www.balet.pl Strona Główna www.balet.pl
forum miłośników tańca

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
sezon 2011-12 Polski Balet Narodowy
Autor Wiadomość
OlgaBulkov 
Nowicjusz

Związek z tańcem:
uczeń
Wiek: 52
Posty: 9
Wysłany: Pon Lut 13, 2012 12:55 pm   

Ali: Byłam, widziałam - Maria Żuk, faktycznie, zjawiskowa :)
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lut 13, 2012 4:17 pm   

Ali, moje uzasadnienie oraz inne wrażenia po-bajaderowe tu: http://www.naczubkachpalc...adera/#more-115
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lut 13, 2012 10:00 pm   

venus-in-furs napisał/a:
Maria Żuk moim zdaniem jest świetna zawsze i wszędzie.

To bardzo piękne, że ją akceptujesz z taką wielką dozą zaufania. Rolą Nikii z pewnością na to zasłużyła. Ale "świetna zawsze i wszędzie"? Byłbym jednak ostrożniejszy, bo w sztuce różnie to bywa...
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lut 13, 2012 10:03 pm   

Kasia G napisał/a:
Ali, moje uzasadnienie oraz inne wrażenia po-bajaderowe tu: http://www.naczubkachpalc...adera/#more-115

Tak, tak, Kasiu G., czytałem już relację pani Katarzyny Gardziny-Kubały z trzech ostatnich „Bajader” i muszę przyznać, że podzielam wiele z jej opinii oraz wniosków. Broniłby tylko Sergeya Popova, którego oglądałem w niedzielnym przedstawieniu, kiedy było chyba znacznie lepiej niż przeczytałem. Można by oczywiście podjąć dyskusję na temat szczegółów tych ocen, ale mniejsza o to. Obiecałem jednak tutaj wytłumaczyć się z mojego punktu widzenia na interpretację roli Solora. A zatem... będzie tego trochę więcej:

Zacznijmy może od tego, kim jest Solor w tej parahinduskiej baśni i w balecie Mariusa Petipy. Według libretta jest „szlachetnym wojownikiem” żyjącym w królestwie okrutnego Radży, a nawet „najszlachetniejszym wojownikiem w całym kraju”. Nie jest więc wojowniczym żołnierzem jak Spartakus, ani zadufanym w sobie dowódcą jak Krassus. Nie jest także beztroskim uwodzicielem jak hrabia Albrecht, ani rozpieszczonym przez matkę marzycielem jak książę Zygfryd, ani też porcelanowym kawalerem jak książę Désiré. W ogóle nie jest żadnym księciem, być może stałby się nim po udanym ślubie z Gamzatti...

Jest więc Solor wojownikiem, jednym z wielu na dworze Radży. Z pewnością najmężniejszym, a może nawet zasłużonym w walce z wrogiem. Jednak tym co go wyróżnia według librecistów jest właśnie owa „szlachetność”, a więc? Zapewne jakaś szczególna prawość i uczciwość, skromność i prostota, może jakaś wyjątkowa wrażliwość na cierpienie innych, z pewnością wrodzona elegancja i emanujące dobro.

Ale baśniowy Solor jest także atrakcyjnym młodzieńcem, wrażliwym na urodę kobiet i wzbudzającym ich żywe zainteresowanie. W pierwszym obrazie baletu spotyka się z tancerką świątynną Nikiją i nawet jej „przysięga wieczną miłość”. Ale kiedy poznaje księżniczkę Gamzatti – tak to widzą libreciści – „jest oszołomiony jej urodą” i „nie może się oprzeć urokowi” córki Radży. Nie ma on jeszcze wtedy zielonego pojęcia o skutkach knowań zazdrosnego Bramina, ani potem o tajemnym spotkaniu zaborczej Gamzatti z zakochaną Nikiją, ani tym bardziej o zbrodniczej intrydze Radży, prowadzącej do fizycznego wyeliminowania konkurentki córki. Zaszczycony propozycją małżeńską Radży (pewnie nie do odrzucenia), ale też zaślepiony urodą jego córki, Solor zapomina niestety o Nikii i bez skrupułów zaręcza się z Gamzatti, a nawet ochoczo i radośnie tańczy z nią jeszcze wielkie zaręczynowe pas d'action. Refleksja nachodzi go dopiero pod wpływem miłosnej skargi tanecznej Nikiii, a wyrzuty sumienia – po oskarżeniu Radży i Gamzatti przez umierającą Nikiję, czyli pod sam koniec trzeciego obrazu. Tak jest w baśni i w libretcie baletu, a jak to bywa na naszej scenie? Tam wiele zależy od obsady roli Solora.

