www.balet.pl
forum miłośników tańca

BALET - Praktyka - Poświęcić wszystko dla tańca

Bajaderka - Pon Mar 05, 2007 11:14 pm
Temat postu: Poświęcić wszystko dla tańca
Zastanawiam się ile moglibyście poświęcić dla tańca, dla tego aby móc tańczyć... czy poświęcilibyście swoje zdrowie,a nawet życie?
Ale nie chodzi o zdrowie w sensie zniszczonych stóp, czy paznokci...chodzi o coś takiego, co w pewnym sensie niszczy wasze zdrowie...może także i psychiczne (np. coś takiego jak bulimia,czy anoreksja.. przecież dużo tancerek a także zwykłych dziewczyn i kobiet popada w te choroby chcąc schudnąć nie raz do masakrycznej wagi i wyglądu).
Wyjechalibyście daleko, wiedząc że opuścicie bliskich, być może nawet stracicie swoją miłość?
Można by dużo wymieniać, poprostu chciałabym wiedzieć ile jesteśmy w stanie poświęcić dla tańca, dla kariery...

Joanna - Pon Mar 05, 2007 11:39 pm

Mnie się wydaje, że dla tańca, podobnie jak dla sportu wyczynowego, zawsze w którymś momencie dojdzie się do tego, że trzeba poświęcić swoje zdrowie. Co tu ukrywać - człowiek z natury nie jest stworzony do takiego codziennego, wielogodzinnego wysiłku, w niefizjologicznych pozycjach. Obciążone są nie tylko mięśnie, czy ścięgna, ale cały układ ruchu - stawy, kości.

To normalne, że prędzej czy później robią się jakieś zmiany, jedna kość zaczyna się po latach ścierać o drugą, stawy się szybciej zużywają, to jest nieuniknione przy takim wysiłku fizycznym. Tyle że na początku tego nie czuć, bo to wychodzi dopiero po latach. Poza tym tancerze są bardziej odporni na ból, w którymś momencie pojawia się coś takiego, że przestaje przeszkadzać ból mięśni, naciągnięcia, itd. Niby ból to sygnał dla organizmu, że coś jest nie tak, ale przyznajcie sami, że w którymś momencie zaczyna się go po prostu ignorować.

Wiadomo, że jak się dużo ćwiczy, to wychodzą wszystkie słabości naszego ciała, przecież nikt z nas nie ma idealnej genetyki. Ktoś ma słabsze ścięgna, ktoś ma nie taką budowę stawu, itd. I wiadomo też, że tutaj trzeba to poświęcić, nie da rady przecież wszystkiego idealnie wyleczyć czy dać się zregenerować. Trzeba się pogodzić z tym, że jeśli coś mamy słabsze, to nie damy rady tego przeskoczyć, tylko pewnie pierwsze 'pójdzie do odstrzału' na starość.

Poza tym wiadomo, że właściwie cały czas jest balansowanie między jak najlepszą formą, a unikaniem kontuzji. No i tu jest kolejny problem, bo nawet lekka kontuzja u tancerza, to problem, bo zazwyczaj nie ma możliwości tego wyleczyć normalnie, w spokoju odpocząć, tylko się ciągnie długo, bo się cały czas ją przeciąża.
W którymś momencie różne urazy, przeciążenia, itp. dają o sobie znać nie tylko podczas tańca, ale właściwie cały czas: jak się chodzi, siedzi, leży.
No ale cóż, tak to już bywa. Trzeba się z tym pogodzić :)

Ale z doświadczenia dodam, że najlepiej radzić sobie z tym bardzo wnikliwie obserwując swoje ciało, i starając się znaleźć taki sposób ruchu, który jest dla nas jak najbardziej zdrowy, ważne żeby dbać o to swoje ciało, np. dodatkowo rozwijać te mięśnie, których w balecie mniej używamy, albo odwrotnie, rozciągać te, które w tańcu się rzadziej rozciąga - to zapewnia równowagę w pracy mięśniowej, i trzeba jeszcze dbać o ogólną postawę ciała, żeby była prawidłowa (na co dzień niekoniecznie ta 'baletowa, ale naturalna, fizjologiczna). To jak na razie jedyny skuteczny znany mi sposób radzenia sobie z bólem i kontuzjami, by jak najmniej komplikowały nam życie.

Tyle na temat poświęcania zdrowia, na inne już nie piszę, bo i tak o samym jednym zdrowiu dużo napisałam już :)

pleurer - Wto Mar 06, 2007 12:40 am

Nigdy bym sie nie poswiecil do takiego stopnia aby popasc w bulimie czy anoreksje, poniewaz jak dla mnie to juz jest chore. Sa inne sposoby aby zachowac swoja diete.
Co nie znaczy abym poswiecil cala reszte, co juz z reszta zrobilem. Wyprowadzilem sie zdaleka od wszytskich, wyrzeklem sie wszelkiego tlustego jedzenia, fast food'ow, alkohol, nikotyna....czasem zjem czekolade. Zato wprowadzilem inne zdrowe rzeczy w swoja diete.
Odciolem sie od rodziny, od znajomych...czasem najwyzej dzwonie, zerwalem z dziewczyna oraz poswiecilem inne zainteresowania, ktore nie powiem takze sprawialy mi radosc. I po co to wszystko? Aby poczuc sie spelnionym w przyszlosci, lecz boje sie ze pewnego ranka sie obudze i okaze sie ze tak naprawde nic nie osiagnolem poniewaz jestem sam. No ale coz czasem wyrzeczenia sa potrzebne w tym wyscigu szczorow.

Książe Benno - Wto Mar 06, 2007 2:03 am

Szczerze... nie poświecił bym wszystkiego...
Nie mógłbym/nie umiał zostawić tak wszystkiego... Jak byłem w Berlinie przez 3 tygodnie to już po 1 tyg. zaczynałem tęsknić, za rodzicami za bratem... Ale wiem że nad tym da się zapanować, z czasem można się przywyczajic lub poprostu niemyśleć o tym... A co do zdrowia to ja już raz poświęciłem swoje zdrowie a dokładnie płuca, i przeponę i źle na tym nie wyszłem... A co do odchudania to ja jestem wg. mojej mamy i innych b. chudy na ok. 170 cm. 46kg. z tym że ja prowadze aktywny tryb życia... Uprawiam gimnastykę, gram w p. ręczną, tenisa. Zdrowie bym poświęcił i inne takie życie nigdy bo życie to najpiękniejsza rzecz jaką mam, ale rozstania z rodziną, z przyjaciółmi z Ligą, SKS tego bym nigdy nie poświęcił... AMEN!

raisa - Wto Mar 06, 2007 10:53 am

Ostatni mam pewne problemy zdrowotne, które sa głównym powodem moich zmartwień. Bardzo się boję, że nie będę mogła przez to tańczyć a mój lekarz cały czas mówi, że wszystko przez OSB i nie powinnam tam chodzić.
Ja żeby chodzić do OSB migę zrobić wszystko. Nawet kosztem bardzo poważnych problemów zdrowotnych. Bardzo ciężko jest mi o tym mówić, bo jak sobie wyobrażałam chodzenie do OSb i skończenie tej szkoły to wydawało mi się wszystko takie proste. "Co może mi stanąć na drodze?". przez to wszystko ostatnio też mam nagłe ataki płaczu a jak ktoś wspomnio o egzaminie końcowym z klasyki to już w ogóle...
Teraz jestem w domu od zeszłego wtorku, a dzisiaj ide do lekarza a jak powie że jeszcze mam zostać w domu to chyba dostane szału. Chciałabym wrócic do szkoły uśmiechnięta, gotowa do pracy i żeby było "normalnie". Nie mam siły (psychicznej) odezwać się do koleżanek z klasy, wspierają mnie inni...
Zastanawiam się jak bedzie...czy pociągnę, czy w ogóle jednak ta choroba jest taka silna...i mnie przezwycięży...
Z drugiej strony nie jest tak tragicznie...ale zawsze w każdej chwili może i zabranąć sił...

Kasia G - Wto Mar 06, 2007 10:56 am

trudno się wypowiedziec w tym watku osobie która nie kocha czynnego uprawiania tanca tak jak tancerz. Mogę sobie jedynie wyobrazić podobną miłosc do czegos innego i zastanowić się czy i ile zdolna bym była poświęcić. I chyba nie - zdrowie - moze jeszcze, ale nie zycie i szczescie osobiste. Oczywiscie to jednak wszystko zalezy od osobowosci konkretnego człowieka i tego co jest dla niego najwazniejsze, co jest życiowym priorytetem. Jesli tanieć to nie ma dyskusji -jesli to uszczęśliwia go bardziej niż inne rzeczy włącznie z posiadaniem rodziny czy przyjaciół - taki wybór jest logiczny, choc dla osób z zewnątrz niezrozumaiły. Jesli jednak dana osoba uwaza ze najlepiej w zyciu spełni sie inaczej, albo co innego bardziej lubi, daje mu więcej szcześcia lub przyjemnosci... to oczywiscie wybierze inaczej. Oczywiscie są przypadki i kariery kiedy uadło się połączyc harmonijnie wszystkie wazne w zyciu człowieka rzeczy: taniec na najwyzszym poziomie, udane życie rodzinne i posiadanie grona przyjaciół i jeszcze zdrowie dopisało... Ideał ;)
raisa - Wto Mar 06, 2007 11:00 am

Takich ideałów ciężko by było znaleźć...
Ja na prawdę mogłabym poświęcić wszystko dla tańca ale jedno chyba zawsze by mnie próbowało powstraymać...mama. Podchodzi do tego sceptycznie a czasem jest to naprawde dołujące. Ale jeżeli kogoś naprawde nic nie powstrzyma...

gonia - Wto Mar 06, 2007 12:25 pm

cóż... ja śmiem stwierdzić, że na bieżąco poświęcam dlka tańca moje zdrowie psychiczne (nie będę wchodzić w szczegóły) i zdrowie (ciągle bolące i pstrykające kolana)... ale żeby aż życie.... nie, nei wiem, nie odpowiem na to p[ytanie. bo nie wiem. nikt nie wie, co by zrobił, gdyby jego życie było zagrożone.
Nati - Wto Mar 06, 2007 1:40 pm

co do zdrowia to uważam, jeśli chodzi o wagę-jest wiele sposobów na utratę wagi, przez co nie trzeba zachorować... zresztą wiem z doświadczenia :) mam problemy z oddechem i nie powinnam tańczyć, no a tańćzę przez co zdarza mi się omdlewać np...
gorzej ze sprawą miłości... wydaję mi się ze daję sie to pogodzić... cięzko-prawda, bo prędzej czy później partnerowi zacznie przeszkadzac brak czasu dla niego, trzeba poprostu to pogodzić.
Dla tańca rezygnuję z różnego typu imprez i poniekąd z wakacji. Z mojej drugiej pasji-jazdy konnej też nie potrafię zrezygnować, ale dla tańca jeźdzę tylko raz, czasem dwa razy w tygodniu. POza tym chodzę do szkoły plastycznej, i to ze tańczę mam często słabsze oceny (takie że nie umiem wyciągnąć na pasek :P )
zresztą trudno powiedzieć z czego byłoby się zdolnym zrezygnować, dopóki nie postawiono by człowieka w jakiejś sytuacji wyboru

Joanna - Wto Mar 06, 2007 2:08 pm

A tak, ile poświęcamy życia prywatnego. Niektórzy go właściwie w ogóle nie mają... Nie dość, że egzystuje się o jakichś dziwnych porach, i ma się wolny czas akurat wtedy, gdy inni pracują - i odwrotnie, to jeszcze jest się często tak zmęczonym, że nie ma się siły ani ochoty zbyt wiele robić poza tym.
Jak się z kimś mieszka, to jeszcze, ale żeby z kimś mieszkać, trzeba się z nim najpierw dobrze poznać, tylko KIEDY? Spotkania o godzinie 14, czy po 22??

