www.balet.pl Strona Główna www.balet.pl
forum miłośników tańca

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
"Niżyński" w Łodzi
Autor Wiadomość
sfra 
Solista Baletu

Związek z tańcem:
baletoman
Posty: 1605
Skąd: Varsovie
Wysłany: Pon Lut 27, 2006 3:21 pm   "Niżyński" w Łodzi

Monodram powstały na bazie "Dzienników" Niżyńskiego bije rekordy popularności...

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/22556.html
_________________
sfra- odnaleziony pośród manewrów sztuki i jezyka francuskiego
 
 
Maron 
Pierwszy Solista

Wiek: 34
Posty: 2668
Wysłany: Pon Lut 27, 2006 4:39 pm   

ach ten "jaracz"... *sentyment* :wink:

to dobrze że o "Niżyński" cieszy sie popularnością chciałabym go obejrzeć.. :P
_________________
Naucz się choreografii, a będziesz tańczyć dzień. Naucz się fundamentów, a będziesz tańczyć do końca życia. - Angel Ceja
 
 
 
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 48
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lut 27, 2006 4:44 pm   

eh, kolego moderatorze - był już watek o tym spektaklu ale "zsunął się" na 2 stronę tej tablicy więc wkleję tu jego treść, a tamten zlikwiduję :)

O sztuce w Teatrze Jaracza przedstawiającej postac Niżyńskiego:

Teatr im. S. Jaracza w Łodzi
Scena Kameralna
NIŻYŃSKI

reżyseria: Waldemar Zawodzinski
premiera: 3 grudnia 2005
Sceniczne przedstawienie historii Wacława Niżyńskiego

Premiera w Teatrze Jaracza

Aktor i tancerz Kamil Maćkowiak podjął próbę scenicznego przedstawienia historii Wacława Niżyńskiego - artysty o wielkości i znaczeniu dorównującym jego tragicznemu losowi. Baletowy fenomen - tancerz i choreograf miał 29 lat (styczeń, 1919) kiedy ostatni raz stanął na scenie. 30 lat życia spędził w szpitalu psychiatrycznym.

Przez 6 tygodni od zerwania z baletem do zamknięcia w szpitalu, w czasie nasilających się i słabnących stanów psychozy pisał wstrząsające "Dzienniki". One właśnie są podstawą widowiska "Niżyński".

Scenariusz napisali wspólnie: Waldemar Zawodziński, który jest także reżyserem i scenografem inscenizacji, oraz K. Maćkowiak - jest też autorem choreografii. W przedstawieniu wykorzystano obrazy filmowe Sławka Bergańskiego.

(rs)
Express Ilustrowany
1 grudnia 2005
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
 
ameliaa
Nowicjusz

Posty: 7
Wysłany: Sro Mar 08, 2006 10:56 am   

widzialam "nizynskiego" juz dwa razy,choc zdobycie biletow graniczy z cudem,bo trzeba je rezerwowac z ogromnym wyprzedzeniem.
Moim zdaniem to spektakl niezwykly,wstrzasajacy,dawno nie widzialam w teatrze takiej kumulacji emocji,klimatow..a przeciez to monodram,wiec Kamil Mackowiak jest na scenie sam przez prawie dwie godziny!!!
Choroba "nizynskiego"byla bezwzgledna i potworna,stad spektakl,oparty przeciez na jego dziennikach,ktore pisal w stanie psychozy zaledwie przez 6 tygodni!!!wiec spektakl nie nalezy do latwych i lekkich...
wprost przeciwnie-jest smutno,nawet bardzo,wzruszajaco i przerazajaco...ale tez pieknie gdy Mackowiak tanczy-a nie jest to odtwarzanie jakiejkolwiek wariacji czy baletu nizynskiego,a raczej improwizacja,w ktorej ruch i emocje sa rownorzednym elementem...
a do tego wszystkiego wspaniala muzyka,scenografia(przezroczysta klatka,jakby zawieszona w powietrzu z mobilnym drazkiem,ktory w spektaklu jest jedynym elementem,czy rekwizytem),oraz multimedialne projekcje,wideoklipy dopelniajace psychotyczne stany,ilustrujace leki,obsesje,tez z Mackowiakiem...
polecam nie tylko milosnikom baletu...znajomosc bo=iografii nizynskiego nie jest wymagana,choc mnie sie przydala....
 
 
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Sie 21, 2007 4:34 pm   

Muszę przyznać, że to właśnie ten monodram zainteresował mnie osobą Niżyńskiego. Z recenzji, którą gdzieś czytałam jest on najlepszym spektaklem o tym genialnym tancerzu, który powstał dotychczas. To oczywiście subiektywna opinia, ale śmiem twierdzić, że słuszna, chociaż "Bóg Niżyński" uciekł mi sprzed nosa.