Maksim Woitiul jest znakomitym tancerzem, więc przez szacunek dla niego można, a nawet należy podjąć polemikę na temat rozumienia tej roli. Dlatego właśnie nie będę ukrywał swoich wątpliwości. W moim odczuciu jego Solor ma niestety niewiele wspólnego ani z charakterem tej postaci, ani też z przypisanymi jej przemianami wewnętrznymi. Jest po prostu bardzo jednowymiarowy aktorsko – nazbyt „książęcy” i skupiony na technicznym wykonaniu tańca. Może dlatego już w pierwszym obrazie postrzegam go jako zajętego wyłącznie samym sobą. Wkracza buńczucznie, ostry, władczy i wyniosły. Nawet wtedy, gdy pozostaje już sam, nie sprawia na mnie wrażenia zakochanego, który wybiera się na tajemne spotkanie z umiłowaną. Jego taniec z Nikiją przy świętym ogniu pozbawiony jest autentyzmu i uczuciowości, a on sam wydaje się zajęty raczej rzeźbieniem formy swojego tańca – w istocie bez zarzutu. W drugim obrazie, wchodzi do pałacu Radży jak książę udzielny, a potem przez cały czas jest jakby nieobecny – bardziej jak Zygfryd w pierwszej części balowego aktu „Jeziora”. Nie widzę, aby Gamzatti zrobiła na nim „oszałamiające” wrażenia, a powinienem to odczuć, gwarantuje mi to libretto baletu. Jest wobec niej oschły i obojętny. Nie łapie z nią najmniejszego kontaktu podczas kilkuminutowej gry w szachy, traktuje ją lekceważąco, nie reaguje jej gesty, nie współpracuje z innymi partnerami, którzy grają swoje role jak je napisano. Nie zauważyłem pani Katarzyno tych „ukradkowych spojrzeń w stronę Wielkiego Bramina i swej ukochanej, chwil roztargnienia i wewnętrznego rozdarcia w obecności obu kobiet, drobnych gestów budujących postać” – może były one zbyt „ukradkowe” jak na scenę Teatru Wielkiego i dlatego mało komunikatywne? Zauważyłem faktycznie owo jego (nieuzasadnienie tu jeszcze) „roztargnienie”, trwające przez cały drugi obraz. Podobnie zachowuje się w trzecim obrazie – począwszy od przejścia z narzeczoną pod baldachimem, aż po wielkie pas d'action, w którym tańczy niemal idealnie, ale sam dla siebie; świetnie partneruje, ale bezdusznie, jakby tańczył z manekinem. Nie tak chyba miało być z Solorem i jego stosunkiem do Gamzatti w „Bajaderze”. On przecież „nie może się oprzeć jej urokowi”...

Można by tak dalej analizować interpretację roli przez Maksim Woitiula, ale nie chcę przynudzać swoimi wrażeniami, które nie poprawiły się niestety w dalszych aktach. W Królestwie Cieni brak mi było u jego Solora głębokiej skruchy i lirycznego uniesienia – przy nienagannym wciąż wykonaniu technicznym tańca. Dopiero w akcie świątynnym ów monotonny wizerunek aktorski bohatera zbiegł się wreszcie z sensem akcji, tyle że wtedy nie sprawił już na mnie żadnego wrażenia.

Chciałbym być dobrze zrozumiany. Wysoko cenię Maksima Woitiula jako artystę, chociaż ostatnio bardziej w wyrazistych rolach dramatycznych (czasem nawet komicznych) aniżeli w lirycznych. Czasem myślę sobie, że jest już nimi z lekka znudzony? A tymczasem Solor jest wybitnie liryczną partią baletową. Wymaga nie tylko idealnej techniki tańca i partnerowania, ale też nieskazitelnej sylwetki, regularnych rysów twarzy, autentyzmu przeżyć scenicznych, szlachetności gestów, zachowań, spojrzeń i mimiki, ale nade wszystko duszy – słowem, idealnych warunków i talentu tancerza typu noble. Osobiście, wszystko to zauważam obecnie właśnie we Vladimirze Yaroshence, a jego najnowsza interpretacja roli Solora (nie pozbawiona jeszcze pewnych uchybień technicznych młodego tancerza) utwierdza mnie jedynie w takim przekonaniu. I to by było na tyle.

