|
www.balet.pl forum miłośników tańca |
|
Życie baletomana - Opera Dolnoslaska- Wroclaw
klara - Nie Gru 05, 2010 4:13 pm Temat postu: Opera Dolnoslaska- Wroclaw chyba jeszcze nie bylo takiego postu o wroclawskiej operze a w sumie o zespole baletowym i jego baletowym repertuarze , 18 grudnia bedzie premiera Romeo i Julia .chyba warto wybrac sie i zobaczyc,, mam nadzieje ze bedzie co ogladac a zespol da z siebie wszystko , pomimo ze niektore osoby z zespolu traktuja zatrudnienie na zasadzie tymczasowego, podpisuja kontrakt na 1/2 roku
Sagittaire - Nie Gru 05, 2010 4:44 pm
R&J- spektakl śerdni. Kostiumy i scenografia tak paskudne, ze ciezko to nazac. Drugi akt nudny jak flaki z olejem. W scenach kochankow brak podnoszen, sa to takie bezdotykowe latania dookola sceny za sobą. W sumie w II akcie jest tylko jedna ciekwa scena - ta z kręgiem i Romeem , a reszta zupelnie bez pomyslu na ruch. Za to akt pierwszy calkiem, calkiem choreograficznie. Przede wszystkim cos co lubie czyli duzo, duzo skokow meskich, fajne sceny szermiercze i ogolnie calkiem fajne , dynamicznie pomyslany I akt.
No i we Wroclawiu macie zabojczego Romea - Sergija Oberemoka. Przecudny jest. Jej, ogromna szkoda, ze nie moge isc na tego okropnego Romea, bo pojechalabym chetnie tylko po to, zeby zobaczyc raz jeszcze taniec Waszego I tancerza.
I skoro jestesmy przy temacie baletu wroclawskiego to jeszcze slowko o tym, ze mnie bardzo mile zaskoczylo to, ze w repertuarze macie Figle szatana i Rękopis znaleziony w Saragossie. Z tego co kojarze to Figle sa aktualnie grane tylko we Wroclawiu (najblizsze w marcu). Ciekawa jestem, jaki jest ten spektakl, tzn na ile bliski wersji warszawskiej, ktora do dzis jest bardzo mile wspominana przez wiele osob. Ciekawe czy u Was tez z taki przepychem na scenie sie to wystawia (potwory ogniem zeijące, olbrzymy i karły malejkące i rosnące itd). Podobno w Wwie byly b fajne sceny zbiorowe meskie (cos co osobiscie uwielbiam). Okazaj dla zespolu do wyszalenia sie, wyskakania itd. Nie bede miala mozliwosci ale chcetnie na Figle bym poszla i na Sergieja tez na cokolwiek byle on tanczyl.
PS Sergiej oczywiscie Ukrainiec... dlaczego jak ostatnio mnie rozlozy na lopatki jakis tancerz to zawsze Ukrainiec????
disa - Nie Gru 05, 2010 5:32 pm
to nie jest premiera tylko wznowienie? ciekawe , a o co chodzi z tym ze podpisuja kontrakt na 1/2 roku?
Sagittaire - Nie Gru 05, 2010 5:41 pm
A czy ten kontrakt na pol roku dotyczy nowych tancerzy? Bo jesli tak to bym sie nie zdziwila. Teraz kadrowo nie jest tak jak kilkadziesiat lat temu, ze jak sie zdobylo kontrakt z Operą to sie mialo prace do emerytury. Czasem zdarza się, że na audycji tancerz zapowiada sie rewelacyjnie, zatrudnai sie go jako np solistę , a okazuje sie, ze zupelnie sie nie odnajduje w choreografiach danego teatru i jest do kitu. Sądzę, że w przypadku nowych tancerzy to mialoby jakies uzasadnienie. Ale nie wiem, nie znam ukladow we Wroclawiu... to co pisze to tylko takie moje przewidywania
wukaesiak - Sob Lut 05, 2011 6:46 am
Skoro jesteśmy przy temacie Opery Wrocławskiej. Dlaczego w spektaklach baletowych nie bierze udziału orkiestra, tylko muzyka puszczana jest z głośników? Może to ktoś wytłumaczyć?
wukaesiak - Sob Lut 05, 2011 6:46 am
Skoro jesteśmy przy temacie Opery Wrocławskiej. Dlaczego w spektaklach baletowych nie bierze tam udziału orkiestra, tylko muzyka puszczana jest z głośników? Może to ktoś wytłumaczyć?