Marysia W - Wto Mar 06, 2007 5:48 pm

Ostatnio akurat dużo o tym myślałam. :)
Zdrowie na pewnoc bym poświęciła. Brak przyjaciół również. Po pierwsze dlatego, że rodzina zawsze mnie wspiera. Jak jest źle, ciężko. Po drugie dlatego, że naprawdę kocham to, co robię.
Jeśli chodzi o życie - nie wiem. Niedawno, w czasie mojej pasji pt. "Isadora Duncan" zastanawiałam się, czy chciałabym zginąć jak ona, w zamian za to, że mogłabym tańczyć jak ona. Odpowiedziałam sobie, że chyba... tak. Ale to nie to samo, oczywiście.

Cheryl - Wto Mar 06, 2007 5:53 pm

Ja szczerze powiem dla tańca mogłabym chyba poświęcić wszystko. Zrestzą u mnie to jest chyba już odruch bezwarunkowy, że zaczynam coś mojtać nogą po ziemi np. sklepie >> ale to było w temacie o odchyłach już. To chyba też świadczy jak człowiek mocno związał się z tańcem :) Ja codziennie mam chyba dużą dawkę energii bo po wolnej niedzieli w poniedziałek na klasyce mnie roznosi :-) Więc myślę, że to też jej sposób wyładowania energii. Myślę też, że Joanna ma rację wspominając o naszym czasie prywatnym. Ja nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam z przyjaciółką na zakupach, ale nie miałam czasu, albo byłam zbyt męczona by biegać po sklepach. W sumie w moim przypadku jest też utrudnieniem to, że nie mieszkam w mieście :( I żeby te wszystkie rzeczy jakimi jest np. brak życia prywatnego, zmęczenie zrobi się z łatwością gdy taniec jest naszą PASJĄ :)

P.S.Sczerze powiem, że tego posta ledwo piszę bo się wczoraj nie wyspałam, a jeszcze siedziałam w szkole do..na dodatek mam jeszcze katar

Nati - Wto Mar 06, 2007 7:55 pm

życia bym nie poświęciła, będę szczera.... ale chciałabym umrzeć na scenie. TO zawsze było moje marzenie....oczywiscie będą staruszką juz (wątpie czy wtedy bedę na scenie w ogóle :P ) :)
Joanna - Wto Mar 06, 2007 10:36 pm

Co do poświęcenia życia - wydaje mi się, chodziło nie o poświęcenie życia w sensie 'umrzeć za Ojczyznę', tylko w sensie wyboru drogi życiowej.
inscrutable.m - Sro Mar 07, 2007 7:31 pm

Dla tańca.. Tak, poświęciłam swoją drugą pasję. Często poświęcam spotkania z przyjaciółmi, swoje zdrowie.. Czasem i szkoła na tym ucierpi. Czy poświęciłabym życie? Szczerze mowiąc.. gdybym mogła cofnąć czas, zostać obdarzona odpowiednią figurą, mieć do tego ogromnie duzo talentu i predyspozycji i uczęszczać do szkoły baletowej - tak, poświęciłabym całe życie dla baletu. Ale nie mam wehikułu czasu.
Teraz... teraz moje życie to taniec nowoczesny, jazz, towarzyski, turnieje, pokazy, mistrzostwa, treningi, treningi, treningi.. Ale to też szkoła, ktorą lubię. To przyjaciele. I nie zamieniłabym go na żadne inne, nie zostawiłabym szkoły, przyjaciół, rodziny.. Chyba że.. dostałabym szanse..
I wiecie.. ostatnio nawet się zastanawiałam.. Czy gdybym dostała propozycję rozwijania sowich umiejetnosci tanecznych w innym mieście, w innym kraju.. Moze bez pewności, ale z wielką szansą na powodzenie, na zostanie świetną tancerką.. Czy umiałabym wsyzstko teraz zostawić.. I wiecie.. Nie wiem. Nie umiem sobie w tym momencie na to pytanie odpowiedzieć. Moze nie dojrzałam? Kocham taniec, poświecam wiele. Ale czy całe życie? To jest niesamowicie trudna decyzja.. I ryzykowna... A czesto oczekujemy od życia więcej. Zawsze marzyłam o tym, żeby tańczyć.. Chcę to rownież robić w przyszłości.. Chce tańczyć, chcę uczyć tańca.. Ale przecież chciałabym też skończyć dobre studia, mieć inną pracę.. "Chcę".. Ale czy umiem "zrezygnować" dla tańca?
I czy jest to kwestia tylko pasji, miłośi do tańca? Czy moze znaczną rolę odgrywają też inne aspekty naszego życia?
Wiem jedno - na pewno dla tańca całkowicie bym nie poświeciła przyjacół. Trzeba umieć wszystko pogodzić.. A to jest jedno z najtrudniejszych zadań tancerza..

Nati - Czw Mar 08, 2007 3:11 pm

ja też chciałabym cofnąć czas.... i poświęcić zycie całkiem dla baletu. I całymi dniami mieć treningi... Miałam predyspozycje i w ogóle ale mama mnie nie wysłała do szkoły baletowej :(: (
Czajori - Pią Mar 09, 2007 1:50 pm

Z poświęceniem dla tańca wiąże się jeszcze jedna ważna sprawa: wyrozumiałość otoczenia :) Nie wiem, jak bez tego dałabym radę bez szwanku kontynuować studia - od początku roku akademickiego kombinowałam, żeby poprzekładać zajęcia tak, żeby nie pokrywały się z lekcjami w Operze. Gdyby nie wyrozumiałośc moich koleżanek z roku, nie udałoby mi się. (Dzięki, dziewczyny :D )

Joanna napisał/a:
A tak, ile poświęcamy życia prywatnego. Niektórzy go właściwie w ogóle nie mają... Nie dość, że egzystuje się o jakichś dziwnych porach, i ma się wolny czas akurat wtedy, gdy inni pracują - i odwrotnie, to jeszcze jest się często tak zmęczonym, że nie ma się siły ani ochoty zbyt wiele robić poza tym.
Jak się z kimś mieszka, to jeszcze, ale żeby z kimś mieszkać, trzeba się z nim najpierw dobrze poznać, tylko KIEDY? Spotkania o godzinie 14, czy po 22??


...zawsze można spróbować związać się z kimś, kto ma zbliżony tryb życia :wink:

szerina - Pią Mar 09, 2007 3:40 pm

---
Nati - Pią Mar 09, 2007 3:58 pm

dobrym rozwiązaniem jest wziąść partnera ze swojego środowiska ale to chyba nie często sie zdarza, jak ktos tak trafi na swoją miłość to ma fajnie... ;)
szerina - Pią Mar 09, 2007 4:48 pm

---
Aga - Pią Mar 09, 2007 7:48 pm

Nati napisał/a:
dobrym rozwiązaniem jest wziąść partnera ze swojego środowiska ale to chyba nie często sie zdarza, jak ktos tak trafi na swoją miłość to ma fajnie... ;)



Ja spotkałam się z małżeństwem: tancerka - śpiewak. Pracują w tym samym teatrze i z tego co widzę to są szczęśliwi :)

.:Agga:. - Pią Mar 09, 2007 8:56 pm

Co moglabym poswiecic dla tanca? Mysle ze naprawde duzo ale zalezy jeszcze czy bylaby to technika ktora chce sie zajmowac czy cos posredniego.
Moglabym wjechac do innego miasta/kraju, napewno bylby duze obawy, tesknota za rodzina ale to moja decyza dotyczaca dalszego zycia i moglabym to poswiecic.
Przyjaciele - zawsze mozna poznac nowych, ale w zamian za ciezka prace tancerza molabym poswiecic tez to.
Milosc - tu troche gorzej, napewno zastanawialabym sie 10x dluzej niz dwoch pozostalych przypadkach, jednak uwazam ze jesli ktos jest w 100% pewien co chce robic i jesli z tym wiaze sie wjazd to druga osoba powinna to zrozumiec. Czy zwiazek to przetrwa? Jesli uczucie jest prawdziwe to nie powinno byc z tym problemow.
Po dluzszym namysle stwierdzam ze moglabym poswiecic wszystko.

Bajaderka - Pią Mar 09, 2007 10:12 pm

W sumie każda tancerka poświęca własne zdrowie, ba, każda tancerka i uczennica szkoły baletowej. Ale nie tylko o takie poświęcenie zdrowia mi chodziło, też o mocne wyniszczenie, często zakończone długim pobytem i leczeniem w szpitalu... Bylibyście zdolni do tego, by tańczyć z wieloma kontuzjami wiedząc że robiąc to Wasze życie nie będzie długie?

Ja ostatnio się mocno zastanowiłam....i gdybym mogła, to cofnęłabym czas o 3 lata i nie wyniszczyła się tak jak wyniszczona jestem... Chociaż teraz jest coraz lepiej. Walczę z tym:)

makova_panienka - Pią Mar 09, 2007 10:55 pm

zdrowie - za późno się nad tym zastanawiać, faktów się nie zmieni. to, co zrobił mi balet jest uciążliwe, ale nie jakoś znowu tragicznie w porównaniu z przypadłościami które mogą być wrodzone. jednak mając do wyboru - mieć problemy i nie mieć problemów - wiadomo co bym wybrała.
w zasadzie zdrowie jest najprostszą kwestią. jest teraz tyle sposobów by zapewnić sobie komfort fizyczny, że nie jest to specjalną rozterką przynajmniej dla mnie. gdyby się zastanawiać nad ZOSTAWIENIEM/PORZUCENIEM rodziny, przyjaciół, wreszcie przyszłości dla tańca - moja postawa jest definitywna. nigdy nie zrezygnuję z priorytetów dla zachcianki. to jest moim zdaniem bardzo egoistyczna postawa, tak odrzucać bliskich z powodu własnej pasji, własnego hobby. rozumiem moich znajomych którzy krzywią się gdy kolejny raz proponują mi spotkanie w weekend a ja muszę po raz tysięczny powtórzyć - mam próbę, nie da rady. w chwili kiedy całe kieszonkowe wydajesz zamiast na bilety do kina - na baletki, cały wolny czas poświęcasz zamiast żywym ludziom - swoim własnym stopom, przedkładasz godziny na sali nad godziny z rodziną, zawalasz szkołę ze względu na przemęczenie po zajęciach - jest coś nie tak.
priorytety! stawiając na balet, stawiamy na siebie. swój rozwój, swoją przyjemność, swoje ciało, swoje ambicje (często chore i nie mające pokrycia w rzeczywistości), swoje zadowolenie. taka postawa jest dla mnie absurdalna. lubię to, co robię, ale mam świadomość że nie będę tego robić wiecznie, kiedyś - a nawet całkiem niedługo to wszystko się skończy, a ja nadal będę tylko umieć tańczyć, bo temu poświęcę lwią część swojego życia. nie chcę tego, toteż ostatnio na zajęcia przeznaczam niezbędne minimum, które pozwala zachować formę. wiem, że muszę mieć wykształcenie, muszę mieć bliskich, muszę umieć sobie w życiu poradzić. taniec to tylko jeden z aspektów, z pomysłów na życie. nie powinien przysłaniać wszystkiego innego, bo to próżne.

moim zdaniem.