PS.
Dla jasności dodam, że dostrzegam oczywiście w baletach klasycznych wagę jakości wykonania technicznego każdej partii, ale nie traktujmy tancerzy jak cyrkowców. Dla mnie balet to nie tylko ilość i precyzja piruetów, fouettes, grand jetes i innych efektownych ewolucji. One są ważne, często nieodzowne, i mają być wykonane czysto (a jeszcze lepiej po mistrzowsku), aby cieszyć oko widza. Ale kreacja baletowa to także wiele innych, bardziej subtelnych elementów, które składają się na wartość solisty i wykonania. To odpowiednie warunki zewnętrze, dogłębne zrozumienie roli, talent aktorski, muzykalność, interpretacja ruchowa, charakter, dusza..., nie wspominając już o autentycznej charyzmie, którą Pan Bóg obdarza niestety rzadko i jedynie swoich prawdziwych wybrańców.
 
     
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Pon Lut 13, 2012 10:30 pm   

Ali to wszystko racja, ale jak Solor nie jest w stanie poprawnie wykonac żadnej pelnej wariacji, to przykro mi, ale ja tego nie kupuję. Balet to nie taniec robotów i wazne sa również inne czynniki i tu masz rację, ale tam gdzie zaczynają się rażące błędy, tam kończy się tolerancja.
Popov niestety tych rażących błędów robi zbyt duzo i to bez komentarza juz zostawię (z każdym słowem Kasi sie zgadzam w tym zakresie, wiec nie bede dublowac jej tekstu).
Yaroshenko ma ogromny potencjał, ale też robił w sobotę rano sporo błedów (on z kolei gorzej zaczynał i lepiej kończył wariacje przy czym psuł niemal zawsze piruety). Do tego aktorsko ma jeszcze słabą twarz, choc sie rozwija w dobrym kierunku. Przykro mi ale jak widze Solora, króty nie był w stanie zakręcic do końca poprawnie piruetów, to jakoś nie moge zapomniec o całym swiecie i dac sie poniesc akcji. To jest balet narodowy co zobowiązuje. Pewne błędy są tutaj dla mnie po prostu nie do przejscia.
To tak jakby czytac piękny tekst i co jakiś czas wyłapywac błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Tekst ładny, ale nie ma się co oburzac jak ktoś powie, ze 6 by za to nie postawił. Idąc tropem tekstu - też mniej drażni błąd ortograficzny u ucznia, a bardziej u nauczyciela czy dziennikarza. Tak samo i tutaj - jak mi zatańczyłby jakiś I solista poznański tak jak Yaroshenko to ok, ale jak to tańczy I solista ON w spektaklu, gdzie bilety sa 3 razy droższe to można oczekiwac 3 razy lepszego spektaklu i wtedy błędy rażą.

dla mnie osobiście prawdziwie lirycznym tancerzem jest w chwili obecnej jedynie Gabdullin i jego kreacja Solora jest dla mnie osobiście najlepsza w Warszawie. Kiedys jak tańczył w Bolshoj to pisano o nim, ze to jest tancerz, który ma taki liryzm, jakiego w obecnych czasach jest juz mało. Do tego on nie robi błędów- a nawet jeżli to na zasadzie wpadki a nie serii powtarzających się wpadek jednej po ddrugiej.. Dlatego ubolewam, ze niestety w bloku Bajader warszawskich nie zatańczył on swojej najlepszej warszawskiej roli ani jednego razu.
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lut 13, 2012 11:47 pm   

Sagittaire napisał/a:
Ali to wszystko racja...

Dzięki Sagittaire za zrozumienie dla moich racji. Ja także rozumiem Twoją argumentację, zwłaszcza tę cenową. Ale pewnie nadal będziemy się różnić w odbiorze baletu. Ty pozostaniesz bezwzględna w egzekwowaniu technicznej doskonałości, a u mnie już zawsze będzie inaczej, bo cytując poetę „czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”.