Sagittaire - Sob Lut 05, 2011 9:35 am
Nie wiem ale może skoro w Wrocławiu średnim muzykom płaci sie w granicach 5.000 zł-3.000 zł mięsięcznie, a całkiem dobrym tancerzom 1500-2000 zł miesięcznie to szkoda tak cennych pracowników zuzywac do ilustowania jakiś tam tańców żebraków i tylko opery mają taki zaszczyt.
A tak poważnie to mnie też to denerwuje, kiedy spektakl baletowy nie jest grany przez orkiestrę na żywo.
Giselle12 - Sob Lut 05, 2011 8:42 pm
co prawda w Operze Wrocławskiej na balecie jeszcze nie byłam, ale mogłam oglądać zespół podczas oper. Powiem tak - źle nie tańczą, robią dobrze to co robią. Może mam takie odczucie bo nie widziałam w pełni ich możliwości.
Laranda - Sro Mar 09, 2011 7:25 am
czy wie ktoś może ile kosztują bilety na Jezioro Łabędzi i Don Kichota w operze? Bo mi się strona nie otwiera...
wukaesiak - Sro Mar 09, 2011 8:39 am
Proszę bardzo:
Też się wybieram i na "Don Kchota" i na "Jeziorko". Mam nadzieję, że będzie to coś dużo lepsze niż "Dziadek". Skoro już powiedziałem A, to wypowiem się więcej. Mam bowiem pewne zastrzeżenia odnośnie do tegoż spektaklu. Mają prawo być one tyle nieprawomocne, że to jest mój pierwszy obejrzany (na żywo) balet (dzieci i ryby głosu przecież nie mają). Wydaje mi się bowiem, że jedyną mocną stroną wrocławskiego "Dziadka" są występujący w głównych rolach pierwsi tancerze, których ogląda się rewelacyjnie. Odniosłem jednak takie wrażenie, że nie było tam żadnej pomysłowej choreografii. Walc kwiatów na przykład zupełnie mnie rozczarował. Czy pani dr Klimczak zrobiła baletowy bubel, czy moja nieznajomość sztuki baletowej jest aż tak zatrważająco słaba?
Ktoś może widział ten spektakl? Jak Wy go oceniacie?
P.S.
A za króla myszy robi krecik - to dobre...
Sagittaire - Sro Mar 09, 2011 1:19 pm
Niestety ale muszę Cię uprzedzić, ze spektakle baletowe we Wrocławiu mają tylko jedną zaletę - dość dobrych niektórych tancerzy. Chociaż tu też, nawet wśród tych najlepszych tancerzy, nie ma pereł rzucających na kolana z tego względu, ze jakby były, to by szybko uciekły do Łodzi, Poznania czy Warszawy ( to ostatnie o ile by były to osoby wybitne) i tam tańczyły lepszy repertuar i pw więcej. Pani Bożena Klimczak jest wybitnie słabym choreografem i gdyby miała jakieś spojrzenie realne na siebie , to by nie robiła żadnej choreografii. Trochę pokory by się przydało- wybitny J.Przybyłowicz- po już w sumie długim byciu dyrektorem w Poznaniu -teraz dopiero robi swoją choreografię ale we współpracy z dwoma znakomitymi choreografami i w związku z tym, że w ten sposób tnie trochę koszty. A kto jak kto ale ON, to by mógł robić choreografie już dawno w Poznaniu... Pani Klimczak jest wybitnie złym choreografem i jeszcze gorszym szefem baletu. Nie wiem czy nie najgorszym w Polsce.... Nie potrafi zamówić dla Wrocławia nic na poziomie, nic świeżego, nic ciekawego. Uczyniła Wrocław skansenem... Do tego jest dość nieprzyjemnym człowiekiem w obyciu, że tak delikatnie powiem... Nic dziwnego, ze dyrektor we Wrocławiu widząc, co tam jest grane wystawia same niemal opery...