Joanna - Pią Mar 09, 2007 11:28 pm

Czajori napisał/a:
...zawsze można spróbować związać się z kimś, kto ma zbliżony tryb życia :wink:


To prawda, ale wlaśnie w tym jest trudnosc - jest duzo wiecej tancerek niz tancerzy, wiec nie kazda sie 'zalapie' (podobnie z aktorami) ;)
Ale cos w tym jest, moze dlatego ze ciezko jest poznac a przede wszystkim utrzymywac znajomosc z kims, kto prowadzi 'normalny' tryb zycia (w sensie, ze np. wychodzi rano do pracy i wieczor ma wolny).


Ktos pisal o bolu np. pozdzieranych palcow. Ale to jeszcze nie jest dla mnie poswiecanie zdrowia. Ono jest wtedy, kiedy naraza sie - bo tak jest predzej czy pozniej - na trwaly uszczerbek na zdrowiu, np. duzo wczesniejsze zmiany zwyrodnieniowe, czy deformacje kosci/ stawow. Same palce sie zagoja, i nie bedzie sladu, ale sa rzeczy, ktore sie nie goja, tylko po prostu szybciej zuzywaja (organizm ma ograniczone zdolnosci do regeneracji). To jest moim zdaniem poswiecenie zdrowia - kiedy ktos swiadomie decyduje sie narazic TRWALE swoje zdrowie dla tanca. Bo niektorych rzeczy, urazow, po prostu nie da sie juz nigdy wyleczyc, raz 'zuzytych' nie da sie naprawic, mozna tylko sprawic, ze beda sie zuzywaly w wolniejszym lub szybszym tempie (np. stawy, wiezadla).

M. - Sob Mar 10, 2007 12:02 am

hmmm... a czy to nie jest przypadkiem tak, że jeżeli kochasz coś robić to największym marzeniem jest spędzać cały czas na realizowaniu tego?
Czyli to jest wielkie szczęście gdy ma się szansę poświęcić swoje życie - gdy już się odkryło "to coś" dla czego warto zrezygnować ze wszystkiego innego, "to coś" co nadaje życiu jedyny słuszny kierunek...

Joanna - Sob Mar 10, 2007 12:09 am

Tak, M., chyba tylko dlatego tancerze decydują się tyle poświęcić ;) Bo jakby się tego nie kochało, to nikt nie dałby rady się tak męczyć... Męczyć bez miłości to się można siedząc w jakiejś pracy za biurkiem, ale nie w tańcu (czy innym zawodzie scenicznym), bo wtedy szybko się robi wrak z człowieka - to mocno obciążające fizycznie i psychicznie. Ale jak się to kocha, to się to robi, i się tak nie męczy 'w duchu', wtedy można iść dalej, mimo zmęczenia w mięśniach. :)
Czajori - Sob Mar 10, 2007 2:28 pm

A ja się zgadzam z Makovą - w kwestii odrzucenia rodziny czy znajomych na rzecz całkowitego poświęcenia się sztuce (bo to zjawisko dotyczy nie tylko tańca).
Zastanawiam się, na ile jest to naprawdę możliwe? Czy człowiek (tzn. zdrowy psychicznie, nie będący socjopatą czy innym "socjofobem" :wink: ) naprawdę może ograniczyć kontakty z najbliższymi osobami i skupić się tylko na twórczości? To postawa bardzo skrajna, bardzo - jak już napisała Makova - egoistyczna i moim zdaniem całkowicie nierealistyczna. Totalne odcięcie się od społeczeństwa nie jest możliwe, nie wspominając o tym, że nikogo nie uszczęśliwiło, a wręcz przeciwnie.
Sukces artysty jest często klęską człowieka.

inscrutable.m - Sob Mar 10, 2007 5:10 pm

ale przecież taka tancerka czy tancerz nie odcinają sie całkowicie od społeczeństwa.. właściwie byłoby to wręcz niemożliwe, gdyż przecież współpracują na codzień z wieloma osobami! i również wteatrze mają wielu przyjaciół..
wendy - Sob Mar 10, 2007 5:26 pm

Co do "odrzucania", "porzucania" rodziny: kontakty są rzeczywiście ograniczone, ale nie przesadzajmy. Tancerze mają przecież także trochę czasu wolnego, wakacje. Poza tym duża grupa młodych ludzi studiuje, pracuje daleko od domu, także za granicą i jest co całkowicie normalne :roll:
I nikt nie uważa ich za egoistów...

Anna-Maria - Sob Mar 10, 2007 5:58 pm

Ale muszą rezygnować z wielu dogodności.
A raz na jakiś czas widzieć się z rodziną/mężem/znajomymi bym nie chciała i raczej długo bym tak nie wytrzymała.
Są pewne granice, do których kiedy się dojdzie, trzeba powiedzieć: Finito!
I nie iść dalej, jeśli nie chce się do końca zatracić w tym wszystkim.
Bo my może tego nie zauważamy, że pracujemy po ileś tam godzin dziennie, ale cierpią na tym nasi bliscy, nasza psychika i ciało.
Niekiedy nie zdajemy sobie z tego kompletnie sprawy.

szerina - Sob Mar 10, 2007 6:30 pm

---
.:Agga:. - Sob Mar 10, 2007 6:34 pm

Czajori napisał/a:
A ja się zgadzam z Makovą - w kwestii odrzucenia rodziny czy znajomych na rzecz całkowitego poświęcenia się sztuce (bo to zjawisko dotyczy nie tylko tańca).
Zastanawiam się, na ile jest to naprawdę możliwe? Czy człowiek (tzn. zdrowy psychicznie, nie będący socjopatą czy innym "socjofobem" :wink: ) naprawdę może ograniczyć kontakty z najbliższymi osobami i skupić się tylko na twórczości? To postawa bardzo skrajna, bardzo - jak już napisała Makova - egoistyczna i moim zdaniem całkowicie nierealistyczna. Totalne odcięcie się od społeczeństwa nie jest możliwe, nie wspominając o tym, że nikogo nie uszczęśliwiło, a wręcz przeciwnie.
Sukces artysty jest często klęską człowieka.


Podalyscie przyklad jakis skrajnych zachowan. Nikt nie mowi o calkowitym zerwaniu kontaktow. Czy np student ktory jedzie do innego miasta czy czasami kraju zeby moc sie uczyc zrywa kontakty z rodzina? Nie! Jedzie do domu na swieta a czasami co weekend jest w domu. Nikt nie wspomnial jeszcze o calkowitym zerwaniu kontaktow z bliskim i o zyciu tylko w swiecie tanca/sztuki/nauki.

szerina - Sob Mar 10, 2007 6:46 pm

---
Anna-Maria - Sob Mar 10, 2007 7:12 pm

Ale wydaje mi się że to nie tylko w balecie.
szerina - Sob Mar 10, 2007 7:33 pm

---
Czajori - Nie Mar 11, 2007 1:07 am

inscrutable.m napisał/a:
ale przecież taka tancerka czy tancerz nie odcinają sie całkowicie od społeczeństwa.. właściwie byłoby to wręcz niemożliwe, gdyż przecież współpracują na codzień z wieloma osobami! i również wteatrze mają wielu przyjaciół..


Chodziło właśnie o ograniczenie sie tylko do jednej grupy, takie "kiszenie się we własnym sosie" (wybaczcie kolokwializm)

Agga napisał/a:
Podalyscie przyklad jakis skrajnych zachowan. Nikt nie mowi o calkowitym zerwaniu kontaktow. Czy np student ktory jedzie do innego miasta czy czasami kraju zeby moc sie uczyc zrywa kontakty z rodzina? Nie! Jedzie do domu na swieta a czasami co weekend jest w domu. Nikt nie wspomnial jeszcze o calkowitym zerwaniu kontaktow z bliskim i o zyciu tylko w swiecie tanca/sztuki/nauki.


Własnie niektóre osoby pisały o gotowości do całkowitego zerwania kontaktów, i do tych skrajnych opinii (zapewne nie mających pokrycia w rzeczywistości) się odwołałam. Wydaje mi się, że byłoby to zbyt duże poświęcenie, żeby nie powiedzieć, że niemożliwe.
A osoby wyjeżdżające do innych miast siłą rzeczy ograniczają kontakt z dawnym środowiskiem, ale nie o tym dyskutujemy.

wendy napisał/a:
Co do "odrzucania", "porzucania" rodziny: kontakty są rzeczywiście ograniczone, ale nie przesadzajmy. Tancerze mają przecież także trochę czasu wolnego, wakacje. Poza tym duża grupa młodych ludzi studiuje, pracuje daleko od domu, także za granicą i jest co całkowicie normalne Rolling Eyes
I nikt nie uważa ich za egoistów...


Jak wyglądają kontakty tancerzy z rodziną czy przyjaciółmi spoza świata tańca wiem z praktyki, a studiowanie z dala od domu nie wymaga aż takiego zaangażowania czasowego, jak praca zawodowego tancerza :roll:

Chiquita - Nie Mar 18, 2007 8:08 pm

Ja dla tańca jestem w stanie poświęcić wiele, zdrowie także. Nie wiem jakie skutki na przyszlość będzie miał nieustający ból w śródstopiu, wiecznie ponaciągane ścięgna, ale mimo to tańczę nadal i chyba nie potrafiłabym przestać. Mimo, że nie jestem w szkole baletowej nie potrafię bez tańca żyć. Zajęcia mam 2 razy w tygodniu i po każdych skończonych zaczynam odliczać godziny do następnych. Myślę, że życia (w sensie jakiejś poważnej choroby itp.) to bym nie poświęciła, rodziny, przyjaciół, miłości także nie, ale każdą wolną chwilę mogłabym spędzać na sali baletowej. Pozdrawiam wszystkich pasjonatów tańca :*
Nati - Pon Mar 19, 2007 6:23 am

no nie ma tancerki która nie poświęca troszkę zdrowia, bólu dla tańca... Przecież każde rozciąganie itd sprawia nam ból a mimo to ćwiczymy dalej. Tylko co będzie jeśli będzie poważna choroba i wybrać trzeba będzie? Taniec, czy zdrowie? To juz nie byłoby takie proste jak bolące stopy np.
aankaa_baletnica=) - Sob Mar 24, 2007 1:35 pm