W rolę Niżyńskiego wciela się młody aktor - Kamil Maćkowiak, jak niektórzy twierdzą, jeden z najbardziej utalentowanych polskich aktorów młodego pokolenia, do tego absolwent Szkoły Baletowej.
Kamil i jego monodram, jak sam Niżyński wprost genialny, o czym świadczą liczne nagrody za ten spektakl, w tym Główna Nagroda na VI Międzynarodowym Festiwalu Monodramów Monokle w Sankt Petersburgu za najlepszą kreację aktorską w „Niżyńskim”, a także zaproszenie na najważniejszy i największy festiwal teatralny na świecie Fringe, odbywający się w Edynburgu, na który Kamil ostatecznie nie pojechał z powodu kontuzji. Kontuzja ma związek z tym, że w "Niżyńskim" równorzędny z historią zapisaną w "Dzienniku" jest sam taniec. Eteryczny, oddający wszystkie jego emocje i stan duszy, przeplata się z opowieścią Niżyńskiego i jest żywym obrazem, najbardziej autentyczną historią jego życia. Chociaż tak bardzo przygnębia, rani, wprost przeraża psychoza, geniusz i ogromne cierpienie, jaki bije od niego z wszech stron - to naturalne, bo Niżyński jest i żyje w tym spektaklu naprawdę.

O spektaklu, ze strony Teatru im. S.Jaracza:

Niżyński



Realizatorzy:

reżyseria - Waldemar Zawodzinski
scenariusz - Waldemar Zawodziński i Kamil Maćkowiak
scenografia - Waldemar Zawodziński
choreografia - Kamil Maćkowiak
kostiumy - Izabela Stronias
reżyseria światła - Krzysztof Sendke
asystenci scenografa - Grzegorz Nowak, Ryszard Warcholiński
projekcja filmowa - Sławek Bergański

Występują:

w roli Wacława Niżyńskiego - Kamil Maćkowiak

Autor plakatu: Jakub Jabłoński
foto: Sławomir Bergański

Autor zdjęć

Sławomir Bergański

Nagrody:

Nagroda Promocyjna im. Kazimierza Krzanowskiego dla Kamila Maćkowiaka na 41 Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie
Nagroda Publiczności dla najlepszego aktora na 46 Kaliskich Spotkaniach Teatralnych
Złota Maska za najlepszą kreację aktorską w sezonie 2005/2006
Nagroda Marszałka Województwa Dolnośląskiego oraz Nagroda PKO Banku Polskiego na 40. Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu
Główna Nagroda na VI Międzynarodowym Festiwalu Monodramów Monocle w Sankt Petersburgu za najlepszą kreację aktorską.

Premiera 03 grudnia 2005 na Kameralnej Scenie.

Wacław Niżyński wybitny tancerz i choreograf, prekursor tańca nowoczesnego. Twórca obdarzony wyjatkową charyzmą. Uznany za niedościgły wzór, fenomen ruchu, artystę hipnotyzującego, ikonę swoich czasów;
Okrzyknięty "Bogiem tańca".
W styczniu 1919 roku wystąpił po raz ostatni. Miał 29. lat. Gwałtowny rozwój choroby psychicznej przerwał jego błyskotliwą, lecz krótką karierę. W ciągu 6. tygodni od ostatniego występu do zamknięcia w szpitalu psychiatrycznym, pisze "Dzienniki", wstrząsajacy zapis stanów psychozy. Wacław Niżyński spędził w zakładach psychiatrycznych 30. lat.
Nigdy już nie zatańczył.
"Bóg tańca" zmarł w Londynie w 1950 roku.


Czas trwania spektaklu: 100 minut

-----------------------------------------------------------------
Recenzje:

Tylko aktor z przygotowaniem baletowym mógł porwać się na tak karkołomny pomysł jak aktorsko-taneczny monodram z fragmentów "Dziennika" Wacława Niżyńskiego. Prawie sto minut monologów czasami jasnych i czytelnych - o ekstazie tańczenia, o wzlotach i upodleniach, o udręczającej miłości-nienawiści do Sergiusza Diagilewa - czasami zbaczających w mistykę, a czasami zmieniających się w obsesyjne bredzenie zmąconego umysłu. Plus szalone piruety i akrobacje na drążku. Nadludzki wysiłek godny opowieści o genialności i obłędzie.

Jacek Sieradzki, "Polityka"


Wstrząsające, przerażające, porażające prawdą takie jest wyznanie podszyte psychozą. Taki jest Niżyński. Taki jest Kamil Maćkowiak, wcielający się w jego postać. Młody aktor, Kamil Maćkowiak, (także absolwent gdańskiej szkoły baletowej) zmierzył się z postacią, której wykreowanie wymaga reakcji na wszelkich płaszczyznach wrażliwości, odsłaniania zdrowych i chorych emocji i wygrał. Po zakończeniu spektaklu chce się milczeć, ale nie sposób uciec od myśli o tym, co rozegrało się na najwyższej nucie bólu.