Dobór choreografów do pozostałych -poza dziadkiem-realizacji również jest taki, ze tylko usiąść i płąkać.... Jezioro, sądząc po tym jakie było Jezioro w Poznaniu, bodajże tych samych twórców, to porażka... Romeo i Julia to szkoda gadać.
Reasumując: na balet wrocłąwski warto chodzić dla artystów, a tam kilku jest bardzo fajnych. Ja chętnie bym np pojechała na Sergieja Oberemok , bo mimo że widziałąm go z rok temu, to pamiętam, ze zrobił na mnie baaardzo dobre wrażenie.
A jeżeli chcesz zobaczyc dobry balet, to jedź do Warszawy (albo z ciekawości Łodzi albo Poznania...)
wukaesiak - Sro Mar 09, 2011 5:17 pm
Ale to, droga Sagittaire, jest tak daleko... Ach!
Nie pocieszyłaś mnie, ale teraz już wiem jak jest. Dzięki!
Sagittaire - Sro Mar 09, 2011 5:39 pm
Ja jestem wyjątkowo zrażona do pani kierownik baletu wrocławskiego, więc może stąd mam wyjątkowo krytyczne podejście do niej... Ale ciężko nie być widząc m.in. co -z dużo wydawałoby się mniejszymi środkami -próbował robić M.Zajączkowski w Bydgoszczy. O Łodzi i Poznaniu już nie wspominając.
A że Warszawa daleko? Zobaczysz, jak złapiesz bakcyla we Wrocławiu, to zmienisz podejście i raz na rok nie będzie dla Ciebie dużym wysiłkiem jechać do warszawy na dobry spektakl . Najgorzej jest zacząć te podróże baletowe ale jak się raz spróbuje, to można.
Laranda - Czw Mar 10, 2011 8:07 am
w sumie to idę pierwszy raz na przedstawienie baletowe. nie licząc swoich Ale chyba jeśli jestem pierwszy raz no to chybab nawet do Wrocławia mozna pójśc prawda? Po prostu musze nacieszyć się baletam
Sagittaire - Czw Mar 10, 2011 8:12 am
pójść można, a nawet trzeba tam gdzie się ma najbliżej. Ja sama czasem chodzę na bardzo złe spektakle ale zawsze coś w nich jest wartego obejrzenia. Przede wszystkim zawsze jest jakiś 1-3 ciekawych tancerzy. A we Wrocławiu są takowi na 100 %.
wukaesiak - Sro Mar 16, 2011 8:20 am
Wszystko, co tu powiedziane, potwierdza się. Byłem wczoraj na Don Kichocie. Spektakl ten jest nierówny. Czasami jest nawet ciekawie, ale nie brakuje przy tym chwil chaosu, zamieszania.
W zamieszczonym w programie wywiadzie choreograf Beate Vollack (która nota bene przyznała się, że jest to pierwszy w jej karierze duży spektakl) wspominała, że postać tytuową chciała specjalnie wyróżnić. Nie wyszło to zanadto. Sądzę, że większość widowni, bardziej niż rzekomo zabawnymi popisami Don Kichota, była zainteresowana pięknymi pas Kitri i Basilio. Paulina Woś to niezwykły, jak sądzę, talent (ciekawi mnie niezwykle czy jest ona wśród jasnych punktów Opery Wrocławskiej w ocenie Saggitaire). Cieszy mnie oglądanie jej twórczości. Gdyby nie to, wyszedłbym wczoraj z Opery smutny zupełnie. Partnerujący jej Łukasz Ożga też dobrze się spisywał. W każdym razie para ta stanowiła gwóźdź wczorajszego wieczoru. Przynajmniej w mojej amatorskiej opinii.
Sagittaire - Sro Mar 16, 2011 3:04 pm
Jest wśród jasnych punktów (może nie najjaśniejszych ale z pewnością jasnych). Na marginesie dodam, że Woś ukończyła łódzką Szkołę Baletową (która jak wiadomo jest taaaka dobra . I to uczyła się w wyjątkowej klasie z łódzkim obecnym I solistą Piotrem Ratajewskim i Emilią Baranowicz, tańczącą obecnie w Operze Wiedeńskiej.
wukaesiak - Wto Mar 29, 2011 10:43 pm
Wróciłem właśnie z „Jeziorka” w wykonaniu baletu Opery Wrocławskiej. To moje pierwsze „Jezioro łabędzie”, którem widział z widowni (znana mi już jest „jutjubowa” wersja ABT). Gdybym jednak miał się Piotrowi Iliczowi Czajkowskiemu (który nota bene patronuje ulicy, przy której teraz mieszkam i przy której post ów piszę), że widziałem w teatrze inscenizację jego łabędziego utworu, czułbym się co najmniej nieszczerze.