Ale tak było chyba od zawsze, wystarczy sięgnąć do polskich archiwów. Byli u nas tacy, którzy cenili kiedyś Marię Krzyszkowską za jej bezduszną sprawność techniczną, gdy inni ubóstwiali Olgę Sawicką za jej niebiański liryzm i nieporównywalną wrażliwość sceniczną. Ale za to wszyscy razem byli zachwyceni Stanisławem Szymańskim, który tańczył jak nieziemski elf choć nigdy nie wykonał prawidłowo żadnej klasycznej pozycji i ewolucji technicznej.

Też uważam Roberta Gabdullina za świetnego tancerza. I wiem, że Nikołaj Bojarczykow (w Permie, a nie w Bolszom) uważał go za jednego z najlepszych rosyjskich tancerzy lirycznych, mówiąc to w kontekście roli Romea. Jest nim bez wątpienia. Ja bym jednak nie zawężał tak jego emploi. To fakt, że tańczył z powodzeniem wszystkie romantyczne i klasyczne partie liryczne, niektóre już także w Warszawie, ale mnie jeszcze bardziej zainteresowałby jako Basilio, Konrad, czy Escamillo. Myślę, że to tancerz uniwersalny w całym tradycyjnym repertuarze, może być świetny we wszystkich tych rolach.
 
     
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Wto Lut 14, 2012 8:51 am   

Był też krytyk z Moskwy ale nie pamiętam teraz nazwiska- zresztą nie widizałąm tego tekstu, bo mi o nim powiedział mój znajomy z Rosji. Ten gosc, o którym piszesz jest podany na strnie ON-mi chodziło zawsze o inną osobę.

Gabdullin jak najbardziej jest tancerzem, który się sprawdza w wielu rolach i jest wszechstronny. Mi chodziło o to (moze niedokładnie sie wyraziłam), ze spośród tancerzy PBN to Solora Gabdullin tańczy moim zdaniem najdoskonalej, bo Maks rzeczywiście czasem wykonuje to tak jak napisałeś jeśli chodzi o oceny poza techniczne (choc i tak go w tym lubię, ale nie tak jak Gabdullina).

Ali - jestem ostatnią osobą, która widzi tylko technikę o czym świadczy chociażby fakt, że nie trawię większości tancerek z Bolshoy, gdize stawia się właśnie, w odróznieniu od Marinki, na stronę techniczną. Ale jeżeli chodzi o te błędy, które wyżej wspomniałąm, to są to podstawy. Oprócz tego sprawa kluczowa - wskazani przez ciebie tancerze nie mają takiej charyzmy, która by mogła rozgrzeszać ich błędy kardynalne. Gdyby mieli, to OK, bo dla mnie tancerz to nie sama technika- wspomnę np o tym, że patrząc globalnie najbardziej obsypany przeze mnie kwiatami tancerz nie ma techniki ani jak Gabdullin, ani jak Yaroshenko nawet -ale ma taki ogień w oczach i potrafi tak człowieka zahipnotyzować charyzmą, że nawet jakby się przewrócił na scenie, to to by nic nie zmieniło w moim odbiorze. To jest dla mnie ważniejsze niż wszystko inne ale żeby tak oceniac to ta charyzma musiałą by być w wysokim stopniu.
Pomijając arystokratycznego Popova (którego technika dyskwalifikuje całkowicie od tańćzenia Solora - zresztą gdyby tak nie było to by dostawał role tego typu w Marince a nie wegetował tam) to Yaroshenko nie ma takiej charyzmy, żeby mogła przyćmić niedostatki techniczne. Aktorsko Yaroshenko jest bardzo niedoskonały. Jego mimika twarzy pozostawia wiele do życzenia. Zresztą dziwi mnie rozgrzeszanie Yaroshenki w imię innych rzeczy, bo dla mnie i wszystkich osób, z którymi dane mi było rozmawiać, a które go widza z kilka razy na miesiąc jest oczywistym, ze to artysta, który aktorsko i wyrazowo mocno kuleje i ratuje go właśnie technika - dlatego ma takie znaczenie jak mu wyjdzie źle.
 