Renata Sas, "Express"

Nie byłoby spektaklu gdyby nie aktor, który jest również świetnym tancerzem. Wplecione w wielki monolog fragmenty eterycznego tańca, czasem wręcz strzępy choreografii, poruszająco uwiarygodniają tragedię Niżyńskiego. Maćkowiak równie wspaniale przekazuje emocjonalne stany swego bohatera, co jego fizyczność i sprawność Zawodziński wyreżyserował przedstawienie perfekcyjnie, oprawiając je scenograficzną ascezą pełną symboliki.

Michał Lenarciński, "Dziennik Łódzki"

Nie nazwałabym Niżyńskiego tylko monodramem.Kamil Maćkowiak wziął bowiem na swoje barki ciężar podwójny: opowiadania o bohaterze za pomocą sztuki słowa i sztuki tańca. I to pierwszy powód, dla którego można mówić o wydarzeniu. Kto jeszcze z równym talentem, ukończywszy szkołę baletową i wydział aktorski, co jest już ewenementem, potrafi zbliżyć się w takim stopniu do tajemnicy tworzenia. Jest i drugi powód , dla którego należy mówić o przedstawieniu w Teatrze Jaracza z największym szacunkiem. To dzieło autorskie Kamila Maćkowiaka i Waldemara Zawodzińskiego, prapremierowe. Stworzono więc spektakl multimedialny, z akcentowanym na dużym ekranie motywem wędrówki bohatera i wstrząsającą w finale fotografią twarzy rozpadającą się na naszych oczach.

Małgorzata Karbowiak, "Kalejdoskop"
 
 
milton 
Corps de Ballet


Związek z tańcem:
uczeń-ekstern w osb
Wiek: 37
Posty: 408
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Sie 21, 2007 5:17 pm   

Oglądałem ten spektakl na kontrapunkcie rok czy 2 lata temu. Genialne i wstrząsające.....tyle możne powiedzieć.
_________________
Bycie TANCERZEM nie jest kwestią posiadanych w danej chwili umiejętności, lecz STANEM UMYSŁU i gotowości poświęcenia życia dla tańca.....
 
 
 
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 42
Posty: 2809
Wysłany: Sro Sie 22, 2007 12:44 pm   

kopiuję z netu: "Kamil Maćkowiak ukończył w 1998 r. Państwową Szkołę Baletową w Gdańsku. Dopiero później postanowił zostać aktorem. Przyznaje jednak, że taniec to jego wielka pasja. - "Na scenie Opery Bałtyckiej zadebiutowałem jako 15-latek. Miałem propozycję pierwszego solisty książęcej opery w Monte Carlo. Jednak, po pewnym czasie, zaczęło pociągać mnie aktorstwo. I tak zostało..." - powiedział Faktowi.

Jak dla mnie to szkoda wielka choć trochę rozumiem. Pierwszy Solista w Monte Carlo... kto wie może mielibyśmy świetnego tancerza z biegiem lat z biegiem dni. I do tego z talentem aktorskim. Dla mnie okropna szkoda. Z drugiej zaś strony dzięki temu mamy całkiem dobry i aktorsko i tanecznie spektakl w Jaraczu-bo kto inny by to zatańczył z aktorów dramatycznych...
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Sro Sie 22, 2007 1:06 pm   

W ktoryms z numerow Foyer byl z nim wywiad, chyba jeszcze przed premiera 'Nizynskiego', albo tuz po - opowiadal wtedy o przygotowaniach do tego spektaklu. Rowniez o swojej drodze do aktorstwa, i dlaczego zrezygnowal z tanca. M.in. pamietam takie slowa, ze woli wyjsc na scene z czyms merytorycznym, a nie tylko po to, by wylac hektolitry potu i dostac za to oklaski. Kazdy ma prawo do takiej decyzji, zwlaszcza ze lepiej czul sie aktorstwie i jak widac, sprawdza sie w tym.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 42
Posty: 2809
Wysłany: Sro Sie 22, 2007 2:05 pm   

to fakt, każdy ma prawo wybierać w życiu to co mu bardziej odpowiada i należy to szanować (kardynalne prawo człowieka i obywatela i innego istnienia ludzkiego- prawo wolnego wyboru). Niemniej jednak dla mnie to szkoda byłaby zawsze ilekroć bym słyszała że dobrze zapowiadający się tancerz wybiera zamiast tańca coś innego a to tylko dlatego, że do kina ani do teatru raczej nie chodzę -a jeżeli już to tylko żeby komuś zrobić przyjemność-zupełnie mnie nie pociągają. Ale to już takie moje subiektywne odczucia...
 
 
gonia 
Solista Baletu


Związek z tańcem:
miłośnik
Posty: 1705
Wysłany: Sro Sie 22, 2007 2:15 pm   

w sumie ja też mu się po trosze nie dziwię- tancerz nie zarabia dużo, podejrzewam, że aktor zarabia kilka razy więcej.

tylko, jak już mówiłaś ag1... , szkoda, że młodzi, utalentowani tancerze odchodzą z tańca z powodu chyba braku przyszłości? czy może wypalenia? nie wiem... ale z drugiej strony cieszmy się, że znalazło się, że tak to nazwę, przedstawienie, łączące aktorstwo z tańcem. łączące aktorstwo z tańcem w [chyba!] dużo większej mierze niż przedstawienie baletowe. może to jest przyszłością dla takich tancerzy-aktorów jak Maćkowiak. [o ile będzie dobra gaża.... :roll: ]
_________________
Na forum wróciłam po 2 latach, widać nie da się żyć bez tańca, chociaż już zapewne do niego nie wrócę. Trochę jakby nowe życie.
Nie wiem, czy wróciłam na stałe, może za chwilę znów zniknę. Ale co jakiś czas zaglądnę.
 