Balet, mimo tego, że jeszcze w programie (przeraźliwie chudym) składał się z czterech aktów, na scenie miał ich już tylko trzy. Choreografią prologu (zastępującego treściowo I akt) i III aktu jest Ewa Wycichowska, a to, jak już się zdążyłem zorientować, postać nieanonimowa. II i IV, czyli sceny „nadjeziorne” są autorstwa Rosjanina Victora Smirnov-Golovanova. Ten ostatni, jak pewnie zauważyłoby wielu z Was, zrobił dobrą robotę. Może to było i udane technicznie i zgodne z literą kompozycji. Mnie to jednak nie porwało (ba! nie ruszyło, a w połączeniu z dzikimi tłumami i miejscem stojącym wręcz irytowało). Ja na balet nie przychodzę ani dla samego mistrzostwa twórcy i wykonawcy partytury, ani dla samego mistrzostwa choreografa czy tancerzy. Ja przychodząc domagam się udanej kompozycji – syntezy wszystkich składników w coś jedno, co zdolne byłoby mnie zachwycić. Dziś w wielu miejscach tego zabrakło, tancerze nie tańczyli – by przywołać ludowe porzekadło – jak im orkiestra grała. Swoją drogą, gdybym miał przed tak wielką publicznością tańczyć do nagrania z płyty, to też miałbym problem. Często muzyka i jej tempo sobie, a tempo spektaklu sobie. Nie ma sztuki bez rytmu – mawia się. A tu
Zabiegi ingerujące w kompozycję historii Zygfryda i Odetty wyszły chyba jednak na dobre. Bałem się aktu pierwszego i trzeciego, które nadziane są fragmentami li tylko popisowymi. Być może Was to potrafi ucieszyć ale dla mnie balet jest gatunkiem teatralnym. Cóż... Nie miałem jednak problemu, bo pierwszego aktu nie było wcale (wszystko zaczęło się od spotkania Zygfryda i Odetty – widać prof.Wycichowska doszła do wniosku, że widz wie skąd się książe wziął nad jeziorem, a jak nie, to sobie przeczyta w programie). Trzeci zaś akt był stworzony z pomysłem i zrealizowany z werwą. To miejsce rehabilitacji tego spektaklu. Warto tego doczekać. Chyba pierwszy raz widziałem na żywo we Wrocławiu uporządkowane sceny zbiorowe i wartki ruch. Brawo!
Z tancerzy zwracali uwagę przezabawni panowie Oleksiak i gibki Apanasenko w roli Rotbarta.
Ali - Sro Sty 25, 2012 10:47 pm Temat postu: wroce post przesunięty z wątku o Polskim Balecie Narodowym (sezon 2011/12)
Sagittaire napisał/a: | Widząc, jak można pociągnąć operę nie mam wątpliwości, że mógłby być we Wrocławiu całkiem dobry zespół - tylko musiałby być ktoś, kto ma pomysł na choreografie i generalnie na funkcjonowanie baletu, a tam tego brakuje i efekt jest taki, że te spektakle są istotnie tragiczne. |
Nie do końca jest tak – przynajmniej wedle mojej wiedzy. W teatrach operowych wszystko jednak zależy od światłości i dobrych chęci dyrektora naczelnego, od jego odpowiedzialności za poziom teatru w każdym jego calu. Dobrym przykładem jest tu dyr. Waldemar Dąbrowski, który w trosce o rozwój baletu w Operze Narodowej ściągnął do kraju Krzysztofa Pastora, przyjął jego warunek usamodzielnienia zespołu jako Polskiego Baletu Narodowego i dał mu wolną rękę w sprawach artystycznych baletu. No, ale nie każdy polski teatr operowy ma szczęście dostać jako dyrektora byłego ministra kultury, i to najlepszego z dotychczasowych.