     
Kasul 
Adept Baletu

Związek z tańcem:
uczennica OSB
Posty: 116
Skąd: Gallifrey
Wysłany: Wto Lut 14, 2012 1:50 pm   

Ekh-em,a widział ktoś może Svetlanę Siplatovą jako nową Gamzatti?
Powiedziałabym już dawno co myślę na temat Popova w roli Solora, ale nie umiałabym być w tej ocenie wystarczająco obiektywna.Wydaje mi się jednak ,że gdy my patrzymy na balet nieuchronnie widzimy błędy techniczne, natomiast z punktu widzenia osoby NIE związanej z baletem,przy wspaniałym oddaniu się roli (jak w przypadku owego Solora)każdy błąd zostaje po prostu..za kulisami.Niewidoczny. :wink:
Ach, tak tak, pani Żuk była naprawdę niesamowita.Szczególnie dobre wrażenie wywarło na mnie adagio w "cieniach" :o
_________________
Wibbly-wobbly, timey-wimey

Dawniej-owca524
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lut 14, 2012 6:00 pm   

Sagittaire dobrze to ujęła: balet, jak by się nie wczuwać w role i nie zachwycać interpretacją aktorską roli to przede wszystkim mistrzowski taniec (nie mylic z cyrkowymi sztuczkami). Jesli tancerz/tancerka nie daje rady wykonać większości przewidzianych w roli "ewolucji" to trudno się i jej/jemu i widzowi skupic na postaci (nawet jesli widz połowy niedociągnięc nie widzi). To tak jakby śpiewak operowy od czasu do czasu "wycinał koguty" ale poza tym był wspaniałym Radamesem, Don Jose czy madame Butterfly... Jedno z drugim jest niestety powiązane i ja po prostu nie potrafię zachwycić się nie do konca udolnym tancerzem, jesli widzę jego błędy. Zresztą - tu chyba najbardziej się róznimy Ali - ja nie żądam od baletu (zwłaszcza klasycznego, XIX -wiecznego, tak przecież wystylizowanego) az tak dogłębnej prawdziwości psychologicznej i osobowościowej, jak to co napisałeś odnośnie Solora. Co do detali to trudno mi sie dopatrzeć w interpretacji Maksa owej wskazanej przez Ciebie obojętności, czy skupienia na sobie (ewentualnie na prawidłowym wykonaniu partii) bo właśnie owo wykonanie generalnie nie nastrecza mu trudności, nie widac wahania czy "skupienia" na technice. A co do radości i miłości wrażanej w pierwszym tancu przy świętym ogniu, to własnie specjalnie siadam w 3-4 rzędzie na Bajaderze, zeby napawać się nimi płynącymi z twarzy Solora - Maksima i Nikiji - Saszy. Zresztą w poprzednim układzie Solor - Maks i Nikija - Milewska było to tak samo widoczne, urocze i wspaniałe. Podkreślę tylko, ze Yaroshenko tez to podczas swego debiutu miał i potrafił pokazać i dlatego tak bardzo mi sie podobał (w odróżnieniu od swoich poprzednich kreacji). zatem - technika plus wyraz dla mnie daja pełnie dobrego wykonania, choć potrafie tez docenić poszczególne elementy przy brakach na innym polu i wtedy oddzielam jedno od drugiego. Natomiast kwestie odbioru emocjonalnego postaci przez róznych widzów i ich wyobrażeń tego JAKI Solor jako postac powinien być nie podlegają dyskusji, dalatego tez na tym polu nie zamierzam sie spierać.

PS. owca - ja na blogu napisałam sporo o występie Siplatovej i nawet już mi sie za to dostało :) choć wydaje mis ie ze na tle ocen moich kolegów i koleżanek z forum i spoza forum, z którymi rozmawiałam na spektaklu to oceniłam ją całkiem pozytywnie ;)
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lut 14, 2012 7:38 pm   

Kasia G napisał/a:
tu chyba najbardziej się różnimy Ali - ja nie żądam od baletu (zwłaszcza klasycznego, XIX -wiecznego, tak przecież wystylizowanego) aż tak dogłębnej prawdziwości psychologicznej i osobowościowej, jak to co napisałeś odnośnie Solora.