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Sro Sie 22, 2007 2:27 pm   

Aktorzy tez nie zarabiaja duzo, jedynie ci naprawde znani (przede wszystkim serialowi) wiecej, ale ich nie jest tak wielu.

Mnie nie jest szkoda, bo jesli czul, ze lepiej sie spelni w tym, co robi teraz, i ma mozliwosc wlasnie to robic, to znaczy ze byl to dobry wybor.
Swiat nie konczy sie na balecie, i ze dla wiekszosci z nas to taniec jest najwazniejszy, to nie jest tak dla wszystkich.
Poza tym, moze bylby z niego swietny tancerz, ale byc moze teraz jest z niego jeszcze lepszy aktor? A na pewno bardziej sie teraz spelnia, mowie to na podstawie tego co mam pamieci z tego wywiadu, z jego podejscia do baletu, szkoly baletowej, teatru, aktorstwa, po co warto wychodzic na scene, itd.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 42
Posty: 2809
Wysłany: Sro Sie 22, 2007 2:59 pm   

tak, ma sens, co mówisz. Najważniejsze żeby robić to "do czego jest się stworzonym" i co bardziej odpowiada oczekiwaniom i naturze. Wiem to po sobie -przez rok po studiach pracowałam gdzieś wbrew sobie i to mnie tak zaczęło dołować, ze gdybym tam została to stałabym się dziś sflustrowaną sknerą(':D'). A jak robię to co uwielbiam to aż chce się żyć.
Niech więc każdy robi to co lubi.
Mimo tego mi i tak jednak jakoś smutno jak dobry tancerz przestaje tańczyć - tak troszkę z egoizmu bo jestem ciekawa co by z tego wyszło(':D'). Ale mniejsza o moje samopoczucie niech każdy robi to w czym się bardziej realizuje
 
 
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Sie 23, 2007 1:16 pm   

Przepraszam was, że wszędzie wtrącam swoje marne trzy grosze, ale chyba taka już jestem z natury ;)

Jeśli chodzi o Kamila, to obecnie uznawany jest za jednego z najzdolniejszych polskich aktorów młodego pokolenia, wkrótce do kin wejdzie film Jerzego Sthura z nim w roli głównej "Korowód", a Waldemar Zawodziński, dyrektor artystyczny Teatru Jaracza twierdzi, że nie wyobraża już sobie tego teatru bez niego. Swoją drogą to też genialny człowiek, przesympatyczny, bardzo otwarty na innych ludzi, ciepły i muszę przyznać, że właśnie poprzez jego rolę w "Niżyńskim" zainteresowałam się głębiej właśnie tym tancerzem. Oprócz tego wszechstronny, mówię to, gdyż wiem, że od przyszłego roku zamierza studiować psychologię, poza tym jego średnia w klasie maturalnej wynosiła podobno 5,7 więc mówi to samo za siebie.

Kamil zrezygnował z baletu świadomie i nie pomogły nawet prośby i groźby jego profesorów, bo jak obecnie mówi w wielu wywiadach nie żałuje tego, że wybrał inną drogę zawodową, dlatego że po pewnym czasie sam taniec przestał mu wystarczać, czuł, że nie jest do końca spełniony i chciałby zająć się czymś innym., co jeszcze bardziej go rozwinie i zainspiruje. Obecnie aktorstwo jest właśnie jego największą pasją, ale taniec również nią jest. Ktoś napisał, że aktor być może zarabia kilkakrotnie więcej niż tancerz - nie wydaje mi się, a nawet jeśli to nieznacznie więcej, zresztą Kamil jest przede wszystkim aktorem teatralnym, a na tym kokosów na pewno nie zbije, tym bardziej że musiał "dorabiać" dodatkowo w serialach, żeby zarobić na godziwe utrzymanie, w przeciwnym razie na pewno by się na to nie zdecydował. Poza tym - o kwestie finansowe nie chodziło na pewno, Kamil powiedział, że gdyby zależało mu na pieniądzach zostałby biznesmenem, nie aktorem, o czym może świadczyć także to, że odrzucił lukratywny kontrakt, który gwarantował mu o wiele lepszą pracę za granicą, stałe dochody, a mimo wszystko nie przyjął go, gdyż stwierdził, że nie odpowiada mu takie granie, jakie mu proponują. Jednym słowem - praca o wiele bardziej lekka i przyjemna, niż w Polsce, a jednak odmówił. I właśnie dlatego został aktorem, co zawdzięcza też fascynacji Heleną Modrzejewską - może ją trzeba obarczyć winą, że odciągnęła go od kariery baletmistrza ;) Oczywiście żartuję, ale stwierdził też, że obecnie wystarcza mu to, że tańczy w "Niżyńskim", patrząc jednak na występy innych nierzadko kręci mu się łza wzruszenia w oku i kiedy przypomina sobie o swoich występach. Ja mimo wszystko również uważam, że Kamil jest wspaniałym aktorem i stworzony do tego, żeby grać, zresztą zobaczcie sami, jak wspaniale udało mu się połączyć te dwie sztuki - balet i aktorstwo właśnie w "Niżyńskim". Gdyby nie on, nie powstałby na pewno tak genialny spektakl i myślę, że to trzeba przede wszystkim docenić.
On naprawdę wie czego chce - za pierwszym razem nie dostał się do filmówki, był na liście ostatni, a Warszawie powiedziano mu nawet, że jest a ruchowy, co jest raczej śmieszne, biorąc pod uwagę to, że tańczył 9 lat. Za to po roku, po zapisaniu się na dodatkowe zajęcia dostał się do Wydziału Aktorskiego Łódzkiej Szkoły Filmowej jako pierwszy na liście, co chyba najlepiej świadczy o jego uporze i determinacji.