We Wrocławiu kiedyś był bardzo dobry balet, to już jednak dawna historia. Ostatnio chyba za czasów dyrektora Pietrasa. Teraz „odpowiedzialność” wrocławskiej dyrektorki, pani Ewy Michnik, ogranicza się głównie do realizowania własnych ambicji dyrygenckich, które (jak prawie każdy dyrygent-dyrektor pozbawiony rozumnej kontroli ze strony swoich przełożonych) realizuje wyłącznie na polu opery. Balet jest jej potrzebny głównie do wypełniania wstawek operowych. Ona po prostu nie dostrzega albo nie chce dostrzec potrzeb baletu jako odrębnej dziedziny sztuki i czuje się całkowicie zwolniona od odpowiedzialności za jej poziom i rozwój w Operze Wrocławskiej. A lokalni mocodawcy pani dyrektor najwyraźniej mają to głęboko w... nosie, skoro od lat tolerują taki stan rzeczy. Wyobrażacie sobie, że nawet te wrocławskie namiastki baletów klasycznych (np. Dziadka) każe ona tańczyć swojemu zespołowi do nagrań muzycznych, aby oszczędzić pieniądze na własne przedstawienia operowe?
Od tego się chyba wszystko zaczyna w teatrze operowym. Dopiero potem można realizować to o czym piszesz Sagittaire, czyli „ pomysł na funkcjonowanie baletu”. Ale pani dyrektor wolała powierzyć kierownictwo baletu we Wrocławiu byle komu, aby nie mieć z nim żadnych kłopotów koncepcyjnych czy ambicjonalnych na co dzień. Nie zwróciła się z tym do choreografa Jacka Przybyłowicza po jego powrocie z Izraela. Ani do Waldemara Wołk-Karaczewskiego, który po swojej karierze zagranicznej (Béjart, Berlin, Monachium) mieszka teraz opodal w Legnicy. Nie wpadła na świetnego pedagoga Annę Grabkę z jej doświadczeniami od Neumeiera z Baletu Hamburskiego. Nie sprowadziła Jerzego Graczyka lub Jerzego Makarowskiego, którzy przez wiele lat kierowali mniejszymi zespołami niemieckimi. Nie dostrzegła Tomasza Kajdańskiego, który tańczył kiedyś w Bawarii, a potem szefował gdzieś w Niemczech. Nie zaprosiła Jacka Tyskiego, który tańczył tu i tam za granicą, zrobił kilka choreografii i może także byłby niezłym kandydatem. Nie pomyślała o Sławomirze Woźniaku, który wywodzi się z wrocławskiego teatru, a teraz uczy cudze dzieci w Ameryce i także ma już pewien dorobek choreograficzny. Nie chciała żadnego z nich, bo z każdym należałoby się jednak liczyć, przyjąć jego warunki, wsłuchać się w jego profesjonalne propozycje i zadeklarować realną pomoc w ich realizacji. A po co to pani Michnik?
Oj niełatwo dyrygentowi dzielić się dyrektorską władzą i państwową kasą... Znamy to dobrze z historii i dzisiejszej praktyki naszych teatrów operowych. Mam nadzieję, że w Twojej ukochanej Łodzi po remoncie Teatru Wielkiego będzie jednak inaczej, ale… kto to wie?
Sagittaire - Czw Sty 26, 2012 9:08 am
Zgadzam się z każdym słowem (aż mi się miło zrobiło, że ktoś tak myśli mądrze:)). Oczywiście masz rację. Ja użyłam skrótu, bo z takim kierownikiem, jaki obecnie jest, Wrocław nie ma praktycznie szans na świetlany rozwój. No ale to ma genezę i dokładnie tak jest jak piszesz. Zresztą - jak raz w życiu miałam okazję rozmawiać z jednym z tancerzy z Wrocławia, to on winę za obecny stan scedował tylko i wyłącznie na dyrektora, który jak powiedział "wybitnie nie lubi baletu".