Tak, tu się różnimy. Bo ja oczekuję tej prawdy psychologicznej i to kategorycznie. Dzięki niej właśnie niektóre z tamtych baletów przetrwały w repertuarze, wciąż zjednują serca widzów i poruszają do głębi. Nie tylko dzięki walorom choreografii – zmienianej i szlifowanej bezustannie przez następne lata. Nie tylko dzięki walorom tańca – wzbogacanego technicznie i modelowanego latami przez wielkie osobowości. Nie tylko dzięki muzyce – poza Czajkowskim miernej na ogół, choć melodyjnej, itd.

Jak wszystkie baśnie, tak one także trwają i porywają wciąż nowe pokolenia swoją uniwersalną i wielowarstwową prawdą psychologiczną, stale wzmacnianą, twórczo wydobywaną, a czasem nawet uwspółcześnianą przez dzisiejszych realizatorów. Dlatego zachowują prawo do obecności w repertuarze teatrów baletowych. Inaczej przepadłyby w niepamięci jak setki innych głupawych baletów XIX-wiecznych.
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lut 21, 2012 9:41 pm   

Kasia G napisał/a:
Sagittaire dobrze to ujęła: balet, jak by się nie wczuwać w role i nie zachwycać interpretacją aktorską roli to przede wszystkim mistrzowski taniec...

Dedykuję obu Paniom dla przemyślenia słowa duńskiego tancerza i choreografa Kennetha Greve'a (twórcy poznańskiego "Jeziora łabędziego") zanotowane w "Glosie Wielkopolskim":

"W jednym z wywiadów powiedział Pan, że najważniejsze są oczy tancerza.

- To prawda, bo zapewniają kontakt między publicznością a tancerzem. Technika jest ważna, ale bez emocji nie ma sztuki".
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Lut 22, 2012 9:04 am   

alez w tym punkcie się absolutnie zgadzam - dlatego sztuka jest dla mnie całość przekazu - sprawne narzędzie i przekazywane emocje. Rzeczywiście, nawet nie gesty a oczy :) zreszta w dobrym tańcu klasycznym kierunek spojrzenia tez jest okreslony - "oczy tez tańczą"
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Mar 07, 2012 10:50 pm   

Kasia G napisał/a:
"oczy też tańczą"

Tam tańczą, a przynajmniej powinny, a tu zerkają z niepokojem: gdzież podziała się Kasia G.?

Bo tymczasem ogłosił PBN:

Po "Święcie wiosny" w niezwykłej choreografii Wacława Niżyńskiego z 1913 roku, Polski Balet Narodowy włączy do swojego repertuaru kolejne wielkie dzieło choreograficzne XX wieku. To "Syn marnotrawny" w choreografii George'a Balanchine'a z muzyką Siergieja Prokofiewa, stworzony w 1929 roku dla Baletów Rosyjskich i przywołany ponownie do życia przez samego Balanchine'a w 1950 roku dla New York City Ballet, a następnie rozpowszechniony w tej wersji przez najsłynniejsze zespoły świata. Balet Balanchine'a nie był niestety dotąd prezentowany Polsce, jedynie po samą partyturę Prokofiewa sięgnęła kiedyś Opera Bałtycka (1963), realizując ją w choreografii Janiny Jarzynówny-Sobczak.

Prace nad polską premierą "Syna marnotrawnego" Balanchine'a prowadzi z zespołem PBN amerykański artysta Paul Boos, wychowanek Szkoły Baletu Amerykańskiego i były tancerz New York City Ballet. Od 1992 roku jest on jednym z firmowych baletmistrzów nowojorskiej Fundacji George'a Balanchine'a, która posiada i chroni prawa do spuścizny po wielkim choreografie. Realizował już jego balety m.in. w Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu, Teatro alla Scala w Mediolanie, Holenderskim Balecie Narodowym, Joffrey Ballet, Operze Lipskiej, K-Ballet w Tokio i z kilkoma zespołami amerykańskimi.

