemu baletowi Jacka Przybyłowicza.

Ok, wybacz, że nie byłam odkrywcza, prawdę mówiąc trudno byłoby się na to silić, dlatego nic więcej nie napisałam poza stwierdzeniem, że klasyk się nie zestarzał - sam przecież uważasz, że "komplementowanie tej choreografii byłoby banałem", więc skoro reprezentujesz takie (wg mnie słuszne zresztą) podejście, to cóż odkrywczego wg Ciebie mogłabym napisać?
Z drugiej strony nie do końca się zgadzam, bo jest wiele dzieł, które w danym czasie odcisnęły piętno na danej epoce, były nawet rewolucyjne w swoim czasie, a jednak dzisiaj często trafiają do lamusa, nie są wznawiane, a więc jednak się zestarzały, okazały mało uniwersalne. Do takich choreografii zalicza się min. dzieła Sergiusza Lifara (celowo wybrałam taki wyrazisty przykład) - bo czym innym były, jak nie dziełami swojej epoki. Obecnie mamy szanse oglądać nieliczne z jego prac. Ja np. w całości widziałam 3, bardzo lubię Suitę w bieli i Les mirages. Co do tego ostatniego, kiedy 5 lat temu wznowione było na deskach POB, można było przeczytać w recenzjach, że wariacja Cienia i pas de deux były genialne, ale resztę dla dobra tej choreografii należałoby usunąć, bo jest "sztuczna" i "nienaturalna". Wniosek końcowy recenzenta był prosty: Lifar nie jest już wystawiany, bo jego choreografie były swoistym "produktem" swoich czasów, dosyć osobiste i strasznie się zestarzały. Co do Miraży nie zgadzam się z tym stanowiskiem, dla mnie to jest bardzo piękny, symboliczny balet o samotności (w dodatku spersonifikowanej, choć postać Cienia można interpretować w wielu kierunkach). Obejrzałam go 2 razy pod rząd za jednym zamachem, bo odnalazłam w nim coś więcej, niż tylko ślad "tamtych" czasów, nie był dla mnie tylko świadectwem epoki, w której powstał i na którym obecnie osiadł już kurz, którego nie da się zdmuchnąć. Ale dla kogoś innego jest sztuczny i nienaturalny - przyjęłam to do wiadomości. Zresztą myślę, że gdybym zobaczyła więcej jego dzieł, o większości z nich mogłabym mieć podobne zdanie, jakie reprezentował wspomniany recenzent (fragmenty skłaniają mnie do takich przypuszczeń).
Co do Syna - ten balet znany mi był już wcześniej, więc z góry wiedziałam, czego się spodziewać. Bardzo go lubię, ale tak jak już wspomniałam - jakoś nie wierzę, że inteligentna osoba może powiedzieć, że uznanie za lepsze dzieła współczesnego choreografa od klasyka jest "głupawe". Po pierwsze, załóżmy, że były osoby, którym się wcale nie podobał i co wtedy - mają się z tego powodu ubiczować? Mają do tego święte prawo. Po drugie, jest na pewno co najmniej kilka dzieł (nie mam na myśli tylko tych w obrębie tańca), które wiele autorytetów wychwala, a na mnie nie robią wrażenia, są mi obojętne. Czasem myślę sobie, że może do nich jeszcze nie dorosłam, a innym razem, że może tak już będzie zawsze i nic na to nie poradzę. Poza tym zauważ jeszcze jedno - mówiąc w ten sposób nie tylko nie bierzesz pod uwagę innych punktów widzenia, ale również tego, że każdy ma jednak inne wychowanie, wykształcenie, nie mówiąc już o rzeczach tak subiektywnych i osobistych jak inaczej ukształtowany gust i inna wrażliwość na sztukę. A to tylko nieliczne składowe, bo razem tych wszystkich czynników jest nieskończenie wiele.
No i na koniec już - w tym wypadku niestety znowu wracamy do Gombrowicza - ja akurat w pełni uznaję, że Balanchine był (i jest) wielkim choreografem, ale naprawdę nikt nie jest zobligowany do podzielania takiego poglądu, no chyba, że pod sankcją uznania tego kogoś przez Ciebie np. za bezguście ;)
I jeszcze tylko słowo nt innowacyjności - nie szastałabym dzisiaj zanadto tym pojęciem, bo to chyba oczywiste, że za czasów Balanchine'a stosunkowo łatwo było być innowacyjnym (oczywiście jeśli ktoś miałby talent i zdolności w kierunku twórczości choreograficznej na jego miarę), ale dzisiaj są już właściwie tylko syntezy, przeróbki, obróbki tego co powstało w XX wieku, i żądanie żeby ktoś był dzisiaj innowacyjny w takim sensie, jak to możemy powiedzieć o Balanchinie właśnie, uważam za nieuzasadnione oczekiwania i nieco anachroniczne spojrzenie na tą sprawę.
Acha, i na pewno nie jesteście jedynymi osobami, którym podobała się najbardziej I część - mojej koleżance też najbardziej do gustu przypadł Syn, a kiedy ja siedziałam w pełnym zahipnotyzowaniu na części III, ona pewnie przysypiała - wiem, bo skwitowała na końcu, że "skończyło się w odpowiednim momencie" (co miało oznaczać, że już było nudno).
To chyba wszystko, co na razie miałam do powiedzenia w tej sprawie ;)