Ali - Czw Sty 26, 2012 6:12 pm
Sagittaire napisał/a: | aż mi się miło zrobiło, że ktoś tak myśli mądrze |
Dzięki Sagittaire, myślę że znajdziemy tu więcej wspólnych spostrzeżeń w różnych sprawach. I tylko żal, że nasze zgodne opinie w sprawie baletu we Wrocławiu tak naprawdę nic nie posuną do przodu. No, chyba że wrocławskie środowisko baletowe (i wokół baletowe) nabierze odwagi, ruszy się wreszcie i ostro zaprotestuje przeciw polityce, czy raczej braku właściwej polityki dyr. Ewy Michnik wobec baletu. Czas tam wziąć sprawy we własne ręce!
Sagittaire - Czw Sty 26, 2012 10:09 pm
Czarno to widzę - tancerze są bodajże najmniej zorganizowaną grupą zawodową. Widac to było w zeszłym sezonie, gdy w Łodzi było więcej wystawianych baletów niż oper (czasem w stosunku 9-8 baletów do 5 oper) i doprowadziło to, jak i inne kwestie, do tego, że wszystkie gwiazdy śpiewające narobiły afery, poszly nawet na posiedzenie rady miasta (m.in. aby poruszac kwestie remontu, ale też tego, ze dyrektor musi odejsc i rzeczywiście wkrótce odszedł). Co do tancerzy - uwzględniając ich mentalnośc - sądzę, ze tego typu ruch jest nie realny.
Ali - Pią Sty 27, 2012 12:25 am
Sagittaire napisał/a: | Czarno to widzę (...) w Łodzi (...) wszystkie gwiazdy śpiewające narobiły afery, poszly nawet na posiedzenie rady miasta (m.in. aby poruszac kwestie remontu, ale też tego, ze dyrektor musi odejsc i rzeczywiście wkrótce odszedł). Co do tancerzy - uwzględniając ich mentalnośc - sądzę, ze tego typu ruch jest nie realny. |
No właśnie, to może trzeba wziąć przykład z tych łódzkich gwiazd operowych. Zebrać się i pójść do prezydenta, marszałka, wojewody (nie wiem kto tam wykłada kasę na autokreację p. Michnik). Może właśnie na posiedzenie rady miasta? A jak nie pomoże, to pojechać wprost do ministra Zdrojewskiego – on przecież z Wrocławia. I powiedzieć: dość tej miernoty baletowej we Wrocławiu – żądamy równouprawnienia dla baletu w naszej operze.
A jeszcze lepiej niech zbiorą się wszystkie wrocławskie Odetty, Kitri, Klary, Lizy i kto tam jeszcze, niech ośmielą swoich dzielnych partnerów i całe towarzystwo baletowe, a potem „kupą mości panowie”, teraz właśnie, przed rychłą premierą „Córki źle strzeżonej”, niech wtargną do gabinetu dyrektorki teatru i powiedzą twardo: koniec z dyskryminacją, nie zatańczymy znowu przy taśmie, prosimy nam zagwarantować udział orkiestry w premierze, a potem wszystko inne, co się należy baletowi w naszej macierzystej placówce. I rzeczywiście nie zatańczyć do czasu zagwarantowania na piśmie spełnienia podstawowych postulatów. Takie metody są teraz w Polsce najskuteczniejsze, zresztą Opera Wrocławska ma z tym już pewne doświadczenia.
Sagittaire - Nie Mar 25, 2012 9:28 pm
Wczoraj gala we Wrocławiu.
Ogólnie wychodzę z założenia, że zawsze warto jechac na galę Staatsballett Berlin, nawet jeżeli się widziało ją wcześniej, głównie z uwagi na to, że zawsze dobrze jest popatrzec na wybitnych tancerzy. Oprócz tego warto jechac dlatego, ze obserwując jak sie rozwija Polski Balet Narodowy ostatnio i widząc niektóre rodzynki, poukrywane w polskich zespołach, to serce rośnie..., ze nie jest z nami tak źle .
Tancerze berlińscy ogólnie świetni, choc jak ich wczoraj widziałam, to jakoś, bardziej niż ostatnio, zwracał uwagę niski wzrost zdecydowanej większości. Dinu Tamazlacaru i Iana Salenko to jak Calineczka z partnerem swojego wzrostu. O ile we współczesnych choreografiach wzrost nie ma znaczenia, to w Don Kichocie juz zaczyna miec...