Premiera w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej odbędzie się 14 kwietnia 2012 roku w ramach wieczoru baletowego "Opowieści biblijne". Dekoracje i kostiumy odtworzone zostaną jak wszędzie według projektów słynnego francuskiego malarza Georgesa Rouault, a Orkiestrę Opery Narodowej poprowadzi Jakub Chrenowicz.
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Czw Mar 08, 2012 8:22 am   

Cóż polityka obsadowa ON i puszczanie tak wielu spektakli w 3-4 obsadach powoduje, że trzeba być na premierze, bo tylko w ten sposób człowiek ma gwarancję, że zobaczy gwiazdy. Ja mam bilety na dwa pierwsze spektakle - w razie czego oddal jeden jak już pojawią się obsady.
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Mar 09, 2012 11:43 am   

Kasia G przestała posiaac wolne srodki na uczęszczanie do teatru za własne pieniądze i poszła do pracy, zatem nie zawsze może sobie pozwolic na "bywanie". Co do zapowiadanej premiery to akurat Syn marnotrawny średnio mnie podnieca - fajnie, ze go zobaczymy, ale dla mnie to troszke obiekt muzealny, który warto znac, ale może nie oglądac raz po raz. Nie ma tego wdzieku i walorów co inne prace choreografów dla Ballet Russes z tego okresu (oczywiście moim zdaniem). Natomiast zawsze ciesze się na nowe prace polskich współczesnych choreografów, bo nasi twórcy niezbyt czesto maja okazje do zrobienia czegos nowego a tu i Wesołowski, i Przybyłowicz :) Z niecierpliwością oczekuję premiery
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Pią Mar 09, 2012 12:02 pm   

Kasia G napisał/a:
fajnie, ze go zobaczymy, ale dla mnie .... nie ma tego wdzieku i walorów co inne prace choreografów dla Ballet Russes z tego okresu (oczywiście moim zdaniem).


Uważam dokładnie tak samo. Z prac Balanchine wiele rzeczy bym chętniej obejrzała. Zawsze fajnie jak są premiery, tancerze tańczą, przyjeżdżają dobrzy choreografowie (tu z NYCB!!!!!), ale żebym tak przeżywała tę premierę (jak nadchodzącą w Łodzi....) to nie mogę powiedzieć z czystym sercem.
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Mar 09, 2012 11:07 pm   

Kasia G napisał/a:
akurat "Syn marnotrawny" średnio mnie podnieca - fajnie, ze go zobaczymy, ale dla mnie to troszkę obiekt muzealny, który warto znać, ale może nie oglądać raz po raz. Nie ma tego wdzięku i walorów co inne prace choreografów dla Ballet Russes z tego okresu...

Muzealny? Podobnie jak "La Sylphide", "Giselle", "Bajadera", "Śpiąca królewna", "Les Syphides" i im podobnie. Muzea są jednak nieocenioną wartością, opoką kultury. Mnie więc "podnieca" zapowiedź tej premiery i będę wracał na ten spektakl, aby studiować arcydzieło Balanchine'e w najdrobniejszych szczegółach i obserwować jak sobie radzą z tą wielką rolą tytułową nasi tancerze - po Lifarze, Nuriejewie, Barysznikowie..., słowem po najsłynniejszych tancerzach XX wieku.

A co do wdzięku? On, zwłaszcza XIX-wiecznym balecie , to pewien walor (do dziś dla wielu), wyprany jednak na ogół z głębszej myśli. W repertuarze zespołu Diagilewa chodziło jednak o coś więcej. Na scenę baletową wkraczały nowe idee, silniejsze emocje, uniwersalne problemy, eksperymenty formalne, rozmaite próby teatru tanecznego... A wszystko to legło później u podstaw baletu współczesnego. "Syn marnotrawny" jest właśnie jednym z pierwszych i wybitnych tego rodzaju osiągnięć, obfitujących na przyszłość w znaczące następstwa w światowej choreografii. To jeden z korzeni współczesnego teatru baletowego, a balet polski - oderwany od tych korzeni - błąkał się przez lata po bezdrożach...

Więc rzeczywiście, "fajnie, że go zobaczymy" i będziemy mogli jednak na niego wracać.
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Mar 10, 2012 9:56 am   