Joanna wspominała o wywiadzie z "Foyera" - mam go i jeśli ktoś jest zainteresowany mogę wkleić tutaj ten wywiad,a także inne, bo mam ich całkiem sporo, być może nawet wszystkie, dlatego jeśli ktoś poszukuje czegoś konkretnego, albo ogólnie chciałby przeczytać - służę pomocą ;)
 
 
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 48
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Sie 23, 2007 1:53 pm   

oczywiscie ze nie problem w mówiąc potocznie "kasie" ale w samorealizacji w zawodach artystycznych. Zanm więcej przykładów na aktorów lub np. spiewaków którzy chodzili do "baletówki" i zrezygnowali. To oznacza artystyczne poszukiwanie w jakim środku wyrazu najlepiej sie czuję. To ze komus taniec przestał wystarczać nie powinno nas oburzać, moze tylko niektórych z nas uraziły słowa o wylewaniu hektolitrów potu na scenie (niejako bez celu, bez sensu). Ale to drobiazg.
Tak czy inaczej wypada życzyć Kamilowi jak najlepiej.

PS. Mój kolega też zdawał do szk. Teatralnej 2 razy (wczesniej grał w filmach dzieciecych) i powiedziano mu że jest zbyt charakterystyczny. A teraz.. gra w filmach.. no cóż.. (ale to offtop)
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Czw Sie 23, 2007 2:00 pm   

Co do owych 'hektolitrow potu'. W kontekscie wywiadu bylo ze nie tyle bez sensu jako takiego, ile chodzilo o sam wyczyn, bez glebszego dna. Akurat ten cytat zapamietalam (pewnie niezbyt dokladnie), bo faktycznie jest dosc dobitny, ale tez jest ciekawy do zastanowienia sie nad, jesli chce sie zrozumiec taki, a nie inny wybor drogi artystycznej.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Sie 23, 2007 2:29 pm   

Widzę, że trwają tu rozważania nad tym wywiadem, więc pomyślałam, że może jednak go wkleję? ;) Uważam, że jest ciekawy, Kamil ogólnie mówi bardzo mądrze. Jeśli to offtopic i wywiad nie powinien się tutaj znaleźć, to powiedzcie - usunę post.

Walczyć ze słabościami

- Dziś za zawodem aktorskim nie stoją spektakularne kariery teatralne, ani żadna misja. Żeby na przykład wyjechać w tournée i grać jak Modrzejewska, 250 spektakli w roku... Marzę o tym - mówi KAMIL MAĆKOWIAK, aktor Teatru im. Jaracza w Łodzi.

«Ukształtowałem się w przekonaniu, że trzeba zawzięcie walczyć z własnymi słabościami, przełamywać ból. Nie lubię pracować nad postaciami, w których nie ma konfliktu albo rozdarcia na pograniczu choroby psychicznej. Kiedy przeczytał dzienniki Niżyńskiego, wiedział, że musi go zagrać. Kilka lat wcześniej z taką samą pewnością postanowił: zmieniam wszystko, chcę być aktorem. W dzieciństwie był przekonany, że najlepszym dla niego miejscem jest szkoła baletowa.

Kamil Maćkowiak [na zdjęciu]: Chciałem śpiewać. Miałem dziewięć lat i wydawało mi się, że szkoła baletowa pomoże mi zostać piosenkarzem. Oczywiście szybko zorientowałem się, że tak nie będzie. Ale dobrze się stało, że tam trafiłem.

Marta Strzelecka: Spodobało ci się?