Bolące stopy czy rozciąganie... do tego się można przyzwyczaić. I chyba każda tancerka/tancerz się przyzwyczaja... Ja nie wiem co bym zrobiła gdybym musiała wybierać między zdrowiem (tu mówię już o jakiś chorobach uniemożliwiających/utrudniających tańczenie), a tańcem. To chyba byłaby najtrudniejsza decyzja w życiu. Mam nadzieję, że nie będę tego musiała robić i cieszę się, że ze mną wszystko na razie ok. I niech tak zostanie :D
Na pewno poświęcam mnóstwo wolnego czasu. Przez balet w tygodniu własciwie nie mam czasu dla siebie. Szkoła, balet, nauka, spać. Jak nie ma baletu to musze zrobić lekcje i nauczyć się na kolejne dni, żeby tego było mniej w dni z baletem. Poświęcam kontakty towarzyskie. Nie umawiam się za czesto do kina itp. W tygodniu nie ma szans, w weekendy się udaje, ale też nie zawsze. Ważne jest to żeby nasi znajomi potrafili zrozumieć, że nie możemy się z nimi tak często spotykać, bo czas zajmuje nam coś innego, nasza pasja, balet. Poświęcam też zdrowie... Jak już pisaliście każda tancerka/tancerz uczennica/uczeń SB je poświęca. Nie da się inaczej. I poświęcam jeszcze zdrowie hmmm... w tym sensie, że dość często zdaża mi się uczyć, czy robić różne rzeczy po nocach, bo wcześniej nie było czasu. Spanie 4, 5 godzin nie jest komfortowe, ale jednak nawet jak mam cały stos lekcji i spraw do załatwienia to nie potrafie odpuścić zajęć, wole siedzieć pół nocy... Poświęcamy też częściowo zdrowie psychiczne. Nie staniemy się od baletu świrami, ale jest to dodatkowy stres, rywalizacja (nawet zdrowa stresuje), również (nawet jak czasowe...) obniżenie samooceny. Jak nam nic nie wychodzi, wszystko jest nie tak, nauczyciele narzekają. Można się załamywać...
Mówiliście tu też o takich bardziej życiowych decyzjach. Wyjazd z miasta/kraju, częściowa strata kontaktów z rodzicną i znajomymi. Tu jeszcze nie potrafie powiedzieć czy poświęciłbym to czy nie, chyba jeszcze za wcześnie na takie przemyślenia, w końcu mam 14 lat, jest jeszcze czas...
Tyle mojego wywodu :mrgreen:

Cheryl - Sob Mar 24, 2007 6:05 pm

Dobrze napisałaś Anko ;) zgadzam się z Tobą. Sterty zeszytów na biurku to nic miłego szczególnie jeśli wraca się ze szkoły powiedzmy o 18 ;(
Ale myślę, że swoje zdrowie poświęćamy nawet w małym stopniu stając na pointac :) Tylko tyle, że to jest baardzo mały % naszego zdrowia :) Wszystko wynagradza radość z tańca :P

Amelis - Sob Mar 24, 2007 9:48 pm

Ja dla tanca poświęciłabym wszystko...definitywnie ..nawet przyjaciól..uważam,że prawdziwi przyjaciele zrozumieliby jak ważny jest dla mnie taniec..zdrowie stawiam na ostatnim miejscu ..teraz jestem w trudnym położeniu i czuje ,że pozostał mi tylko taniec więc napewno z niego nie zrezygnuje.....jest dla mnie najwazniejszy.Wszystko inne przy nim blednie....
Joanna - Pon Mar 26, 2007 2:49 pm

Cytat:
uważam,że prawdziwi przyjaciele zrozumieliby jak ważny jest dla mnie taniec..zdrowie stawiam na ostatnim miejscu


O ile chcesz jak nadluzej tanczyc, to radze zmienic swoje podejscie.

Inaczej sie nie da. Jak cialo ktorego dnia odmowi Ci posluszenstwa, to moze sie okazac ze chocbys nawet bardzo chciala, to juz nie dasz rady zatanczyc.

makova_panienka - Pon Mar 26, 2007 8:31 pm

Amelis napisał/a:
..zdrowie stawiam na ostatnim miejscu ...


dziwi mnie jak można nie szanować czegoś, co przecież UMOŻLIWIA jakikolwiek taniec - mam tu na myśli ciało.

poprostu JA - Wto Mar 27, 2007 9:31 pm

moim zdaniem to zdrowie jest naj ważniejsze bo przecierz bez niego nie można tanczyć. Prędzej czy później to będzie koniec nie można stawiać zdrowia na równej szali z marzeniami
takie jest moje zdanie!!

edysia baletnica - Czw Mar 29, 2007 7:37 pm

A co myślicie o tych zdjeciach czy bylibyscie gotowi na takie poswiecenie :( klikajac na miniaturki zdjecie sie powieksza mnie o dreszcze przyprawia szczególnie to 4 i te ostatnie z operacją :cry:


http://images.google.pl/i...6lr%3D%26sa%3DN

Kasia :)) - Czw Mar 29, 2007 10:39 pm

edysiu droga, co mają te zdjęcia do baletu? na nich przedstawione są stopy czymś ZAKAŻONE czy też zainfekowane(grzyb, martwica i inne). Na balecie się tego raczej nie nabawisz, a jedynie możesz pościerać nóżki, ponadwyrężać, poobciążać.
Agacior13 - Nie Paź 14, 2007 3:15 pm

Ja chcę powiedzieć że dla tańca zrobiłabym bardzo wiele ..

mogłabym gdyby tylko była taka mozliwość wyjechać z miasta a nawet za granice zeby sie rozwijać.

wszelkie kontuzje fizyczne też jestem w stanie przezyć

a teraz chciałbym wam opowiedzieć krótką historie pewnego tancerza (mistrz polski w hip -hop )
Pan Paweł Płoński (mistrz Polski w hip hop ) miał wypadek w lutum 2007 szczegółów nie znam . skutkiem tego wypadku było to ze stracił noge ;( pojawił sie w tym roku na festiwalu w kielcach wszyscy przywitali go gromkimi brawami zbieraliśmy pieniadze na proteze dla niego (specjalna proteze do tańca oczywiście )
(15-09-2007
- wystartowal po raz pierwszy po wypadku w zawodach ogolnopolskich i WYGRAŁ !!

ten człowiek jest dl amnie wielki poprostu ogromny szcunek dla niego

Buziaczki panie pawle.;*;*

Pozdrwawiam wszystkich.

Bajaderka - Nie Paź 14, 2007 10:40 pm

Hm, myślę że dobrze byłoby, gdybym coś od siebie napisała tutaj, jako że jestem teraz w temacie.
Od zawsze myślałam, że tak się da, że da się poświęcić wszystko dla tańca. Być w nim zakochana od stóp do głów nie zważając na nic. Lecz po pewnym czasie takiej ślepej miłości poprostu zaczęły mi się pewne sprawy wymykać spod kontroli.
Teraz wiem, że oczywiście, poświęcać się da. Da się to kochać całym sobą, ale trzeba tą miłość kontrolować...żeby ona nie przesłoniła nam przypadkiem pewnych rzeczy takich jak np. zdrowie..przede wszystkim zdrowie!
Chodzi mi o to, że nie możemy poświęcać własnego zdrowia, siebie po to by móc tańczyć czy być w tym najlepszym. W takim wypadku po pewnym czasie taniec poprostu przestanie być dla nas tym, czym był od zawsze, bo to zdrowie, które zaniedbaliśmy da nam się we znaki.
Tak więc chciałabym tylko Wam powiedzieć, że naprawdę takie zaniedbywanie pewnych spraw, czy myślenie "a, co mi tam,przejdzie" jest niedobre..poprostu łatwo wpaść w coś poważniejszego.

VisVersa - Nie Paź 14, 2007 10:42 pm

Ohhhh, ale tancerz to jeszcze nie jest najgorszy zawód pod względem zamknięcia w ciasnym kręgu czy uszczerbku dla rodziny... pomyślcie chociażby o marynarzach :mrgreen: ich żony i dzieci są w dużo gorszej sytuacji (wiem co mówię, przykład z życia wzięty) niż partnerzy czy rodzina tancerek, a widzicie, mimo wszystko tyle marynarzy (i marynarzy-mężów-ojców) na świecie ... :mrgreen:
(to tak a propos dyskusji "taniec vs życie prywatne" toczącej się wyżej)

Olimpia - Nie Paź 14, 2007 11:56 pm

Bajaderciu, bardzo piekne i madre slowa. Podpisuje sie pod tym.
Bajaderka - Pon Paź 15, 2007 12:16 am

Dziękuje Olimpio:)
Poprostu teraz widzę, że najlepiej być całkiem zdrowym i tańczyć..że wszystko można załatwić w inny sposób.
Taniec nie jest Bogiem..nie może nam przesłonić całego życia.
On może być częścią nas, ale nie nami. Wtedy to już jest chora miłość.
A tak się nie da kochać...

milton - Pon Paź 15, 2007 9:58 am

Przeczytałem cały wątek i może coś od siebie napiszę. Przede wszystkim skrajnie się nie zgadzam z Makovą czy Czajori. I trochę przykre jest jest słyszeć że poświęcenie się dla tej pięknej sztuki to egoizm i tym podobne sprawy.
Co do poświęcenia. Ja byłbym w stanie faktycznie WSZYSTKO poświęcić. Rodzina, znajomi, perspektywa dobrego wykształcenia, wyjazd w nieznane miejsce za granica, miłość, zdrowie (fizyczne i psychiczne) czy życie (które zresztą zdecydowałem sie poświęcić dla tańca). I nie są to puste słowa w moim przypadku. Porwałem się jak to mówią z motyką na księżyc (19latek zaczynający baletówką mający ją zrobić w ciągu 3 lat). w klasie maturalnej zawaliłem szkołę dla tańca -najpierw było mnóstwo godzin opuszczonych bo chodziłem zamiast do szkoły rano do opery na lekcje, a potem przeniosłem się będąc w jednym z najlepszych ogólniaków w województwie na tryb zaoczny. Zdałem maturę ale o studiach na razie kompletnie nie myślą bo mam ważniejsze cel. Rodzina, przyjaciele miłość...to w sumie razem można potraktować. Może jestem socjopatą czy socjofobem (a może człowiekiem z pasją po prostu) ale nie zawachałbym się tego poświęcić. To zresztą też częściowo z kwestią wyjazdu. Ja na szczęcie wyjechałem blisko od domu rodzinnego (bo co to te 500km Szczecin-Warszawa). To się udało wywalczyć. Le droga była koszmarna i musiałem w ministerstwie w końcu to wszytko załatwiać. W między czasie czasie faktycznie nieciekawie było z moją kondycją psychiczną. I wtedy brałem pod uwagę wyjazd za granicę. I to nie na zachód tylko na wschód. Realnie brałem pod uwagę wyjazd do Doniecka. na Białoruś czy do Rosji (brałem pod uwagę choćby Perm). I osoby znające mnie i będące obok (Carewna, Kasia G czy Justyna Chipcio) że dla baletu wyjechałbym w ciemno, nie znając języka. Nie zawachałbym się oni minuty i wciągu pół godziny spakował walizki i wyjechał. Tak jest jak dla pasji jest się w stanie poświęcić całe życie. W tym zawodzie wiąże się to nierozerwalnie z poświęceniem zdrowia. Jak Joanna napisała organizm nie ma nieograniczonych możliwości a balet jest z definicji niefizjologiczny i doprowadza wcześniej czy późnień do zniszczenia zdrowia.
Ale podsumowują jestem pewny że warto poświęć to wszystko dla tej pięknej sztuki dlatego że ona nam to wszystko wynagradza z nawiązką.