nie no, jasne, "muzealny" było tu pewnym skrótem myslowym - nie odbiera mu to wartości, ale po prostu nie porusza mnie emocjonalnie (a przecież Tobie Ali o te emocje i wzruszenia, czucie i wiare, przeciez chodzi). No więc nie znajduje tego w Synu marnotrawnym - przynajmniej gdy go oglądam na V, tak jak np. nie odnajduje tego w Legendzie o Józefie - z tego samego okresu. Oczywiście też w tym kontekscie nie chodziło mi o "wdzięk" baletowy - klasyczny czyli elegancje, lekośc ruchu, urok i powiewnośc, tulko o "wdzięk" czyli to co porusza. Tak rozumiany wdziek ma Święto wiosny, Popołudnie Fauna, Pietruszka, czy Trójkątny kapelusz... ale Syn marnotrawny nie. Co nie zmienia faktu że ciesze się, ze i z tym dziełem warszawska publiczność ma okazje poznac się na zywo, warszawscy tancerze zatańczyć, acz wieksze oczekiwania wiążę z nieznanymi bo dopiero tworzącymi sie baletami polskich choreografów w tym samym wieczorze
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Mar 10, 2012 8:02 pm   

Cytat:
...po prostu nie porusza mnie emocjonalnie (a przecież Tobie Ali o te emocje i wzruszenia, czucie i wiare, przeciez chodzi). No więc nie znajduje tego w Synu marnotrawnym...

Jak to? Jest tam nieodpowiedzialna ucieczka z domu rodzinnego, poszukiwanie banalnych wrażeń, skręt na tzw. złą drogę, pochopne zaufanie przypadkowym kolesiom spod budki z piwem, bezmyślne poddanie się bezdusznej i wyrachowanej bogini seksu, zdrada przyjaciół, zatracenie się w pijaństwie i zabawie, utrata wszelkiego dobytku, a wreszcie samotność, opamiętanie, skrucha i... powrót do domu, a tam - ojcowskie miłosierdzie i wybaczenie. Ileż w tym wszystkim wzruszeń, emocji, "czucia i wiary" właśnie!

Cytat:
...acz wieksze oczekiwania wiążę z nieznanymi bo dopiero tworzącymi sie baletami polskich choreografów w tym samym wieczorze.

A tu racja, to zawsze godne uwagi i życzliwego zainteresowania. Też tak mam.
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 11, 2012 7:10 pm   

Ali, ale właśnie mnie nie porusza przypowieść, bo nie porusza tez - o dziwo - muzyka mojego ulubionego Prokofiewa, i taneczny język, którym jest to opowiedziane - nie wiem dlaczego, jakies wydaje mi sie to płaskie i nie-moje, jak oleodruk. No taka stylistyka. To troche tak, jakbym usiłowała Ci wytłumaczyć dlaczego mnie nie porusza symfonia Beethovena - choc "tyle tam emocji i uczucia" - a na mnie nie działa :)
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Mar 14, 2012 7:14 pm   

Kasia G napisał/a:
...mnie nie porusza symfonia Beethovena - choc "tyle tam emocji i uczucia" - a na mnie nie działa :)

Hmmm... Rozumiem, że nie Beethoven, pewnie bardziej Czajkowski. Ja chyba też tak wolę. Ale na tego nietypowego Balanchine'a popatrz jednak na żywo i świeżym okiem. Ileż tam prostych, a doskonałych pomysłów tanecznych i inscenizacyjnych, jakież oryginalne, przemyślne (przewrotne rzekłbym) wykorzystanie techniki klasycznej w tym jego typowo ekspresjonistycznym balecie. Myślę, że w teatrze - wypełniony żywą ekspresją tancerzy - robi on jednak większe wrażenie niż na szklanym ekranie. Poczekajmy więc, może się przekonasz...
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
venus-in-furs 
Koryfej


Wiek: 32
Posty: 660
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Maj 29, 2012 3:52 pm   

Jest już repertuar na przyszły sezon. Dużo Dziadków do orzechów, że tak powiem :) Nie mogę się doczekać na Sen nocy letniej.

I jeszcze...
http://www.teatrwielki.pl...onth=11&kid=995
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Maj 29, 2012 8:57 pm   

i jeszcze plany na kolejne sezony: Zielony stół, Jezioro łabędzie, Don Kichot (!!!), nowy Romeo i Julia.... hura, hura, hura
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
venus-in-furs 
Koryfej


Wiek: 32
Posty: 660
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Maj 30, 2012 8:21 pm   

Kurta Weilla już chyba nigdy nie zobaczę :(
 
     
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Maj 31, 2012 6:57 am   

ma byc coś w rodzaju suity tańców z Wailla włączone w wieczór kameralny na małej scenie
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 37