Wieczór otwierała choreografia Schreinera do muzyki Czajkowskiego, a dokładnie do PDD z Dziadka do orzechów. Ciekawie pomyślana choreografia w bardzo dobrym wykonaniu S. Gulseker i I. Onal, ale szału nie było w odróżnieniu od genialnego Sonetu XVIII chor. T. Plegge, wyk. Nadja Saidakova, V. Marinov. Choroegrafia tego sonetu była z gatunku takich, których wydobywają taki specyficzny geniusz ruchu współczesnego, do jakiego tańczenia stworzeni są tacy tancerze jak R. Pronk czy chocby nasz Nazar Botsiy (dynamiczne i z charyzmą). Wykonanie sonetu zaś było przecudowne. Przepiekny fragment, brak słów.
Wspomniane PDD z Don Quixote jakieś średnie. Dinu Tamazlacaru, którego uwielbiam, jakos tu nie błyszczał. Sama nie wiem co było nie tak, ale on po prostu jest stworzony do Gopaka czy Les Bourgeois. W tym klasycznym PDD czegoś zabrakło, chocby postawy i wyrazu. Partnerka natomiast I. Salenko dużo bardziej mi się podobała z tym, ze widzowie z Wrocławia maja I tancerkę, która bez problemu machnie 40 fouette, więc tutaj te 40 nie zwala z nóg, zwłaszcza że wzrost jest jaki jest... Co prawda te fouette I tancerki wroclawskiej są bardzo akademickie, bez polotu w szczegółach, a w wykonaniu Salenko artystycznie bardziej o niebo wyrafinowane (no i co któryś potrójny), ale jednak to nie jest najlepsze PDD z Don Kichota, jakie na świecie jest tańczone, bo tancerze z Marinki biją tym tańcem na głowe wszystkich.
Genialne, jak dla mnie, było natomiast wykonanie L`HARLEQUINADE!!! Subiektywnie przyznam, ze tak świetnego wykonania tego fragmentu nie widziałam w moim życiu nigdy. Ideał!!! Wykonanie bajeczne I. Salenko i R. Krenstettera. Wzrost tutaj nie przeszkadzał, a przeciwnie dodawał charakteru. Technika obłędna (obojga tancerzy), a do tego takie niesamowicie bajkowe niuanse.... Generalnie ten fragment to była bajka!!!
Podobnie bajkowe było, jak zawsze, wykonanie Les Bourgeois przez Dinu Tamazlacaru. Po ostatnim wykonaniu tego w Łodzi przejrzałam wszystkie możliwe nagrania na świecie i moim zdaniem nikt nie tanczy tego tak dobrze jak Dinu. To jest jego numer i jest w tym bezkonkurencyjny. Ani gwizdy z ABT ani M.Krajewski ani nikt nawet nie zbliżają sie do ideału, jaki serwuje Dinu (na marginesie dodam, ze ja się wlokłam tam do Wrocławia w 80%, żeby zobaczyc raz jeszcze to właśnie wykonanie ...).
Był tez wczoraj Wiesław Dudek z Shoko Nakamura w Adagietto i Caravaggio. Osobiście mnie te wykonania naszego rodaka nie powaliły. Trzeba mu oddac wspaniałą elegancję i niesamowicie dobre partnerowanie (stabilne jak u żadnego tancerza w Polskim Balecie Narodowym - o takim partnerze to większosc tancerek może sobie pomarzyc....). Natomiast brak w tym jego tańcu emocji, czegoś co chwyta za serce. Shoko juz bardziej mi się podobała, ale też jakaś taka za bardzo techniczna. Brakuje u Shoko czegos takiego co ma Nadja czy Iana, ktore poza techniką przekazują emocje, albo których taniec jest wyrafinowany i bogaty w niuanse.
A sam Malakhov z roku na rok coraz w słabszej formie (choc to jak wymachiwał partnerką w Le Park robi wrażenie...). Widac u niego wielką dojrzałosc, i to wzrasta, ale zanika możliwosc wyrazu pod wzgledem ruchu... Genialny tancerz ale coż ponad 40 lat.... Nie zaczarował mnie Malakhov jak ostanio w Arii 2 lata temu... A tak z reakcji ludiz z widowni - mam wrażenie, ze publicznośc zdecydowanie klasyczna i dużo zawodu było slychac, ze za bardzo cyt.'nowoczesny" ten taniec.