P.S. A na koniec cytat ze Sławka Woźniaka:
"Tancerze składają swoje zdrowie i życie na ołtarzu sztuki"

Torin - Pon Paź 15, 2007 10:16 am

Ja powiem tak - dość brutalnie. Ale jakiś taki też bywam...
Na razie jesteś na początku drogi poświęcenia. Dokąd Cie ta droga zaprowadzi nie wiesz.
I myślę, że będziesz w stanie powiedzieć więcej dopiero gdy w tym "stanie poświęcenia" (nie wiem jak to dobrze nazwać) będziesz trwał rok, dwa, trzy ....
Czy wtedy co daje Ci taniec zrekompensuje Ci straty. Tego nie wiesz ty i nie wie nikt inny.
To sie po prostu okaże, to zawsze jest indywidualne, bardzo trudno przewidywalne ....
Żebyś źle nie zrozumiał - kibicuję Ci mocno, po prostu widziałem różne rzeczy.
Po prostu najlepiej by było - by to poświęcenie było jakieś takie normalne. Nie ocierające się o tragizm/heroizm :)

Torin

Kasia G - Pon Paź 15, 2007 3:27 pm

jasne - i nie ma co tu sie zgadzać/nie zgadzać z czyjąś konkretna postawą. jesli dyskutanki powyzej okresliły to poswiecenie jako egoizm to kompletnie tego nie rozumiem - jesli ktos nie chce zakładac rodziny, wiazac się z nikim i uprzedza znajomych ze jesli los mu da mozliwosc wyjazdu na drugi koniec swiata bo tam będzie mógł TAŃczyć i to np. w lepszym zespole to gdzie tu egoizm? To ON i tylko ON rezygnuje z czegoś na rzecz czegos co jest dla niego wazniejsze - i ma przynieśc szczeście. Nkt z nas przy takich - mniejszych czy większych wyborach nie wie czy to rzeczywiscie da nam szczeście ale czujemy, domyślamy sie, zakłądamy. To tak jak z zaweraniem małżeństwa - decydujemy sie na zwiazek myślac o miłych tego stronach, potem moze się okazac ze tych niemiłych będzie wiecej. Albo z urodzeniem dziecka - kobieta chce miec ślicznego bobaska a potem jest nie tak rózowo i czym dalej w las tym wiecej drzew. Wybór, poświecenie - trudno o tym wyrokować. Na szczęście własnie nikt nikogo nie zmusza by poświecił wszystko dla tanca ale ktos kto taniec wybiera musi sie z tym liczyć. Jesli uda mu sie połaczyć to z normalnym zyciem, spełnieniem nie tylko na scenie ale i w zyciu osobistym, itd to cudnie, w końcu mamy tego coraz wiecej przykładów. Dziś np. tancerki wcale nie musza poświecać zycia i bycia żoną i matka dla tańca - oczywiscie przy sprzyjających okolicznosciach..... Grunt to nie poświecać KOGOŚ dla tanca - chyba ze za jego zgodą ;)
Nati - Wto Paź 16, 2007 7:59 am

co jeśli dla tańca moglibyście wyjechać gdzieś bardzo daleko np. na 3 lata (powiedzmy do Ameryki :P )... chodzi o to czy zostawilibyscie rodzine i wszystko inne dla wielkiej szansy gdzies tam??? co chodzi o mnie to ja bez wahania :) Jeśli to byłaby taka sietna propozycja jak np. wspaniała szkoła tańca.
Father - Wto Paź 16, 2007 3:12 pm

Jeśli mógłbym wtracić swoje trzy grosze w tę wielce gorącą dyskusje to powiem tak: prawdziwe poswięcenie jest bezwarunkowe to znaczy,że nie oczekujemy sukcesu za wszelką cenę. Nagrodą jest sam fakt służenia przedmiotowi naszej miłości. Jaskrawym tego przykładem jest miłość do dziecka.
Wiem,że miłość do sztuki a w tym wypadku do tańca może przybrać podobną formę.
Nazywanie tego egoizmem jest co najmniej nie na miejscu i bardzo ryzykowne bo sytuacji życiowych przeplecionych miłoscią jest wiele. I tak nie można jednej miłości przekladać nad drugą bo wtedy to jest właśnie egoizm. Natomiast gdy bez reszty poświecamy sie tylko jednej miłości to można to nazwac nawet heroizmem.
Torinie na poczatku drogi poświecenia nikt nie myśli o stratach skoro kocha.
Miltonie popieram Twój pkt. widzenia z jednym wszakże zastrzeżeniem,że nie myślisz tylko o sukcesie.
Sukces lub jego brak zawsze weryfikują słuszność obranej drogi ale najczęściej w oczach bliżnich. Czyż mało mamy przykladów ludzi którzy poswiecili życie jednej ideii i pomarli bez poczucia sukcesu a jednak spełnionych , Van Gogh, Cyprian Norvid a także wielu Świętych.
czy mozna tych ludzi nazwać egoistami?
Egoistą jest ten kto więcej bierze niż daje a artystą jest ten co daje po stokroć. Ludziom potrzeba chleba i igrzysk. Artyści dają wlaśnie to drugie

Czajori - Sro Paź 17, 2007 2:47 pm

Father napisał/a:

I tak nie można jednej miłości przekladać nad drugą bo wtedy to jest właśnie egoizm. Natomiast gdy bez reszty poświecamy sie tylko jednej miłości to można to nazwac nawet heroizmem.


W tych zdaniach zaprzeczasz sam sobie, bo poświęcając się jednej miłości przekłada się ją nad inne. Nie wiem, co jest heroicznego w dążeniu do życiowego spełnienia - niemal każdy człowiek to czyni, tyle że z różną intensywnością.
Najwyraźniej emocje przesłoniły niektórym użytkownikom zrozumienie stanowiska Makovej i mojego własnego, gdyż egoizmem nazwałyśmy nie chęć poświęcenia się tańcowi czy innej sztuce, ale odrzucenie bliskich osób i skupienie się wyłącznie na twórczości. Moim zdaniem narażenie bliskich osób na emocjonalne cierpienie czy nawet materialne trudności z powodu dążenia do osiągnięcia celu jest egoizmem. Chcesz coś osiągnąć, poświęcaj się sam. Tylko nie zapomnij zadzwonić czasami do tęskniącej rodziny.

Father napisał/a:

Sukces lub jego brak zawsze weryfikują słuszność obranej drogi ale najczęściej w oczach bliżnich. Czyż mało mamy przykladów ludzi którzy poswiecili życie jednej ideii i pomarli bez poczucia sukcesu a jednak spełnionych , Van Gogh, Cyprian Norvid a także wielu Świętych.
czy mozna tych ludzi nazwać egoistami?


Van Gogh popełnił samobójstwo w czasie nawrotu depresji klinicznej, która spowodowana była m. in. jego niepowodzeniami artystycznymi i samotnością, więc Twój przykład jest wysoce niefortunny. Natomiast porównanie świętych do tancerzy jest niestosowne i go nie skomentuję.

Father - Sro Paź 17, 2007 5:42 pm

Święci nie zawsze byli tacy święci. Dopiero ludzie wznieśli ich na ołtarze ze wzgledu na to co dokonali.
Nie uważam za niefortune porównanie ich do artystów(prawdziwych) ponieważ i jedni i drudzy się czemuś poświęcili. Czajori! Jeżeli uważasz,że mając na względzie Twoje uczucia religijne popełnilem niezręczność to przepraszam.
A już zupełnie nie rozumiem dlaczego przyklad V. Gogh,a jest nieodpowiedni. Przecierz oddał sie sztuce tak bardzo a jednak nie osiągnął sukcesu za swojego życia. Choroba psychiczna nie ma tu znaczenia. A E. Hemigway, popelnił samobóstwo ponieważ poczuł się tak spełniony,że niedawało mu to szans na stworzenie czegoś nowego i doskonalszego.
To Ty sama sobie zaprzeczasz ponieważ nie zrozumialaś mojego przesłania a mianowicie:
skoro kogoś kochamy z wzajemnością to nie wolno tego poświecić na ołtarzu miłości do sztuki. Chociaż w wielu wypadkach tak sie dzieje i artyście odnoszącemu sukcesy jest to wybaczane pomimo,że nie jest etyczne.
Twój post jest naładowany uczuciem rozgoryczenia. Całkiem niepotrzebnie bo w sumie się z Tobą zgadzam ale niezawsze w życiu tak czynię.

P.S.A skąd wiesz,że mam rodzinę?

jazz - Sro Paź 17, 2007 8:05 pm

Myśle (przynajmniej teraz) że mogłabym poświęcić dużo,tylko że gdybym kiedyś doznała poważnej kontuzji i nie mogła tańczyć to zaczełabym żałować że zniszczyłam sobie zdrowie
ALE MAM NADZIEJE ŻE TAK SIE NIGDY NIE STANIE!!!!!!

Father - Sro Paź 17, 2007 8:40 pm

Ale udoskonaliłabyś duszę.
Bez ryzyka życie jest do bani.

Czajori - Czw Paź 18, 2007 1:20 pm

Father napisał/a:

A już zupełnie nie rozumiem dlaczego przyklad V. Gogh,a jest nieodpowiedni. Przecierz oddał sie sztuce tak bardzo a jednak nie osiągnął sukcesu za swojego życia. Choroba psychiczna nie ma tu znaczenia.


Przykład jest nieodpowiedni, ponieważ niepowodzenie w sztuce decydująco przyczyniło się do pogłębienia jego choroby psychicznej. Tak więc choroba psychiczna ma tu znaczenie.

Father napisał/a:

To Ty sama sobie zaprzeczasz ponieważ nie zrozumialaś mojego przesłania a mianowicie:
skoro kogoś kochamy z wzajemnością to nie wolno tego poświecić na ołtarzu miłości do sztuki. Chociaż w wielu wypadkach tak sie dzieje i artyście odnoszącemu sukcesy jest to wybaczane pomimo,że nie jest etyczne.


Nic takiego wcześniej nie napisałeś, albo wyraziłeś to bardzo niejasno. Nie polemizowałabym wtedy z Tobą, bo całkowicie się zgadzam z tym, co napisałeś.

Father napisał/a:

P.S.A skąd wiesz,że mam rodzinę?


To była akurat figura ogólna, nie pisałam bezpośrednio do Ciebie

Father - Czw Paź 18, 2007 5:22 pm

Ok! Czajori. Dziękuję Ci za uwagę jaką mi poświeciłaś.
Pozdrawiam

P.S. A rodzinę mam.

Bajaderka - Czw Paź 18, 2007 11:56 pm

Milton- jesteś dopiero na początku "poświęcania " się baletowi, tak myślę. I myślę że do końca nie wiesz co piszesz, znaczy nie- może wiesz, ale nie zdajesz sobie sprawy z tego wszystkiego...
tak naprawdę niekt nie byłby w stanie poświęcić W S Z Y S T K I E G O dla tańca. Nie tylko dla tańca.
Wiesz, mi sie kiedyś też tak wydawało...
ale życzę wytrwałości.

Father - Pią Paź 19, 2007 12:04 am

Bajaderko! Marzeń nie można leczyć bo one nie chorują. Można sie ich pozbywać ale nie radzę bo człowiek naprawde żyje dopóki je ma.
Marzeń nie mają komputery i cyborgi.