PS. Miałam już pominąć dygresję dotyczącą malarstwa, bo to offtop, ale może jeszcze krótko nt tej wypowiedzi: "Może nie przemawiać do nas jakiś obraz Rembrandta czy Picassa, ale nikt rozsądny wychodząc z galerii pod wrażeniem dzieła jakiegoś współczesnego malarza nie powie jednak, że to jego obraz jest „zdecydowanie najlepszy."

Sądzę (a nawet jestem pewna), że taka sytuacja, którą uznajesz za niemożliwą jest jak najbardziej możliwa nie tylko w teorii, ale i w praktyce ;) Żyjemy w czasach, kiedy przytłacza nas estetyka gier komputerowych, telewizji i innych niekoniecznie wizualnie wzniosłych przedmiotów - w tej sytuacji dlaczego uważasz, że każdy doceni Rembrandta, Caravaggia, Turnera, Tycjana - jakiegokolwiek innego wielkiego jakiejkolwiek epoki. Zresztą żeby w pełni docenić i się zachwycić, wg mnie trzeba zobaczyć prawdziwy obraz na żywo - dzisiaj jest o tyle wygodniej, że łatwo możemy obejrzeć reprodukcje w albumach albo obrazki w internecie, za to z dużą szkodą dla odbioru.

Sagittaire - Pią Kwi 20, 2012 3:46 pm

Ewa J. napisał/a:
może specjalnie zaogniasz sprawę, żeby sprowokować dyskusję

A to to na pewno. Zauważyłam, że Ali po prostu lubi dyskutować o tańcu i dzielić się swoimi spostrzeżeniami i czasem używa takich chwytów, aby ożywić forum, co w sumie ma swoje plusy.

Co do innowacyjności - masz rację Ewo. Z całą pewnością dziś jest to trudniejsze niż dawniej ale sądzę, że nawet dziś są twórcy, którzy robią coś własnego. Nie chcę wdawać się w tym miejscu w dyskusję, czy lepsza większa innowacyjność, czy zrobienie wartościowej przeróbki jakiegoś mistrza, bo obydwa przejawy twórczości są w sumie pożądane. A że innowacyjność można spotkać i dziś, to wystarczy podać choreografie z tegorocznego konkursu choreograficznego. Główną nagrodę wygrała bardzo piękna "obróbka" ruchu Forsythe (moim skromnym zdaniem ładniejsza niż ta Przybyłowicza). Natomiast nagrodzonymi byli też twórcy z Ukrainy i Białorusi, których utwory nie były może tak wysmakowane pod kątem języka ruchu, ale za to były innowacyjne - czuć było, że to było coś własnego, jakieś wyrażanie samego siebie i szukanie specyficznego dla siebie języka ruchu. Jak dla mnie to zawsze jest ciekawe jeżeli artysta, choreograf ma do powiedzenia coś od siebie, coś własnego. Szacowne jury główne nagrodziło mistrzowską obróbkę ruchu zaczerpniętego od wielkich znanych, za to jury dziennikarskie nagrodziło innowacyjność. A zatem są i dziś twórcy, którzy robiąc coś bardzo swojego, a obok równie wartościowi, którzy zafascynowany osobami jak Forsythe kontynuują jego stylistykę w swoich pracach.