- Ja się spodobałem. Balet jest niezwykle wymiernym zjawiskiem. Różnice zdań mogą się pojawiać przy ocenie charyzmy czy talentu aktorskiego, ale nie ma wątpliwości, kto lepiej skacze, kto lepiej kręci piruety, kto jest bardziej rozciągnięty. Okazało się, że mam do tego talent. Już w szkole pracowałem jako tancerz w Operze Bałtyckiej. Miałem 15 lat, kiedy debiutowałem. Moim dyplomem była główna partia w spektaklu "Samotnia" Sławomira Gidla. Więc bardzo szybko zacząłem poznawać scenę. Żyłem w zamkniętym świecie. Długo miałem wrażenie, że niczego poza szkołą i internatem nie ma. Stąd potem załamanie, kiedy to się skończyło. Pojawiło się pytanie: co dalej?

Przecież dostałeś kilkanaście propozycji na rok, stypendia, zaproszenia do szkól tańca współczesnego w Brukseli, Monte Carlo, Stanach Zjednoczonych. .. I pytałeś: co dalej ?

- Tak, bo zrozumiałem, że nie chcę wracać do domu po 14 godzinach pracy nogami i nie mieć ochoty na nic - na to, żeby coś przeczytać, gdzieś wyjść, spotkać się z kimś... Pracowałem bardzo dużo i intensywnie. Przed premierą "Samotni" miałem drugą operację kolana. Powinienem rehabilitować się i właściwie nic nie robić, a ja 10 dni po operacji - do czego nawet nie przyznałem się w szkole-wróciłem na salę i ćwiczyłem. A to był spektakl, w którym przez godzinę nie schodziłem ze sceny. Bałem się, że ze względów bezpieczeństwa mogą mi odebrać rolę. Balet strasznie zdeterminował mój styl życia. Uratowała mnie fascynacja teatrem, która zaczęła się od Modrzejewskiej. Przeczytałem jej biografię i zacząłem tworzyć sobie nowy świat - moją prywatną szkołę aktorską. Grałem do ścian, krzeseł... i byłem bardzo szczęśliwy. Byłem szczęśliwym egzaltowanym 16-latkiem. Podobnej radości nie udało mi się osiągnąć przez pięć lat pracy w profesjonalnym teatrze. Dzięki tej młodzieńczej fascynacji stało się jeszcze coś ważnego: ukształtował się we mnie pogląd na to, jakie aktorstwo mnie interesuje. Dziś nie stoją już za tym zawodem ani tak spektakularne kariery teatralne, ani żadna misja. Żeby na przykład wyjechać w tournée i grać jak Modrzejewska, 250 spektakli w roku... Marzę o tym. Wtedy brałem udział W konkursach recytatorskich, występowałem w zespołach amatorskich, w czterech równolegle , grałem bardzo dużo, jak na kogoś, kto jednocześnie uczył się w szkole baletowej. Wszystko, co wiązało się z aktorstwem, stało się dla mnie bardziej inspirujące niż wychodzenie na scenę po to, żeby wylać 300 litrów potu.

Teraz nie wylewasz potu?

- Rozwój w tym zawodzie dotyczy tak wielu aspektów życia, że nie mogę pracować tylko nad ciałem. Przenoszę do teatru moje rozumienie rzeczywistości, a to trzeba rozwijać, pogłębiać. Każdemu spektaklowi towarzyszą inne doświadczenia. Kiedy pracowałem nad "Sprawcami", przez dwa miesiące odwiedzałem ośrodek dla molestowanych seksualnie. Wszystko, z czym wiąże się ten zawód, jest dla mnie fascynujące, a najbardziej chyba to, że tych elementów jest tak wiele. Ale cierpię na coś, co nazwałbym kompleksem tancerza -jako aktor z jednej strony czuję lęk przed koncentrowaniem się na jednym problemie, a z drugiej brakuje mi introwertycznej pracy nad sobą. W szkole baletowej robiłem to godzinami. Po zajęciach, w nocy, brałem klucz do sali i rozciągałem się, kręciłem, powtarzałem piruety albo jakieś konkretne ćwiczenia. Ukształtowałem się w przekonaniu, że trzeba zawzięcie walczyć z własnymi słabościami, przełamywać ból. Kiedy trafiłem do teatru, nagle mi tego zabrakło. Tu pracuje się zespołowo. Nie ma ciebie, jeśli nie masz partnera. W spektaklu z kilkuosobową obsadą z tego, że pracuję sam ze sobą, nie rodzą się najważniejsze rzeczy.

Z tęsknoty za taką pracą wziął się pomysł na monodram ?

- To nie jest nowy pomysł. Pierwszy monodram zrobiłem, kiedy miałem 16 lat.

Co to było?

- Spadniesz z krzesła. Wydawało mi się wtedy, że rodzi się nowy Szekspir. To był mój tekst.

O czym?

- O chorobie psychicznej.

Dlaczego chcesz grac wariatów? Lubisz się męczyć?