Bajaderka - Pią Paź 19, 2007 12:55 am

Father-marzenia można leczyć, uwierz mi:-) A poza tym, nie piszesz na temat bo to jest akurat w moim podpisie;)
Kasia G - Pią Paź 19, 2007 4:15 pm

Bajaderka napisał/a:
Father-marzenia można leczyć, uwierz mi:-)


Mysle, ze nie stworze offtopu bo wszytsko dotyczy tego samego tematu. Nie wydaje mi się, zeby można było tak do końca wyleczyć marzenia - dowód na to jest tu: dlatego tu wszyscy (większosć ) jesteśmy. Rzecz polega na sile i skali marzeń - jesli nie bylismy skłonni poświęcić wszystkiego tancowi (albo się to nie udało) to realizujemy je inaczej: chodzimy na zajecia dla amatorów, piszemy na forum, oglądamy balety, piszemy o nich ... :) to w kwestii marzen o tancu, o zwiazku z tancem - leczenie marzeń moze daje jakies skutki, ale na pewno nie stuprocentowe ;)

Torin - Pią Paź 19, 2007 4:21 pm

Myślę, że Bajaderce chodziło o wyleczenie sie ze skutków marzeń. Skoro jest w szpitalu to pewnie destruktywnych.
Ja to rozumiem tak, że marzenia nas nakręcają - ale mogą przekształcić sie w siłę niszczącą (obsesje .. ?). A wtedy to już trzeba je leczyć :)

Torin

Father - Pią Paź 19, 2007 5:12 pm

Bajederko! nie wiedzialem,że jesteś w szpitalu. W takim razie ,życze Ci wyleczenia sie z choroby ale nie z marzeń.Marzenia nie zawsze sie spelniają ale zawsze zostawiają w nas pozytywne ślady (nie mówię o obsesji).
Kasiu G. i Torinie! Zgadzam się z Wami a nawet jestem przeciw.

M. - Sob Paź 20, 2007 12:04 am

W kwestii leczenia marzeń M. wie sporo. Co prawda nie chodzi o balet a o inną sprawę, która wymaga myślę, że podobnego poświęcenia. Oj wiele lat M. wmawiała sobie, że ta droga jest nie dla niej, że za trudna, że M. nie ma pradyspozycji ani nawet szans na to... i spychała myśli o tym szalonym i absurdalnym (tak jej się kiedyś wydawało) pomyśle w najgłębsze zakątki duszy, zakopując je na długie miesiące i uciszając wszelkimi możliwymi sposobami. Ale co jakiś czas, jakby skrzat jakiś wredny i przebiegły ukłuł to tu to tam niespodziewanie i przez głowę M. przebiegała cichutka myśl "a może jednak?". "Nie! Nie, przecież Ty jesteś zupełnie inna"- broniła się racjonalnie dziewczyna- "to jest nie dla ciebie!". Jednak, któregoś wieczora malutki kawałek M. poczuł, że być może jej marzenie jest możliwe do zrealizowania (...i ta dziwaczna wiara w tajemnicze moce sprzyjające marzycielom, która się pojawiła po przeczytaniu "Alchemika"). Z resztą miała już trochę dosyć tego podgryzania i pojawiającego się wciąż pytania o to co by było gdyby zdecydowała się zaryzykować i powalczyć? A noż się uda? A nawet jeśli nie, to przynajmniej będzie miała czyste sumienie, więdząc, że zrobiła wszystko by spełnić swoje ciche marzenie...

Postawiła wszystko na jedną kartę i zostawiła wszystko co wydawało jej się wtedy ważne. A gdy minęło trochę czasu i ciężkiej pracy zdobyła co chciała. Okazało się jednak, że jej marzenie nie jest do końca takie jak je sobie wyobrażała. Weszła jednak na pewną drogę i pomimo tego, że często narzeka a to na niewygodne obuwie a to na niesprzyjające wiatry, że wędrówka nie idzie jej tak dobrze jak planowała, coś jej podpowiada, że w każdej chwili może zmienić szlak, którym podąża na łatwiejszy albo ciekawszy...na razie tego nie robi bo przeczuwa, że pomimo wszystko to właśnie jest jej miejsce...

M. jest przekonana, że jeśli jakieś nawet niedorzeczne marzenie cudem się w nas zakorzeni, to strasznie trudno jest się go pozbyć i dużo łatwiej (aż sama się dziwię, że napisałam "łatwiej" - ale to już inna bajka pod tytułem "nikt nie mówił, że będzie łatwo" albo "gdyby miało być łatwo ty byłabyś gdzie indziej" :wink: ) dla "świętego spokoju" wyjść mu naprzeciw :D

No ale to nie o tańcu więc można skasować :wink:

Father - Sob Paź 20, 2007 12:27 am

A to dobre. Już gdzieś to kiedyś czytałem. Brzmi jak bajka o szewczyku i pięknej królewnie.
Skasować? Absolutnie! Byłaby to niecna bezduszność. Przecierz taniec to takie marzenie?

M. - Sob Paź 20, 2007 12:53 am

Hehe, tak brzmi! Choć zapewniam, że takie brzmienie to jedynie skutek literackiego ubarwienia opowieści. Jak wszyscy wiemy w życiu by marzenia mogły się urzeczywistnić musi polać się krew, pot i łzy. Jednak trzeba mieć coś z dziecka wierzącego w takie bajki, ideały, zasady i te wszystkie inne mało istotne i niemodne pierdoły...strasznie nieżyciowe to i brzmi jak frazes, prawda?
Torin - Sob Paź 20, 2007 1:01 am

Pięknie piszesz .....
A to co piszesz nie jest frazesem - to czasem sama esencja życia. A to że pot że krew że łzy - to sól ziemi. Bez tego nie czujemy że wzrastamy !

Torin

Piotr Malaga - Sob Lis 17, 2007 2:17 am

Zauważyłem, że chyba mylimy dwa rodzaje poświęcenia w naszej dyskusji.

Poświęcenie takie powszednie, które jest udziałem i koniecznością większości ludzi, oraz Poświęcenie przez "duże P" będące aktem heroizmu, gdy jednorazowo gramy dużą stawką.

To może zawile napisane, więc postaram się obszerniej wyjaśnić.

Ogólnie poświęcenie, to osiąganie pewnego celu jakimś kosztem. Jeżeli chcę zrobić rzeźbę, to muszę poświęcić np. klocek drewna, narzędzia (które częściowo się zużyją), swój czas a być może zdrowie - bo mogę się skaleczyć, albo wręcz mieć poważny wypadek.

Jeżeli chcę zrobić naprawdę profesjonalną rzeźbę, to może będę musiał poświęcić 1000 klocków drewna, wiele kompletów narzędzi, lata czasu i zdrowie, żeby nauczyć się dobrze rzeźbić?

Każdy z nas, każdy człowiek poświęca swoje życie - świadomie czy nie. Poświęca czas, zaangażowanie, inne środki. Kiedy tylko ktoś nie boryka się z podstawowymi problemami egzystencji - to znaczy ma co zjeść i nie marznie bo ma dach nad głową, chce coś/kogoś kochać. Potrzebuje mieć coś, czemu/komu mógłby się poświęcić - w pełni i bezgranicznie.

Istnieją w nas takie dwie potrzeby jednocześnie - brania i dawania, egoizmu i altruizmu. Chcemy mieć jak najwięcej od innych, żeby mieć jak najlepiej i żeby było nam na świecie dobrze. Ale chcemy też być dobrzy w dawaniu, żeby inni coś od nas mieli - w ten sposób zyskujemy sympatię innych. Ale to nie jest kupowanie sympatii za dobre uczynki, to nie działa na zasadzie wet za wet, tylko raczej ogólna życiowa postawa oddaje pewną wzajemność. Mało kto chce być wyłącznie darmozjadem. Na te dwie potrzeby nie można patrzeć oddzielnie - one są powiązane, współistnieją. Kiedy kogoś kochamy, to zwykle dlatego, że ten ktoś podoba się nam i oczekujemy wzajemności. Kiedy ktoś kocha nas, to bardziej się nam podoba i wzbudza w nas wzajemność miłości, poświęcenia się dla tej osoby.

Myślę, że poświęcenie takie zupełnie bezinteresowne to chyba jest niemożliwe. Zawsze jest w jakimś celu, dostajemy coś w zamian. Nawet jeżeli ktoś poświęca się tak, że jedzie na pustynię leczyć trędowatych, nie liczy ani na kasę, ani na rozgłos, to jednak czegoś dla siebie w tym poświęceniu szuka. Może realizacji siebie, samospełnienia? Zadowolenia, że komuś się pomogło? Uważam, że nagroda zawsze jest, ale niekoniecznie na zasadzie wet za wet, dostania czegoś konkretnego. Father pisał o poświęceniu się dziecku - tutaj rodzic też ma nagrodę w takiej postaci, że liczy na jakieś owoce tego poświęcenia - że dziecko uda się wychować.

Dni każdego z nas są policzone, a więc nasz czas zostanie na coś poświęcony. Zamieni się w coś innego. Można więc mówić, że poświęca się czemuś lub komuś swoje życie.

Ludzie poświęcają się różnym ideom, np. religijnym, albo pracy w różnych zawodach, albo innym osobom - małżonkowi, dzieciom, innym obcym którzy takiego poświęcenia potrzebują - np. w hospicjum.

I na tym tle balet nie wydaje mi się jakimś specjalnie uprzywilejowanym zawodem w sensie poświęcania, zgadzam się z VisVersa. Owszem, wymaga ogromnych wyrzeczeń, ogromnego poświęcenia i tu się raczej wszyscy zgadzamy.

Ale pomyślcie o pracy górnika który rąbie węgiel na przodku w pyle węglowym; często ginie albo zostaje ciężko okaleczony bo wybuchnie metan, albo zawali się chodnik. O pracy chirurga, któremu mimo największych starań, wykształcenia, doświadczenia czasami pacjent umiera pod rękami - w wyniku jego ewidentnego błędu, bo każdy czasami robi błędy... albo umiera, ale nie wiadomo czy inaczej prowadzona operacja mogła go uratować czy nie - jak to sprawdzić? Co wtedy czuje lekarz? O marynarzach (już właśnie VisVersa pisał o nich) albo pracownikach np. platformy wiertniczej, którzy w miejscu pracy spędzają całe miesiące z dala od rodziny...

Każdy zawód wymaga poświęcenia, choć każdy ma swoją specyfikę i aby móc go wykonywać poświęca się różne rzeczy. Nawet informatyk - niby ma łatwą i przyjemną pracę, siedzi sobie za biurkiem i klepie w klawiaturę. Mało niebezpieczeństw, wysiłku fizycznego brak... jednak są tacy informatycy, którzy latami wykonują swój zawód po kilkanaście godzin dziennie, przez resztę czasu tylko śpią, jedzą i chodzą do WC. Nie dlatego że muszą, ale że chcą - świadomie decydują się na to.

I mimo konieczności takich poświęceń ludzie chcą być górnikami, lekarzami, marynarzami... i tancerzami. Robią to i odnajdują spełnienie, sens swojego życia.

W tym sensie przyznaję rację Fatherowi i Miltonowi - poświęcenie, takie bezgraniczne, po prostu w nas jest. Jeżeli ktoś poświęca się właśnie akurat dla tańca bo kocha taniec, to jest to jego wybór. Zauważcie jednak proszę, że nie tylko tancerz poświęca się dla tańca... inne osoby z którymi pracuje również - np. jego nauczyciel, choreograf - realizują swoją miłość do tańca.