Ewa J. - Pią Kwi 20, 2012 4:27 pm

Sagittaire napisał/a:
Z całą pewnością dziś jest to trudniejsze niż dawniej ale sądzę, że nawet dziś są twórcy, którzy robią coś własnego.


Owszem, wg mnie również w tym właśnie rzecz - to jest dużo trudniejsze, ale nie znaczy wcale, że dzisiaj w ogóle nie powstają interesujące prace, że powstają tylko takie choreografie, których porównanie z dziełem mistrza sprzed kilkudziesięciu lat (już nie mówiąc o uznaniu za lepsze pierwszego z nich) trzeba zaraz wziąć za grzech śmiertelny i niewybaczalny.
Ale to o czym mówisz, to jest akurat bardzo zdrowe podejście, bo gdybyśmy nagle doznali "olśnienia" - skoro było już tyle mistrzów, to znaczy że teraz wystarczy tylko w kółko i na okrągło wznawiać ich prace, nie robiąc przy tym nic nowego, trafilibyśmy w końcu w ślepy zaułek. To by było ze szkodą nie tylko dla współczesnych choreografów, którym związanoby ręce, ale też dla krytyków i miłośników tańca.
Skoro już wymieniasz Forsythe'a to wydaje mi się, że masz na myśli wielkich II poł XX wieku, tych, którzy stworzyli swoje wielkie, autorskie wizje, czyli oprócz wspominanego już nazwiska chociażby Kyliana, Bejarta, Neumeiera (oczywiście nie tylko). Przyznaję, że do tej pory nie prowadziłam tej dyskusji z myślą o nich, bo w moim osobistym panteonie stoją na samym szczycie (tj. jako najwięksi z największych) i dlatego też dla mnie stanowią temat na odrębną dyskusję ;)

Ali - Pią Kwi 20, 2012 11:55 pm

Cytat:
..nie sądzę, że piszesz to na poważnie...

Droga Ewo J., piszę z zasady poważnie, tylko czasem prowokuję, co słusznie zauważyła nasza urocza Sagittaire. Poruszyłaś sporo wątków, więc nie będę się rozpisywał. Jednak na początek przypomnę Ci jednak, że to Ty napisałaś wcześniej: "ostatnia część była zdecydowanie najlepsza". I to mnie włąśnie poruszyło. Teraz lepiej rozumiem Twoje stanowisko. Wybacz więc tę "głupawość" i dzięki za doprecyzowanie.

Cytat:
...wiele dzieł, które w danym czasie odcisnęły piętno na danej epoce, były nawet rewolucyjne w swoim czasie, a jednak dzisiaj często trafiają do lamusa...

To oczywiste, ale błagam - nie porównuj choreografii Serge'a Lifara do dorobku George'a Balanchine'a. Lifar był gwiazdą swoich lat, ale nie pozostawił po sobie nic ponadczasowego, nawet jego najlepsza "Suite en blanc" była moim zdaniem bardzo konwencjonalna w gruncie rzeczy. Nic więc dziwnego, że - poza Francją może - jego choreografie poszły w zapomnienie.

Cytat:
ja akurat w pełni uznaję, że Balanchine był (i jest) wielkim choreografem, ale naprawdę nikt nie jest zobligowany do podzielania takiego poglądu, no chyba, że pod sankcją uznania tego kogoś przez Ciebie np. za bezguście

Nie za "bezguście", raczej za nieuka, ale to w dziedzinie baletu zdarza się u nas niestety bardzo często..

Cytat:
Sądzę (a nawet jestem pewna), że taka sytuacja, którą uznajesz za niemożliwą jest jak najbardziej możliwa...

To także smutne i prawdziwe niestety. Ale my się chyba do nich nie zaliczamy Ewo J., więc pracujmy wytrwale, aby poszerzać naszego grono...

Ali - Sob Kwi 21, 2012 12:02 am

Ewa J. napisał/a:
Balanchine, Bejart, Neumeier, Kyliana, Forsythe...

Wielcy także dla mnie. Widzę Ewo J., że mamy tych samych idoli... Nie tylko my zresztą!

Ali - Pią Kwi 27, 2012 10:01 pm

Dziś znalazł się w sieci jeszcze jeden tekst o "Marnotrawnym" i innych "Opowieściach", godzien uważnego przestudiowania, nawet jeśli ktoś nie zgadza się z nim w szczegółach. Polecam:
http://tygodnik.onet.pl/3...ki,artykul.html


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group