- Dużo bardziej męczę się nad postaciami, w których nie ma rozdarcia, konfliktu na pograniczu choroby psychicznej. Choć Niżyński rzeczywiście będzie pierwszą rolą, r w której zagram studium choroby, od punktu wyjściowego do katatonii - ataki szału, euforii, autoagresji, stany maniakalne, depresyjne -przekrój przez podręczniki psychiatrii.

Nie wpadłbym na pomysł tego przedstawienia, gdyby nie dzienniki Niżyńskiego. Trafiłem na tekst, który moim zdaniem jest genialny, choć z punktu widzenia literackiego może być uznany za bełkot, grafomanię. To zapis rozwoju choroby, w którym dla mnie najbardziej fascynujące są rozdarcia w tym człowieku. Na wielu płaszczyznach - między geniuszem a szaleństwem, między ekstrawertyzmem, którego najlepszym dowodem są dzienniki a totalnym zamknięciem w sobie, między Polską a Rosją, między ojcem, którego nigdy nie było a nadopiekuńczą matką, pomiędzy homoseksualnością a niezwykle wybujałą sferą życia heteroseksualnego, pomiędzy żoną a Diagilewem... Poza obiektywną rzeczą - tym, że był wybitnym tancerzem - dla mnie najbardziej fascynująca jest jego wrażliwość. W kontekście tych wszystkich sprzeczności i całej drogi, która doprowadziła go do totalnego odizolowania w wieku 30 lat. Niezwykłe, ile ten prosty, niedokształcony chłopak miał w sobie wulkanów. Niestety wszystkie niespodziewanie i niemal jednocześnie wybuchły.

Jak chcesz go grać?

- To materiał do pogrzebania w sobie tak głęboko, jak tylko jestem w stanie sięgnąć. Chciałbym, żeby to było zagrane odważnie.

Odważnie?

- Boleśnie, bez estetyzowania, cenzurowania się.

Myślisz, Że twoi fani to mają na myśli, pisząc na forach internetowych, że jesteś odważny ?

- Odważny, ekstrawertyczny, ekstremalny... Tak się złożyło, że przez kilka lat wszystko szło w tę stronę, w stronę takiego grania. Jednak nie chciałbym na tym poprzestać. Zdaję sobie sprawę ze swoich braków, z lęku przed graniem lekkiego repertuaru, fars... Choć jednocześnie nie wiem, po co miałbym grać coś, co mnie nie szarpie, nie męczy, nie powoduje, że gryzę się z rolą, że ona wciąż powstaje. Ze wszystkim, co teraz gram, tak właśnie jest. Ale tak naprawdę nie wiem, co mają na myśli, mówiąc "odważny aktor".

Rozbierasz się.

- Jeśli jest to potrzebne. Odważne aktorstwo dotyczy ekstremalnych środków, często na granicy ekshibicjonizmu. Takimi środkami posługuję się, kiedy gram męską prostytutkę - Victora w "Polaroidach", Paula w "Sprawcach", który jest wykorzystywanym seksualnie chłopakiem, gwałconym przez matkę wibratorem, Jimmyego w "Miłości i gniewie" - postać totalnie neurotyczną czy psychopatę - Niżyńskiego. Po premierze "Sprawców" pisano w recenzjach, że gram na granicy prywatności. Jednak pracuję świadomie, nigdy nie przekroczyłem żadnej z granic. Gdyby tak się stało, znaczyłoby to chyba, że jestem wariatem.

Ale fascynują cię choroby psychiczne ?

- Od dziecka. Przechodziłem różne etapy tej fascynacji. Pierwszym była młodzieńcza chęć zachorowania, ucieczki w świat, w którym wydawało mi się, że jest się szczęśliwszym, bo niczego nie trzeba udawać. Teraz interesuje mnie kliniczność - człowiek nagle wpada w coś, czego nie da się wyjaśnić. Chodzę na oddział szpitala psychiatrycznego i obserwuję chorych. Próbuje się ich klasyfikować, ale tak naprawdę każda choroba ma inny schemat. Mój monodram będzie historią jednego przypadku. Widz niby przez dziurkę od klucza będzie podglądał, jak ktoś zmaga się ze swoim cierpieniem.

Debiutujesz jako współtwórca spektaklu. Czego się boisz się najbardziej?

- Tego, czy będę potrafił utrzymać uwagę widzów przez 70 minut w tak mrocznej stylistyce. Czy będę takim instrumentem, jakim chciałbym być, żeby zrobić wszystko, co sobie zaplanowałem. Mam takie sny: gram, publiczność wychodzi, a ja krzyczę, żeby zostali, bo mogę zagrać lepiej. Niezależnie od tych wszystkich lęków, cieszę się, że będę gospodarzem wieczoru, że na mnie będzie spoczywała największa odpowiedzialność za to, co się będzie działo z widzami. Po raz pierwszy w tak dużym stopniu będę miał wpływ na kształt spektaklu nie tylko jako aktor, ale też współtwórca scenariusza .Jednak nie to zdecydowało, że zacząłem pracę nad tym projektem. "Niżyński" nie powstaje z potrzeby zrobienia monodramu.