Ale jest druga istota poświęcenia, to dramatyczne wybory o dużą stawkę. Poświęcenie heroiczne, duża stawka a więc duże ryzyko.

Podam przykłady - tancerz ma spektakl, ale jest kontuzjowany. Jego kontuzja może się zagoić i dobrze rokuje, ale aktualnie jej stan jest tak ostry, że występ może się skończyć trwałym okaleczeniem. Wybór jest taki: poświęcić zdrowie dla tego jednego występu albo zrezygnować ze spektaklu (konkursu, egzaminu)...

Nie mogę generalizować - każda sytuacja jest inna, za każdym razem ta decyzja należy do danej osoby i myślę, że trzeba ją uszanować. Wielu w takich sytuacjach poświęcamy się naszej miłości. To piękne i romantyczne, takie heroiczne poświęcenie. Ale zwykle jednocześnie jest głupie i w konsekwencji okazuje się niestety zdradą tego, co kochamy... Bo być może dla tańca byłby bardziej potrzebny ten tancerz tańczący przez lata później, niż dający jeden występ żeby resztę czasu spędzić sparaliżowany, a wtedy już trudniej się poświęcić...

Agacior13, pisałaś o Pawle Płońskim, który stracił nogę. Można powiedzieć, że stracił ją w wyniku poświęcenia dla tańca - to był wypadek. Nie wierzę raczej, że świadomie poświęcił swoją nogę żeby raz wystąpić, że był to taki heroiczny wyczyn. To do tancerzy nie pasuje.

Kończąc - moim zdaniem należy poświęcić wiele, nie tylko w tańcu. Ale nigdy wszystko. Gdy ryzyko jest zbyt duże, trzeba odpuścić. Ja wiem, że miłość jest ślepa (niestety) ale niech przynajmniej pyta o drogę :) i bada krawężnik laską :) I tutaj zgadzam się z Makovą i z Czajori, że rozsądek i niekiedy rezygnowanie jest potrzebne. To jest na dłuższą metę w imię naszej miłości po prostu, żeby właśnie lepiej się jej poświęcić, a nie głupio.

Wiem już, że są czasami takie sytuacje, że nawet kiedy się bezgranicznie kocha, nie powinno się tej miłości za wszelką cenę realizować. W imię tej miłości właśnie, w imię obiektu tej miłości...

Czasami kochając kogoś musimy mu pozwolić odejść, jeżeli on tego chce. Możemy oczywiście zrobić wiele, możemy próbować go zatrzymać, ale nie możemy tego zrobić na siłę, zdecydować za kogoś... choć cierpimy, to poświęcanie w takiej sytuacji wszystkiego nie jest właściwe.

Z tańcem też tak bywa - jeżeli go kochamy, to powinniśmy poświęcić mu bardzo wiele, ale nigdy wszystkiego... bo to przecież nie jest dobre dla tańca.

Ach, przypomniała mi się jedna anegdotka, ale to już nie w tym poście - nikt nie będzie czytać takiej długiej epistoły. Następnym razem.

A tymczasem życzę nam wszystkim takich wyborów w poświęcaniu się, żeby taniec jak najbardziej na tym skorzystał :) i my przy okazji również.

Father - Sob Lis 17, 2007 9:23 am

Piotrze to co napisałeś jest zgodne z "Teorią Samolubnych Genów". Nie bedę tego rozwijal bo wyjdzie straszny elaborat. Powiem tylko ,że zgodnie z ta teorią kazda istota żywa ma zakodowne zachowania altruistyczne w celu bezpośredniego i pośredniego wpływania na zachowanie i co najważniejsze udoskonalenie wlasnego gatunku.
Co ma do tego poświęcenie sie sztuce tańca czy innym sztukom? A no ma. Rozwijanie sztuk wszelakich służy innym do ich lepszego i pełniejszego rozwoju co nie będzie odkrywcze jeśli powiem ,że nastepne pokolenia są o te doswiadczenia bogatsze.

Bajaderka - Pią Lis 23, 2007 3:49 pm

Cytat:
Nie wierzę raczej, że świadomie poświęcił swoją nogę żeby raz wystąpić, że był to taki heroiczny wyczyn. To do tancerzy nie pasuje.

Myślę właśnie, że jak najbardziej pasuje. Sama znam wiele przypadków- ostra kontuzja - występ- pogorszenie - leczenie-powrót do zawodu.
A nawet jeśli by była taka sytuacja, iż po jednym występie kontuzja mogłaby być już na tyle silna iżby nie dało się tańczyć, to tancerz by zatańczył.
Każdy występ jest jak przeżywanie życia na nowo, samospełnienie.
Tak więc to na tę chwilę jest najwazniejsze.

Olimpia - Sob Lis 24, 2007 9:27 am

Troche sie nie zgadzam...Bo jesli tancerz naprawde kocha taniec, to nie bedzie tanczyl z taka kontuzja, ktorej pogorszenie wykluczy go z zawodu. Kocha to i chce to obic dalej, czasem trzeba miec zdrowy rozsadek. Owszem, poswiecic mozna naprawde baaardzo duzo, ale nie zdrowie. Bo co potem? Na co sie to zda? Na nic. Nie bedzie zdrowia i pasji.
Bajaderka - Sob Lis 24, 2007 9:49 am

I masz rację Olimpio-ja w moim poście wyżej nie napisałam wcale że się z tym zgadzam, ale opisałam sytuację.
Czajori - Sob Lis 24, 2007 2:56 pm

Bajaderka napisał/a:
Cytat:
Nie wierzę raczej, że świadomie poświęcił swoją nogę żeby raz wystąpić, że był to taki heroiczny wyczyn. To do tancerzy nie pasuje.



No i masz rację, bo nie poświęcił nogi, tylko miał nieszczęśliwy wypadek. Niektórzy za bardzo melodramatycznie patrzą na ten temat.

Bajaderka - Sob Lis 24, 2007 3:07 pm

Czajori, Twój post jest skierowany do mnie?
Ten cytat pisał Piotr Malaga.

Cheryl - Sob Lis 24, 2007 7:37 pm

Paweł Płoński miał nieszczęśliwy wypadek, myślę a nawet jestem tego pewna, że nie zaczepił specjalnie plecaka o drzwi pociągu by ruch maszyny wciągnął go pod koła ;/
Mimo to bardzo go szanuję, i gratuluję mu samozaparcia.

Czajori - Nie Lis 25, 2007 12:00 pm

Bajaderciu, zgadzałam się z postem Piotra M., a co do melodramatyzmu nie miałam na myśli Ciebie, bynajmniej :)
Piotr Malaga - Pon Lis 26, 2007 2:04 am

Czajori cytowała mnie, ale wzięła mój cytat z cytatu Bajaderki :) Dlatego pojawiło się "Bajaderka Napisała:" :)

Wspominam przy okazji tego wątku koleżankę która, gdy jeszcze żyła, wychodziła na scenę (występowała publicznie), jeździła na warsztaty... Poza gronem jej znajomych nikt nie wiedział, że nie ma nogi i do tego jest śmiertelnie chora. A potrafiła ćwiczyć, gdy inni już padali ze zmęczenia, choć mieli obie nogi. Ona jednak miała swoją granicę poświęcenia - gdy proteza zbyt mocno raniła jej kikut, zawsze przerywała trening, żeby nie pogarszać sprawy i nie doprowadzać do długiego gojenia się.

A co do komentarza Bajaderki i tego, co pasuje do tancerza - Ja myślę, że Bajaderka ma wiele racji, tylko musimy się dobrze zrozumieć. Poświęcenie, często moim zdaniem przesadne - zdarza się często. Tak jak Bajaderka napisała - nawet ryzykując kontuzję tancerze wychodzą na scenę. Niekiedy do tej kontuzji dochodzi - potem jest leczenie, rechabilitacja i powrót. I takich przykładów można wiele pokazać - więc zgadzam się, uogólniłem - czasami to pasuje do tancerzy . W zasadzie wielu tancerzy miewa poważne kontuzje, choć nie wszystkie wynikają z ryzykanckich aktów.

Ale wiele też jest takich sytuacji, że po kontuzji (odniesionej na podstawie świadomie podjętego ryzyka albo po prostu po nieszczęśliwym wypadku) tancerz, albo np. akrobata, już nie wraca do kariery. Często zaczyna życie zawodowe od nowa, choć niewiele innego umie - może np. uczyć. Bo przecież nie każdą kontuzję można wyleczyć i nie zawsze taki powrót jest możliwy... np. Magda Wałęsówna, modelka Izabella Miko, piosenkarka Jessica Sutta, aktorka w nazistowskich Niemczech Leni Riefenstahl, czy oscarowa aktorka Charlize Theron (przez jakiś czas solistka Joffrey Ballet).

Być może niekiedy kontuzja nie była prawdziwym powodem, ale jakimś rodzajem wymówki... ale znając życiorys zwłaszcza dwóch ostatnich wymienonych pań, trudno odmówić im wytrwałości w dążeniu do celu. Te osoby można podać za przykład sytuacji, w której kontuzja przerywa karierę. O nich wiemy, bo stały się znane z innych powodów (znana jako aktorka, córka prezydenta). A ile jest osób, których kariera została przerwana na etapie nauki zanim tak naprawdę się rozpoczęła i których nazwiska nigdy nie będą publicznie znane?

Ale jest przecież jeszcze inna sytuacja - zrezygnować - z występu, konkursu, tournee. Odpuścić, jeżeli ryzyko jest zbyt duże. Nie z tchórzostwa, tylko z odwagi! Żeby przebyć łatwejszą rechabilitację i szybciej wrócić do formy i do tańca - z miłości dla niego. Przykład jaki mi się nasunął - niedawno w Krakowie gościł jeden z czołowych zespołów tańca irlandzkiego. Solista nabawił się kontuzji w czasie generalnej próby (w Hali Wisły) i nie wystąpił. Już nie pamiętam, czy show w ogóle odwołano, czy też wystawiono bez niego - ale wycofał się, żeby przez kilka dni dbać o swoją nogę i żeby wystąpić w innych miastach na trasie tournee. O ile pamiętam chodziło o Michaela Flatley'a. A drugi przykład to Bajaderka we własnej osobie, która opisała swoją decyzję przerwy w nauce słowami: "Taniec mi nie ucieknie, a zdrowie ucieka".

A podsumować chcę taką uwagą: Tańczymy dla widza i również dla siebie. Oczwiście, tancerz musi się czuć spełniony jeżeli ma porządnie wykonywać swoją pracę, ale tańczy się dla widza przecież. Publiczność chce widzieć piękny taniec; mało ją interesuje samospełnienie tancerza. Być może podejmując ryzykowne decyzje, często poświęcamy zbyt wiele nie dla tańca, ale dla samych siebie?