Ali - Wto Mar 27, 2012 10:02 pm
Sagittaire napisał/a: | ...mam wrażenie, ze publiczność zdecydowanie klasyczna i dużo zawodu było słychać, że za bardzo cyt. "nowoczesny" ten taniec. |
Zbyt "klasyczna"? Czyli - jak rozumiem - mało wyrobiona... Bo też któż zadbał o jej wyrobienie we Wrocławiu w ostatnich latach? W każdym razie dzięki Sagittaire za tę obszerna relację z gali i cieszę się, że mimo wszystko nie zdradzasz Malakhova. Też go wysoko cenię - bez względu na upływający czas.
Sagittaire - Wto Mar 27, 2012 10:20 pm
Nie, nie - ja Malakhova zawsze będę cenic. on ma cos nieuchwytnego, wydizela z tańca emocje, które mnie wzruszają do łez. Jest w tym jego tancu jakas niewiarygodna siła poruszania. To jest coś duzo więcej niż Vasiliev...
A na gale, jeżeli kiedyś jeszcze będzie w Polsce, zachęcam wszystrkich. Nawet jak cos się podoba mniej czy bardziej, to zawsze w tym wieczorze jest jakiś fragment dwa, który jest mistrzostwem na skale swiatową i to jest wystarczający powód, zeby zawsze sie skusic.
Ali - Wto Mar 27, 2012 10:49 pm
Sagittaire napisał/a: | To jest coś dużo więcej niż Vasiliev... |
Nie wiem, o którym Vasilievie myślisz, ale obaj najsłynniejsi - i ten dawny, i obecny - mają jednak chyba zupełnie inne emploi niż Malakhov, więc trudno ich nawet porównywać. Ja jednak wolę osobowość i siłę przekonywania Malakhova od najbardziej nawet imponujących popisów technicznych i ekspresyjnych obu tamtych panów. Choć w takiej gali z pewnością Vasiliev - i jeden, i drugi - pobiłby wszystkich innych.
Sagittaire - Sro Mar 28, 2012 7:37 am
Tu się akurat zgadzamy. Malakhov niby kształcony w przy akademii przy Bolshoy, ale jest jakiś taki samoistny. Chociaż ja Vasilieva młodego również cenię i marzyłam np, zeby zobaczyc go w Bolshoy w Spartakusie. Niestety marzenie się już nie ziści, a szkoda, bo to był genialny spektakl moskiewski - cały zespół był idealny.
Ali - Sro Mar 28, 2012 10:55 pm
Sagittaire napisał/a: | ...marzyłam np, zeby zobaczyc go w Bolshoy w Spartakusie. Niestety marzenie się już nie ziści... |
A cóż to się stało z Twoim Ivanem, by nie ziściły sie Twoje marzenia? Przecież żyje chyba i nawet tańczy w NYCB... Więc nie trać wiary. Zresztą kawałek jego Spartakusa widziałaś w gali otwarcia Teatru Bolszoj. Więc jeśli nic się z nim nie stało złego (chyba, że czegoś nie wiem), to z pewnością będzie wracał do Moskwy. Czasy wyklinania Nurejewa, Makarowej, Barysznikowa, Panowa i jego siostry, Godunowa, Malakhova, Ratmanskiego i wielu innych za to jedynie, że wybrali wolność za granicą przeminęły bezpowrotnie. Dzisiaj Rosjanie uznają ich wszystkich za bohaterów narodowych i szczycą się swoimi współczesnymi "uciekinierami" baletowymi, zapraszając ich jako gościnne gwiazdy.
Torin - Wto Paź 01, 2013 6:46 am
Czytam sobie ten wątek i czytam i nie wesoło to wygląda.
A jak się nic nie zmieni to będę we wtorek w okolicach Wrocławia, a tam zdaje się że grają Dziadka wtedy.
Myśl mi wpadła coby może nadrzucić te 100km, odwiedzić piękne miasto Breslau do którego mam wielki sentyment i oglądnąć tego dziadka ??
Jest sens , czy raczej lepiej powdychać świeże powietrze wedle jesiennych lasów i pól dolnego śląska ??
Torin
|
|