A może z głodu pracy ?

- Nie. Gram bardzo dużo. Poza tym głód ilości przerodził się w głód jakości. Jeszcze dwa lata temu byłem szczęśliwy, kiedy z jednej próby szedłem na drugą, z drugiej na trzecią, a potem jeszcze pracowałem sam w nocy. Nie przeżywam już takiego zachłyśnięcia samą pracą. Teraz wolę zjeść kolację w dobrym towarzystwie, niż robić wszystko, żeby mieć poczucie, że wciąż jestem bardzo aktywny zawodowo. Nie chcę tak organizować sobie życia, żeby tu mieć serialik, tam sitkomik, i jeszcze do tego kabarecik w hotelu. Nie mam takiej potrzeby, żeby czuć, że dużo robię. Bardzo sobie wyidealizowałem ten zawód. Już na samym początku, kiedy zafascynowała mnie Modrzejewska.

Myślę, że gdyby teraz żyła, byłaby gwiazdą filmową. Ciebie nie interesuje film?

- Zapytaj ludzi, którzy robią filmy, czy są zainteresowani Maćkowiakiem.

Pytam, czy zabiegasz o to, Żeby grać w filmach.

- Jak ja mogę o to zabiegać?

Chodzisz na castingi?

- Nie lubię. Wbrew mojej naturze jest udowadnianie czegoś w sytuacjach, w których niewiele można udowodnić, bo szuka się typu, a nie osobowości. Przez pięć lat nikt z agencji, która ma opiekować się mną artystycznie, nie widział mnie w żadnym spektaklu - nie chciał dowiedzieć się, co potrafię, jakim jestem typem aktora, jakie są moje warunki. Postrzegają je przez pryzmat fizyczności, więc dostaję zaproszenia na castingi do ról, które są zupełnie poza obszarem moich zainteresowań, a czasem umiejętności. Ktoś mnie zaangażował, bo wydawało mu się, że jestem atrakcyjnym, młodym człowiekiem, który będzie grał to, że jest atrakcyjny. Rozczarowanie -Jeśli młodemu aktorowi nie towarzyszy szum medialny, dzwoni się do niego i mówi: ,Jest rola w serialu, bierzesz?". Żadnych informacji o scenariuszu, bardzo ogólne o postaci. Wydaje się, że samo hasło "rola" zadziała jak lep. Nieprawda.

W teatrze grasz tylko to, co cię interesuje?

- Kiedy przygotowywałem swoje pierwsze ważne role, miałem 22 lata, a niektóre z nich wciąż gram. Zmieniłem się, od kiedy byłem studentem, więc mój stosunek do tych ról też się zmienił. Tak było z Jimmim w "Miłości i gniewie" - postacią, która zafascynowała mnie, kiedy zobaczyłem spektakl z Żebrowskim i Krukówną. I nagle na IV roku studiów mogłem to zagrać w profesjonalnym teatrze. Więc byłem zachwycony. Teraz - niezależnie od tego, że jedne spektakle lubię bardziej, inne mniej - cieszę się, że dużo gram. Za jakiś czas może będę miał inny pomysł na życie, może będę chciał robić dwie role w sezonie, nie pięć. Mimo że to dopiero początek, tak intensywny czas w moim życiu zawodowym może się nie powtórzyć... Mam wrażenie, że jestem w momencie, który nazwałbym przełomowym.

Dlaczego ?

- Dotąd cały czas grałem, wciąż byłem na scenie. Niedawno miałem przerwę, dla mnie bardzo długą - kilkumiesięczną, związaną z operacjami kolan, zresztą z powodu Niżyńskiego, bo nie robiłbym tego, gdyby nie zależało mi na takiej dyspozycji organizmu, która udźwignie wszystko, co sobie wymyśliłem w warstwie ruchowej w tym spektaklu. Miałem dużo czasu i przewartościowały się we mnie pewne rzeczy. Powoli zaczynam otwierać oczy na rzeczywistość, w której funkcjonuję. Dostrzegam, że to, o co mogę zawalczyć poza teatrem, nie zgadza się z moim wyobrażeniem o aktorstwie. Ale nie chcę się obrażać na tę rzeczywistość. Trzeba się w niej odnaleźć. Albo świadomie z niej zrezygnować.

-Rozmawiała Marta Strzelecka

KAMIL MAĆKOWIAK

Debiutował na drugim roku studiów w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Przez cztery lata zagrał tam kilkanaście ról. Pracuje nad monodramem "Projekt Niżyński".»

"70 minut neurozy"
Marta Strzelecka
Foyer nr 9/03.2005
11-03-2005
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Pon Gru 14, 2009 11:07 am   

krótki wywiad:

"Niżynskiemu" stuknęła setka
- Daj Boże, żeby mnie identyfikowano z rolą teatralną. Z taką rolą - KAMIL MAĆKOWIAK, aktor Teatru im. Jaracza w Łodzi, zagrał w sobotę 100. spektakl "Niżyńskiego".
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 25