Maron - Pon Lis 26, 2007 7:34 am

co do Charlize [jedna z moich zresztą ulubionych aktorek] - solistka to może nie, ale za to uczennia Joffrey Ballet ;) mając 18 lat również dostała urazu kolana...
Kasia :)) - Czw Lis 29, 2007 11:48 pm

Ostatnio bardzo często myślę nad tym, ile mogłabym poświęcić. W jakim stopniu mogę się temu oddać.
Nie da się na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Wiem na pewno, że jestem w stanie poświęcić naprawdę dużo. W końcu to moja pasja, część egzystencji. Gdzieś jednak zawsze leży ta granica. Musi być, bo bez niej nic by sensu nie miało.
Taniec nie jest najważniejszą wartością w moim życiu, co nie wyklucza tego, że stoi na pierwszej pozycji, którą zajmują: miłość, przyjaźń, pasja i nauka.
Poświęcanie się jednej rzeczy jest wg mnie bezsensowne i niemądre. Chodzi mi o wartości.
Z pewnością oddałam za taniec wiele zdrowia, uwolniłam mnóstwo uczuć i emocji, nauczyłam się postrzegać świat trochę z innej strony.
Taniec uczy. Pozwala nam dojrzeć świat w różnych barwach. O ile naprawdę zrozumie się jego sens i wartość. On zaspokaja naszą ciekawość, opiekuje się uczuciami, leczy rany. Daje rozmaite możliwości. Możesz z nim zrobić, co chcesz. Przy Tobie staje się jeszcze piękniejszy, bardziej wyrazisty i oryginalny. Jeśli tylko tego zapragniesz.
Jestem w stanie poświęcić dla niego bardzo dużo. Wiele już z tego doświadczyłam. Część mego zdrowia, część wnętrza, część czasu.
Część.
Poświęcanie całości jest... mało rozważne. Taniec przecież otwiera nas na inne perspektywy życia, nie chce zamykać naszych dusz i ogradzać drutem kolczastym.
Mamy możliwości. I wybór.

Joanna - Pią Lis 30, 2007 2:01 pm

Cytat:
Podam przykłady - tancerz ma spektakl, ale jest kontuzjowany. Jego kontuzja może się zagoić i dobrze rokuje, ale aktualnie jej stan jest tak ostry, że występ może się skończyć trwałym okaleczeniem. Wybór jest taki: poświęcić zdrowie dla tego jednego występu albo zrezygnować ze spektaklu (konkursu, egzaminu)...


Zgodze sie, to bardzo trudny i jednoczesnie wazny dylemat. Dotyczy bardzo wielu tancerzy, bo kazdy predzej czy pozniej bedzie mial jakies problemy. I zawiera sie w nim nie tylko pewna dojrzalosc do podejmowania decyzji (czasem ciezko ze nagle wybrac, ze sie nie wystap, trudno wyczuc te granice, ile jeszcze mozna, az sie np. cos nie zerwie do konca itp.), myslenie nie tylko o chwili obecnej ale tez rozsadne, perspektywistyczne, oraz szacunek do wlasnego ciala.

W ogole to bardzo podziwiam te osob tutaj, ktore pisza, ze nie mozna poswiecic absolutnie wszystkiego dla jednej rzeczy, tzn dla tanca. Tym bardziej ze pisza to osoby mlodsze ode mnie - podziwiam dobra hierarchie wartosci w glowie. Sama najpierw musialam zrezygnowac z wielu tak naprawde b. waznych rzeczy (i osob), zeby zrozumiec, ze rozwijanie sie naukowe/ zawodowe nie moze wypelnic calego zycia, bo to po prostu w ktoryms momencie zakonczy sie slepa uliczka.

baletmistrz - Nie Gru 02, 2007 3:53 pm
Temat postu: Re: Poświęcić wszystko dla tańca
Bajaderka napisał/a:

Ale nie chodzi o zdrowie w sensie zniszczonych stóp, czy paznokci...chodzi o coś takiego, co w pewnym sensie niszczy wasze zdrowie...może także i psychiczne (np. coś takiego jak bulimia,czy anoreksja.. przecież dużo tancerek a także zwykłych dziewczyn i kobiet popada w te choroby chcąc schudnąć nie raz do masakrycznej wagi i wyglądu).



Hmmm... I tu jest największy problem ,a mianowicie chodzi mi tutaj o te choroby. Anoreksja , bulimia choroby o których słychać najczęściej w kręgach tancerzy , a raczej tancerek , które robią wszystko , żeby " wyglądać dobrze ". Jest to bzdurą ,bo dziewczyny które głodzą się , odchudzają , zajdą może daleko w balecie , ale co dalej ? Co będzie dalej , przecież nie zawsze będziecie młode i będziecie mogły tańczyć. Więc może przydałoby się zastanowić czy naprawdę pasji trzeba poświęcać tak wiele. Mój apel do przyszłych absolwentek szkół baletowych o zastanowieniu się nad tym. Sam mam znajomą która jest chora na bulimie i powiem szczerze... nie życzę największemu wrogowi , żeby zachorował na takie coś.

lusiak - Nie Gru 02, 2007 4:06 pm

Cytat:
dziewczyny które głodzą się , odchudzają , zajdą może daleko w balecie , ale co dalej ?


własnie czy zajda daleko toi ja bym sie klocila.....tak naprawde bez dostarczania energii daleko nie mozna zajsc ani w sporcie, ani w tancu ani w nauce....nasz orgazizm potrzebuje pokarmu zeby funkcjonowac...

ja moze nie jestem najlepszym przykladem, bo zawsze mialam sylwetke okej i nikt nigdy sie mnie nie czepial (przytylam dopiero jak skonczylam trenowac xD), ale zal mi dziewczyn, ktorym mowia, ze sa grbe i musza schudnac, bo one czesto myslac, ze 'to w koncu powiedzial profesjonalista i na pewno sie na tym zna i nie powiedzialby mi tego przeciez gdyby nie wiedzial ze jakbym byla szczuplejsza to moglabym byc naprawde dobra...' i przez to sa w stanie poswiecic wszystkpo dla tego celu (oczywiscie nie w kazdym przypadku dochodzi do bilumii czy anreksjii...), ktory nie jest tego wart....bo wydaje im sie, ze poswiecaja sie dla tanca.....a tak naprawde pozbawiaja sie szansy tanczenia, bo nie ma sily....i laduje w szpitau.

Kasia :)) - Nie Gru 02, 2007 5:24 pm

Mówi się, że im chudsza, tym lepsza, ale czy gdy dziewczyna chudnie, przec co masakrycznie osłabia swój organizm, to jej treningi nie są mniej wydatniejsze? Mi się właśnie wydaje, że przez takie durne odchudzanie tancerki się ograniczają, bo mają mniej energii do ćwiczeń!
milton - Sro Gru 05, 2007 3:27 pm

A no właśnie. To dla mnie było jakoś nie pojętą tajemnicą. Jakim cudem szczupła dziewczyna (powiedzmy bardzo szczupła) i to na dodatek przy diecie typu jabłko i kawa ma siłę. I to tak na dłuższą metę. Mało jeść i ogromny wysiłek. Ja nie wyobrażam sobie ćwiczyć bez porządnego śniadania. A niektóre moje znajome jako śniadanie traktują właśnie kawę a między zajęciami jabłko (lekki obiad potem, z kolacją różnie bywa). I to przez większość działolności scenicznej nawet. Chciaż ciało człowieka czasem ma niepojęte możliwości i potrafi się adaptować do niesamowitych spraw. Ale tak czy inaczej jest to niesamowite.
Cheryl - Sro Gru 05, 2007 6:53 pm

Moje koleżanki np. rano nie jedzą śniadania ponieważ potem podobno źle im się ćwiczy.
Ja codziennie rano jem śniadanie 2 godziny przed klasyką (śniadanie: herbata + 2 kanapki) i czuję się bardzo dobrze :)

Anna-Maria - Sro Gru 05, 2007 7:21 pm

Koleżanki robiąc tak dalej daleko nie zajdą. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia i bez niego ani rusz!
Cieszę się Jaga, że tak ładnie jesz śniadanko. :D

Olimpia - Sro Gru 05, 2007 11:43 pm

Ja nigdy nie moglam jesc rano sniadania kiedy klasyke mialam na 8. Bylo mi niedobrze na lekcji.
W ogole mam cos takiego, ze jak jest wczesnie rano np. 6, to nie moge jesc bo mi niedobrze.

Torin - Czw Gru 06, 2007 12:55 am

Śniadanko to mniam mniam podstawa :)
Nawet jak wstawałem o jakiejś nieistniejącej na zegarze godzinie przed świtaniem to muszę coś wchłonąć inaczej nie funkcjonuję - za to potem to już jak kiedy albo i z rzadka :)

Torin

Czajori - Czw Gru 06, 2007 1:29 pm

Ta ciekawa dyskusja powinna być w jakimś osobnym wątku albo w takim dotyczącym diety. Trzymac się tematu, bo będę biła po łapach!
Anetka-a - Czw Sty 17, 2008 9:07 am

Oczywiste jest, że gdy coś kochamy (w tym przypadku taniec) jesteśmy w stanie poświecić
dla niego bardzo wiele. Ból, stres związany z tańcem jest w życiu codziennym negatywny, ale jeśli już w grę wchodzą uczucia stają się on w jakiś sposób przyjemniejszy.
I nie ma piękniejszego uczucia od uczucia spełnienia się w tańcu.

Bajaderka - Pon Sty 28, 2008 10:10 pm

milton napisał/a:
A no właśnie. To dla mnie było jakoś nie pojętą tajemnicą. Jakim cudem szczupła dziewczyna (powiedzmy bardzo szczupła) i to na dodatek przy diecie typu jabłko i kawa ma siłę. I to tak na dłuższą metę. Mało jeść i ogromny wysiłek. .

Bo widzisz Milton, to jest tak że im bardziej dziewczyny chudną, tym więcej mają siły-psychicznie. Trudno bedzie Ci to zrozumiec, ale to juz jest taki mechanizm....gdy sie je, to jest sie zdołowanym, nic sie nie chce, nie ma się siły na nic a gdy się chudnie to przychodzi ochota na życie, taniec, wszystko.
To jest siła psychiczna która napędza siłę fizyczną.
Ale to odnosi się oczywiście tutaj do dziewczyn które CHCĄ bardzo schudnąc lub są chore (zaburzenia odżywiania, anoreksja, bulimia)

Bajaderka - Wto Sty 29, 2008 12:25 am

Ja myślę, że tu nie chodzi o skrzywienie zawodowe, po prostu przygotowuje się dziecko do zawodu... Niestety ale profesjonalne tańczenie nie może byc zachcianką, która zaraz minie-a decyzją, jakie będzie nasze życie.
W dodatku tym sposobem przygotowuje się wszystkich do pracy w zawodzie, w końcu nie jest łatwo. Godziny morderczych cwiczeń, wyścig szczurów, rywalizacja o miejsce w zespole.... nikt sam z siebie nie jest w stanie tyle przetrwac,do tego jest potrzebne odpowiednie przygotowanie.
Jesli nie zdobędziemy tego w szkole, to gdzie? Później juz jest za późno...

Posty dotyczace filmu zostaly usuniete. W temacie "Filmy baletowe w internecie - linki" mozna porozmawiac na jego temat. Aga

misiuniek - Sro Mar 19, 2014 12:28 am

Ja dla tańca w zasadzie byłabym w stanie poświęcić wszystko, oprócz życia i kilku bardzo bliskich mi osób, bez których najprawdopodobniej moja psychika by już zupełnie wysiadła, bo przez balet mam depresję. Mimo wszystko kocham tańczyć i nie wiem jak mogłabym przestać.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group